Znakomity eksplorator nowych środków wyrazu w świetnej formie.Steve Jolliffe to bardzo płodny kompozytor który mimo klasycznego wykształcenia, ciągle szuka co raz to ciekawszych form przekazu. W starszych projektach często używał całej palety tradycyjnych instrumentów. Płyta „Space” z 2002r. to obrazowa muzyka która podsuwa wyobraźni słuchacza różne symbole. Expandere 13:07 Na otwarcie dobra próbka tego co przewijać się będzie przez wszystkie nagrania. Nerwowa kompozycja w której smyczki nadają dość ekstremalne tempo. Dialog różnych perkusyjnych maszyn i akompaniament gitar. Motywy orientalne w brzmieniu delikatnego fletu dodają swoistego kolorytu. Można łatwo dać się ponieść grze kolejnych instrumentów i stracić poczucie rzeczywistości. Udany synkretyzm tradycji z nowoczesnością. Axioum 7:50 Ponownie wiodą prym klasyczne odniesienia podporządkowane zimnej koncepcji. Kolejne wprowadzenia instrumentów kontrolowane są z sekundową precyzją. Automat perkusyjny na chwilę się wycisza. Symfoniczne akcenty nadają kompozycji dość poważny ton. Po chwili milczenia z wyraźną pompą wchodzą kolejne frazy. Do końca utrzymane jest szybkie tempo produkcji dźwięków. Emite 5:01 Tu jest mniej klasyki a więcej elektroniki. Na tle pętli z tradycyjnych brzmień pojawiają się urozmaicone rytmiczne kule krążące po kanałach, ale też i typowo elektroniczne dodatki. W końcu gęsty rytm znów sprawia wrażenie przemożnej konieczności grania. Można przez chwilę pomyśleć że następuje personifikacja instrumentów: mają one ważną misję do przekazania i chcą to zrobić konkretnie precyzyjnie. Ciekawe odczucie, aby wydobyć takie wrażenie z martwych maszyn trzeba być mistrzem. Euclidean 16:40 Pasaże ciągłych dźwięków na tle zaprogramowanego ostinato. Słychać trochę jazzowy rytm i solo na trąbce. Opowiada ona jakąś historię z pewną niefrasobliwością. W tyle basowy akompaniament jakby próbował trzymać ją w szachu a rytm okazuje dezaprobatę próbując niejako wcisnąć się w pozostałą przestrzeń. Trochę dodatków, sampli ludzkiego głosu, bardzo cichego krzyku. Muzyka robi się coraz bardziej nastrojowa, mniej syntetyczna, długie wybrzmiewanie instrumentów działa wybitnie uspokajająco. Coś jak początek drugiego seta na płycie "Tangram" zespołu Tangerine Dream. Ponownie sample i efekty. Trochę ciszy i część druga tej kompozycji gdzie bardzo gęsto upchane wstawki perkusyjne i rytmiczne wiodą prym. Oczekiwanie na przełom, podczas gdy struktury wędrują i wędrują… Wreszcie delikatna melodia i bardzo ciepły podkład nastrajają tkliwie. Jednak ostatnie 2 minuty to powrót do form zrobotyzowanych i sztucznych ciągów. Cislunar 15.24 Kolejna mikro suita. Zmiana konceptu: coraz mniej sztuczności, a więcej terapeutycznych wibracji. Muzyka ma za zadanie wzmacniać, nie tylko imponować swoją rozbudowaną formą. Rozkołysana i pozytywna w charakterze gra instrumentów strunowych. Basowe loopy pięknie toczą się z kanału na kanał, tworzy się ładny klimat… Kolejne wejścia, jak najbardziej krzepiące, są niczym wynik badań dobrego lekarza. Sugestywnie dobrano elementy układanki i słuchanie staję się coraz większą przyjemnością. Powtarzający się motyw jest lekko pompatyczny, doniosły, w tle szumi morze… Dynamiczna ekspresja pcha jednak muzykę dalej. Mamy kolejną krzepiącą melodię - potwierdzana zgodnym akompaniamentem trwa i trwa. Ta kompozycja jest jak piękna kobieta. Pamiętacie na pewno jak spotkaliście damę o idealnej urodzie, której obecność cieszy całe jej otoczenie? Ten utwór przypomina mi taką Lady. Eros 13:19 Smutny początek i dramatyczny przebieg, w punkcie zwrotnym zmodyfikowane ludzkie głosy. Smyczkowe instrumenty tną konkretnie. Bęben niczym wojskowy werbel wzywający do bitwy. Więcej szumów w tle, więcej emocji. Epicka opowieść pełna barw i kontrapunktów. W tej doskonałej kompozycji Jolliffe udowadnia że elektroniczne instrumentarium nie musi ograniczać artysty. Jego wyobraźnia zwycięża schematy, a nabyta biegłość nadaje nowy kształt tworzywu. Eklektyzm gatunków i konwersja klasycznego muzycznego pojmowania na nowoczesny przekaz skutkuje powstaniem postępowego dzieła. Ta muzyka jest przeżyciem emocjonalnym dużej rangi. Steve Jolliffe napisał mi że płytę "Space" nagrał bez instrumentów akustycznych. Totalna elektronika imituje tu orkiestrowe aranżacje i instrumenty a całość kontrolowana jest przez Roland XP80 workstation.
Jest to dla mnie osobiście pierwszy tak znaczący mariaż muzyki poważnej (w zamyśle, nie w transkrypcji) z elektroniką od czasów nagrań Isao Tomity. Odlot bez dopalaczy na wiele miesięcy :).
Jest to dla mnie osobiście pierwszy tak znaczący mariaż muzyki poważnej (w zamyśle, nie w transkrypcji) z elektroniką od czasów nagrań Isao Tomity. Odlot bez dopalaczy na wiele miesięcy :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz