poniedziałek, 16 maja 2011

Simon Wickham – Smith Multiple Tongues



      Ekscentryczny muzyk i jego dziwna twórczość. Simon Wickham – Smith urodzony 2.02.1968r. w Rustington w Anglii mieszka obecnie w Seattle. Prowadzi bogate w pasje życie, z którego przypomnę tylko kilka wątków.  Interesuje się prawie obsesyjnie szóstym Dalajlamą (sam zresztą jest byłym buddystą i mnichem według tradycji tybetańskiej), niegdyś był astrologiem bez większej ilości klientów. Autor pracy będącej efektem badań nad rozwojem ludzkiego umysłu w stronę oświecenia i zjednoczenia z Bogiem. Obecnie zajmuje się tworzeniem muzyki eksperymentalnej. Luźno związany z formacją Helsinki Computer Orchestra. Największa rosyjska niezależna wytwórnia Electroshock promująca odważne akustyczne dokonania, wydaje w 2010r. jego nagrania na płycie „Multiple Tongues”.  Są one wynikiem fascynacji autora tym, co można wydobyć z ludzkiej krtani: artykulacją, tonacją, oraz ekspresją na wyższym poziomie semantyki. I to wyraźnie słychać w zawartości poszczególnych ścieżek. Bardzo ciekawa jest kilku częściowa pierwsza kompozycja Juskidding 15:16. Oczywiście skojarzenia słuchaczy są umowne i u każdego indywidualne. Ja słyszę to tak: A) Parquat - powtarzalne sample, które brzmią jak próba nawiązania dialogu NASA z UFO zakończona zresztą niepowodzeniem. B) Unsafeday - utrzymany w podobnym tonie eksperyment. Dziwne dźwięki, jakie generuje Wickham kojarzą mi się ze starymi amerykańskimi filmami SF z lat 50 i 60 tych, serialami typu ”Invaders”. C) Brickcliff - Krótkie obsesyjne kobiece monologi pośród wielu efektów. D) The Machine Says It -  Słychać jakiś senny koszmar przedstawiany przy pomocy akustycznych zdarzeń.  Znów wygląda mi to na próbę komunikacji między zupełnie innymi formami życia. A może tak czasami wygląda rozmowa żony z mężem w domu niezgody? ;) Trochę dołujący klimat. E) Shuttlecock And Battledore - dialogu NASA z Obcymi ciąg dalszy. Są nieustannie podejmowane próby bliższej komunikacji.  Czasami słychać odgłosy jak z bagna pełnego zwierząt, ale uważam jednak że to Marsjanie prowadzą rozmowy nad ludzkim ciałem podczas spotkania III stopnia. F) A Piece On Defoe – generowany jest przebieg muzycznego odłamka w pętli, jako tło dla różnorodnych form modulowania ludzkiego głosu. Często jest to zniekształcony charkot, czasami kobiecy tembr. Do tego zapisu dodano retrospektywne kompozycje z lat 2001 -2004. 07. Songs And Dreams The Whalers Weave - głosy na taśmę, miksowane na różne sposoby. Być może budzi się tu bestia z głębokiego snu? Kompozycja zamiast deklarowanej na okładce niecałej minuty trwa ok. dziesięciu. Następują po sobie różne powtórzenia. Przeważają głosy ludzkie poddawane obróbce, w otoczeniu wyjątkowo wysokich częstotliwości. Ciekawy jest efekt przeskakiwania płyty analogowej z powtarzalnością motywów. Są tu też wśród innych szumów, dźwięki kojarzące się ze startem statków kosmicznych. Taką muzykę należy poznawać mając nałożone słuchawki na uszy, bo małżonka i zwierzęta domowe raczej nie okażą zrozumienia dla mocno awangardowych brzmień, jakie zamieszczono na tej płycie.08. Három Denéver  - teraz muzyka schodzi do cichszych rejestrów, ale jest nie mniej dziwna. Wybór dokonań z 2002 roku podtrzymuje moją opinię, że główną fascynacją autora jest obrabianie głosów na wszelkie możliwe wymyślne sposoby, wśród efektów będących wypadkową dźwięków radia pomieszanych z hałasami warsztatu ślusarskiego  :). 09. ...Al Tempo Dei Dolci Sospiri…. to 18 minutowa kompozycja. Głosy są dość długo słyszalne na granicy tła. Gdy wreszcie brzmią wyraźniej, kojarzyć zaczynają się mi się z bardziej mroczną stroną ludzkiej natury: makabrą, pacjentami szpitali psychiatrycznych, efektami z horrorów. Być może takimi a nie innymi moimi wnioskami, autor nie byłby zachwycony, ale co mogę poradzić na takie konotacje? Muzyka eksperymentalna, mocno psychodeliczna. Pod koniec utwór jest grany głośniej, większość słuchających niezwyczajna do takiej formuły - może być zdziwiona.10. Jäätynyt. Aurinko - Nie ma litości. Simon włącza dentystyczną wiertarkę i wychodzi do pubu na piwo.  Po paru minutach pojawia się jego kot, który udręczony tą muzyką nieśmiało komentuje dokonania swojego pana ;). Albo np. wyjątkowo złośliwy komar fruwa koło uszu... I właściwie tyle można powiedzieć o zawartości tego utworu. Jedynego, do którego nie mogę się przekonać.
      Muzykę Simona polecam lubiącym wyzwania, cierpliwym osobom o mocnych nerwach. Otwartym na nowinki i atonalne doświadczenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz