piątek, 27 maja 2011

Artemiy Artemiev & Phillip B. Klingler - A Moment of Infinity



  Pierwszej, dość przystępnej płyty Artemiya Artemieva "The Warning", słuchało się lekko i przyjemnie. Nie zapowiadała ona kierunku w jakim poszedł ten niespokojny rosyjski kompozytor. Szybko okazało się że ciepłe i przyjazne dla niewyrobionego słuchacza dźwięki, przestały dawać mu twórczą satysfakcję. Od pewnego czasu Artemiy konsekwentnie nagrywa ambitną muzykę i przyjaźni się z podobnymi mu poszukiwaczami nieszablonowych brzmień. Owocem jednej z takich sesji jest wydawnictwo A Moment of Infinity. W studio wspiera go PBK czyli  Phillip B. Klingler, płodny awangardowy muzyk współpracujący między innymi z Vidna Obmana. Efekty pracy Artemieva i PKB z 2001 roku są swojego rodzaju wyzwaniem dla przypadkowych odbiorców. Pięć utworów wypełniających kompaktowy krążek to w większości chłodna i ponura muzyka. Bez komercyjnego rytmu, melodii, sekwencji i piosenek.  Broken Sleep in the Fracture Zone brzmi jak próba wybudzenia ze snu okropnej, kosmicznej bestii. Powtarzalne motywy wprowadzają trochę neurotyczny klimat, fundamentem są tu groza i niepewność. Trochę przypomina mi to muzykę Harolda Budda, jednak A Moment of Infinity  to bardziej przygnębiający materiał. Gdzieś z tyłu gra saksofon, a poprzez mlaskania, słychać drewniany instrument rodem z indiańskich, plemiennych obrzędów.  The Other Side of the Inner World zaczyna się równie tajemniczo. Mam wrażenie jakbym siedział wieczorem samotnie na ganku dużego drewnianego domu, a wiatr na pustym placu poruszał zabawki. W dalszej części utworu, pośród kolaży dziwnych dźwięków, słychać krótkie deklamacje po angielsku. Chyba jest to próba przedstawienia tego, co może dziać się w głębi ludzkiego umysłu. Oczywiście, taka muzyka, sugerować może wiele różnych skojarzeń, jej wieloznaczność uniemożliwia pewność definicji. Ta recenzja to tylko opis ulotnego wrażenia. Endless Voyage jest miłym, pięciominutowym przerywnikiem, gdzie bazą jest jednorodna ale sympatyczna i długo brzmiąca fraza. Najbardziej jasny w intencji fragment całości. In a Moment of Infinity. Autorzy ponownie wracają do mrocznych klimatów, niemniej w muzyce dużo więcej się teraz dzieje. Te zagęszczenie motywów dobrze wpływa na zwartość utworu. Nagranie śmiało mogłoby być tłem dla filmów typu Silent Hill. Zawiera kompletny zestaw akcesorium efektów podobnych do potrząsania łańcuchem, bełkotu potępieńców, wycia, grzechotania i przelewania się osobliwych struktur.    Podobna w formie jest też ostatnia kompozycja: A Rite of Passage pełna dziwacznych wydarzeń, dodatków z piekła rodem, szokujących eksperymentów i  nietypowych brzmień. Osobom bardzo wrażliwym odradzam słuchania nagrania w samotności. Prasa fachowa bardzo dobrze wypowiada się o powyższych dokonaniach, o umiejętnym tworzeniu nowych światów, sugestywnym manipulowaniu dźwiękiem.
    Jest to materiał dla obytego w gatunku audytorium, oswojonego zarówno z dark ambientem jak i muzyką elektroakustyczną.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz