Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mike Oldfield. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mike Oldfield. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 stycznia 2017

Mike Oldfield - Return to Ommadawn


 
  O płytach zawierających rozbudowane kompozycje w wykonaniu Mike Oldfielda trudno mi pisać obiektywnie. Najnowsza jego pozycja "Return to Ommadawn" działa pozytywnie, uzdrawiająco na uszy. Ot, taki akustyczny posterisan. Niespecjalnie przeszkadza mi fakt, że to produkt całkowicie wtórny. Siła tej muzyki polega na umiejętnym wyzwalaniu korzystnych emocji, a takowych na "Return..." nie brakuje. Ekspresja najbardziej pomysłowego gitarzysty wszech czasów powinna usatysfakcjonować większość fanów jego brzmień.  Być może powodem tego jest smutne spostrzeżenie, że naśladowców tego typu grana wybiło się na światowej arenie niewielu. Stąd ciągły niedosyt podobnych rozwiązań harmonicznych, melodii i rytmów. Mike nowszą wersję "Ommadawn" rozgrywa podobnie jak starą. Nie ma ona niestety takiego ognia, jak pierwowzór. W końcu muzyk jest starszym, bardziej dojrzałym człowiekiem, ma obecnie 64 lata. Za to płyta jest dopieszczona w zarówno w głównym wątku jak i w detalach, koncepcyjnie oraz warsztatowo. Łagodniejszy, melodyjny Mike proponuje więc słuchaczom większą dawkę relaksacji. Specyficzne brzmienia organów Hammonda, melotronu, spiętrzenia kilku gitar czy bębny, to wszystko wraca w nowym miksie. Końcówka pierwszej części brzmi może deko rachitycznie względem pierwowzoru, jednak może również wzruszać. Part II pełna jest akustycznych gitar, fletów, Glockenspiel. Co ciekawe, partie wokalne pochodzą ze starego pierwowzoru. Podsumowując -"Return to Ommadawn" otrzymuje u mnie w skali 1-5  mocne 4.

       

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Mike Oldfield ‎– Hergest Ridge Deluxe Edition


 Gdybym w zorganizowany sposób prowadził muzyczne notatki jakieś 30 lat temu, z myślą o szerszej publikacji, szybko znalazłyby się tam wszystkie na bieżąco wydawane płyty Mike Oldfielda.  Mój zachwyt nad jego talentem nie miał chyba granic i graniczył z uwielbieniem. No cóż, od tamtej pory minęło jednak wiele lat. Z wiekiem człowiek dojrzewa, rozumie pewne mechanizmy inaczej i nabiera dystansu. Oczywiście, Mike dalej jest jednym z moich ulubionych muzyków, a płyta "Hergest Ridge" jedną z tych, które szczególnie lubię. Dlatego z radością przyjąłem informację o specjalnym wydaniu w 2010 roku edycji deluxe, zawierającej rożne  wersje tej wspaniałej muzyki. Słuchając Hergest Ridge {Part One and Two} 2010 Stereo Mixes, rejestrując uszami zmiany detali, przypomniałem sobie narzekania krytyków z końca lat 70., którzy przed laty deprecjonowali wartość "Wrzosowisk". Twierdzili oni niejednokrotnie, iż są to popłuczyny wspaniałych "Dzwonów Rurowych" i że Oldfield jest po prostu  auto plagiatorem, kopistą jednego dzieła. Uznałem, że jest to krzywdząca opinia i traktowałem HR jako wspaniałe tło do moich kilku premierowych wydarzeń w życiu np. pierwszego spotkania z morzem. Czego by nie mówić - jest to muzyka patetyczna i pełna swoistej poezji, więc jest takich rzeczy nadaje się idealnie.  Warto tu wspomnieć, że był czas, że Mike w pewnym momencie "zepsuł" swoje dzieło. W 1976 roku Virgin wydał kilku płytowy album 'Boxed", na którym zremiksowana wersja "Wrzosowisk" po prostu mi się nie podoba. Niektórzy twierdzą, że podobnych zmian jest więcej w kolejnych wydaniach. No cóż, może i tak... Ale co można powiedzieć o najnowszej emisji?  Na Deluxe Edition w wersji audio podarowano słuchaczom aż trzy wersje Stereo Mixes 2010, Original 1974 Stereo Mixes, i Previously Unreleased 1974 Demo Recordings. Zapisz z DVD  niesie jeszcze jedną opcję: "2010 5.1 Surround Mixes". Różnią  się one  między sobą szczegółami, jednak nie w taki spektakularny sposób jak dawna wersja z Boxed. Oczywiście, "Previously Unreleased 1974 Demo Recordings" jest pozbawiony wielu ścieżek, lub zawiera alternatywne,  momentami brzmi inaczej, nie sposób temu zaprzeczyć Ale... żadna z tych wersji nie wzbudza już we mnie większych emocji. Zastanawiałem się dlaczego. Czy to wina osłuchania, zbyt częstego odtwarzania? Chyba nie. Analizując dokonania tego utalentowanego multi instrumentalisty, doszedłem do wniosku że modyfikacje suit o ekstatycznym zakończeniu, dużej dynamice, jak "Tubular Bells" i "Ommadawn" dają możliwość zbudowania atrakcyjnego klona (np. TB II, czy koncertowe wykonanie "Ommadawn"). Natomiast budowa Wrzosowisk być może jest sama w sobie pewnym ograniczeniem?  Oczywiście, to tylko moja teoria. Jakby nie patrzył, ta muzyka powinna się podobać przynajmniej przez pierwsze 30 lat. To całkiem dobry wynik.



środa, 16 maja 2012

Mike Oldfield - Platinum



 Gdy na rynku muzycznym w 1979 roku ukazała się płyta Mike Oldfielda "Platinum", uznani rodzimi krytycy wspominali o kryzysie rocka i samego Mike'a. Ale przyznam, że nie bardzo się tym przejmowałem, bo słuchając tej muzyki czułem tylko radość. Mając 15 lat odkrywałem takie wspaniałe, emocjonalne płyty i nie w głowie mi było szukać u muzyka słabości. Więc może ta subiektywna ocena 10 na 10, jaką do dziś wystawiam "Platynie", ma swoje korzenie w bezkrytycznym postrzeganiu młodego człowieka? A może po prostu tym krytykom tak się zdawało? Nie podejrzewali, co się będzie działo złego z muzyką 30 lat później. Płyta "Platinum" zaczyna się bardzo ciekawą tytułową suitą koncepcyjną, która choć faktycznie zawiera w sobie zapożyczony motyw P. Glassa, to jest po prostu genialnie złożona w całość! To nie jest oczywiście tylko zasługa samego Mike'a. Miał do dyspozycji grupę oddanych przyjaciół, muzyków (najbardziej znany jest chyba Pierre Moerlin - drums, vibraphone) którzy pomogli stworzyć mu unikalne, klarowne, rockowe brzmienie. Właśnie ten smaczek powoduje, że muzyka z tego albumu jest tak żywotna i wartościowa. Właściwie całe 20 minut to są różne solówki umiejętnie przerzucane z instrumentu na instrument, najczęściej poprzez zmianę różnie brzmiących gitar. Przypomina to trochę regularne dorzucanie paliwa do pieca który wybucha w końcowym, ekstatycznym momencie trwania utworu. Jest to tak przemyślnie skonstruowane, że podoba mi się nawet sekcja dęta, której zazwyczaj nie trawię, czy jakieś śmieszne dziwolągi słowne wydobywane z ust uczestników sesji. Jeszcze parę lat temu słuchanie tego zapisu było tak ekscytujące, że skończyło ono się upadkiem kolumny w sklepie, w którym wówczas pracowałem. Dostała ona po prostu "nóg" od mocnych basów z Part 2 (skoro grało tam trzech basistów...) i spadła ze swojego miejsca nad drzwiami. Dobrze że nie było wtedy żadnych klientów :).  Mam te kolumny po dziś dzień i jedna, z naprawianym od upadku rogiem, przypomina mi tę zabawną historię. Ech... Słuchałem suity "Platinum" dziesiątki razy, zawsze z wielkim wzruszeniem i zawsze za głośno. Myślę, że wielu fanów mnie zrozumie. Szczególnie lubię powtarzać Part 4 wykończoną orgiastyczną, nieziemską grą gitary i pięknym chórem. Często się zastanawiam, czy nie jest to jedno z najpiękniejszych doznań jakie mi się w życiu trafiło. Część drugą analogowego czarnego krążka zaczyna "Woodhenge", aspirująca do naprawdę ambitnej muzyki. Nawet jak Mike'a, który lubił odkrywać nowe brzmienia, to dość awangardowy, akustyczny kawałek z pięknymi fragmentami vibraphonu i marimby. Później jest urocza piosenka "Sally" (w późniejszych wydaniach zmieniono tytuł na "Into Wonderland"), utrzymana w klimacie lat 30. XX wieku, znów zawiera te dziwaczne akompaniujące wokalizy z omawianej suity i kończy się sympatycznie "szczytując" w górę, aby przejść w quasi koncertowy "Punkadiddle". I tu emocje szybko sięgają zenitu, pozostawiając słuchacza w pozytywnym oszołomieniu. W porównaniu do tych wzruszeń, końcowa piosenka "I Got Rhythm" George Gershwina może wydawać się anemiczna. Ale po tylu uniesieniach, jest to idealne zakończenie... Słuchałem potem paru wersji koncertowych "Platinum", jednak żadna tak naprawdę nie spodobała mi się równie mocno, jak oryginał. Czego nie mogę powiedzieć o udanych wersjach koncertowych Ommadawn. Ale o tym może innym razem.

piątek, 4 listopada 2011

Mike Oldfield - Tubular Bells The Ultimate Edition 2009



      W 2009r pojawia się na rynku biały box: Mike Oldfield - Tubular Bells The Ultimate Edition 2009. Ponieważ bardzo lubię tego wirtuoza gitary, postanowiłem opisać kilka wrażeń. Jednak pisanie recenzji płyt takich wykonawców jest dość ryzykowne. Bezkrytyczni fani, krytyczni recenzenci - zawsze mogą i znajdą się niezadowoleni. Ale ten muzyk przez wiele lat był moim numerem 1, i  mimo braku całkowitego obiektywizmu nie mogę milczeć. Mike Oldfield i jego Dzwony Rurowe to legenda, żywa i działająca na odbiorcę po dziś dzień. Płyta która nie tylko przyniosła muzykowi sławę i pieniądze, ale była też dowodem na pozytywną wartość eklektyzmu w muzyce. Odsłuch wydawnictwa zacząłem od dysku: CD3 - The Demos.  Dlaczego? Bo spodziewałem się usłyszeć coś nowego - choć starego ;). I tak faktycznie się stało.Pierwszy utwór Tubular Bells Long (1971 Original Demo) [22:54]: Cały urok nagrania, jak wydaje mi się, miał polegać na autentyczności i oryginalności starej taśmy. Zamysł się udał. Zapis jest wiarygodny do bólu. W ósmej minucie słychać dziwne ściszenia, amatorskie montaż, a  minutę później niczym nie korygowany zanik muzyki na jednym z kanałów i zgubienie brzmienia gitary, co utwierdza w szczerości przekazu. 22 minuty pierwszej części dzieła choć pozbawione wielu smaczków i ozdobników bronią się znakomicie. Ta surowica ma już w sobie zarys wizji i dziwię się doprawdy szefom wytwórni którzy odrzucali taki materiał. Podoba mi się gra na gitarze, słychać kilka całkiem nieznanych porzuconych później pomysłów które dopiero teraz ujrzały światło dzienne. Dźwięki są chrapliwe jak należy się tego spodziewać po 40 letnim nierestaurowanym zapisie. Mimo prymitywizmu nad całą suitą unosi się otoczka czegoś niezwykłego. W kolejnych utworach 02.- Mike Oldfield - Caveman Lead-In (1971 Original Demo) i 03.- Mike Oldfield - Caveman (1971 Original Demo) mamy dowody na to że szarpanie gitary było zawsze ulubionym zajęciem Mike'a ;). 04 i 05- Mike Oldfield - Peace Demo A i B (1971 Original Demo) przez swoją sterylność brzmią naprawdę dziwnie: garażowo, elektronicznie i egzotycznie.  18 letni Mike już był gotowy do udowodnienia światu swojego talentu - brakowało mu wtedy tylko dobrego sprzętu. Siła determinacji była jednak tak wielka że mimo niewielkich technicznych zasobów jego geniusz wybija się z tych tanich instrumentów na które teraz pewnie by nie chciał spojrzeć. Kończąca krążek wersja 06.- Mike Oldfield - Tubular Bells Part One (Rough First Mix November 1972) to już zapis dużo doskonalszy technicznie, choć nie identyczny z oficjalną wersją. Wprawione ucho od razu wychwyci te inne brzmienia i partie instrumentów chociażby te w ósmej minucie trwania utworu. Nie ma ich dużo ale są i cieszą uszy. Złapałem się na tym że przestałem słuchać różnic między wcześniej znanymi mi  wersjami, a popadłem w tradycyjne zasłuchanie. Wyrwał mnie z niego koniec utworu bez należytego wykończenia, jakby taśma się tu urwała ze starości... CD2 - The Original 1973 Stereo Album Mix. Muzyka z tej płyty jest tak zajmująca, że przez lata słuchałem jej aż do znudzenia, nawet po 2-3 razy dziennie. Pamiętam pierwszy odsłuch radiowy około 1978r, drugi magnetofonowy, aż w końcu udało mi się posłuchać tej muzyki z mlecznego winyla kręcącego się na talerzu gramofonu. Teraz myślę, że  te wydawnictwo było dla mojego pokolenia jak Bolero Ravela dla moich przodków.  Różnorodne wątki, celebrowanie nastroju, wiele ekstatycznych uniesień jakie towarzyszyło tej muzyce - tego się nie zapomina.  To jedna z lepszych rzeczy jaka mogła mi się przytrafić. Czy czar tej płyty pozostał do dziś? Na pewno. W dobie masowej produkcji rzeczy przeciętnych,  Dzwony Rurowe będą zachwycać każdego wrażliwego odbiorcę. Czy to w starszych wersjach czy nowych, czy w studyjnych miksach czy wersjach koncertowych warto znać tego świetnego gitarzystę, wrażliwego kolorystę i malarza muzycznych pejzaży.  CD1 podobnie jak CD2 nie szokuje ani nie różni się zbytnio od innych wersji. Jest kilka drobnych niuansów tego zapisu jednak bez specjalnych innowacji w zawartości. Dodano trochę wersji  singlowych pewnych fragmentów. Proponuję słuchać tych płyt w pewnych odstępach czasowych i delektować się konstrukcją poszczególnych części i ich treścią.
    Temu kto kupi ten box, będzie dane ekscytować się dołączonymi gadżetami.