Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Isao Tomita. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Isao Tomita. Pokaż wszystkie posty

sobota, 29 grudnia 2012

Isao Tomita, Debussy ‎– Snowflakes Are Dancing


 
  Podczas gdy w 1974 roku niemiecki zespół Tangerine Dream tworzy znaczącą dla muzyki elektronicznej płytę "Phaedra", w tyn samym roku, 10 000 kilometrów dalej na wschód, genialny Japończyk Isao Tomita wydaje niezwykle ciekawy album: "Snowflakes Are Dancing". Projekt będący w całości transkrypcją utworów francuskiego kompozytora Claude Debussy'ego. Właściwie wszystko związane z tym przedsięwzięciem wydaje się być fascynujące. Sam Isao w chwili wydania tej muzyki miał 42 lata. Wiek w którym człowiek posiada już pewną dojrzałość, doświadczenie i wiedzę o otaczającym świecie. Nic zatem dziwnego, że wziął "na cel"  twórczość ojca muzycznego impresjonizmu. Achille-Claude Debussy jest również barwną i znaczącą postacią w muzyce. Twórca awangardowy (jak na swoje czasy), realizował się w komponowaniu miniatur fortepianowych, symfonii i pieśni. Znakomicie się czuł stosując archaiczne, ale i nowoczesne skale muzyczne. Dla zdolnego Tomity, taki materiał był źródłem nie tylko muzycznych fascynacji, ale pewnie też dużym warsztatowym wyzwaniem. Muszę przyznać, że poradził sobie znakomicie. Interpretacje muzyki Debussy w aranżacji Isao Tomity to prawdziwe majstersztyki. Dzieła Francuza, już same w sobie mające gęstą fakturę, czasami  egzotyczną oprawę i niezwykłą lekkość formy, w wykonaniu Tomity po prostu błyszczą jeszcze mocniejszym blaskiem. Mozolna praca na modularnym Moogu, miksowanie, zgrywanie efektów i zapisywanie muzyki na pięciu rożnych magnetofonach, wydaje się być tytaniczną jak na lata 70. pracą. Ale było warto. Udało się Tomicie uwypuklić wszelkie muzyczne subtelności pierwotnego materiału i nadać mu znakomitą stereofoniczną oprawę. Powstała interpretacja ponadczasowa, będąca znakomitą pamiątką po dwóch wrażliwych na dźwięki, genialnych artystach. Dla Tomity to był początek wielkiej kariery. Z zapałem zabrał się za kolejne ciekawe dzieło: "Pictures At An Exhibition". Ale to już inna historia. Teraz posłuchajmy raz jeszcze, jak delikatnie opadają na ziemię tańczące płatki śniegu.



niedziela, 20 maja 2012

Tomita – The Planets



  Każdy naród ma geniuszy, którzy zyskują sławę dzięki swoim nieprzeciętnym talentom. W Japonii, kraju bardzo pracowitych ludzi, jest ich wielu. Jeden z nich nazywa się Isao Tomita - to kompozytor sławny ze swoich transkrypcji dzieł muzyki poważnej na instrumenty elektroniczne. Choć nagrywa i wydaje płyty po dziś dzień, najbardziej jest znany z kilku projektów powstałych w latach 70. Wizje jakie realizuje, potrafią być oszałamiające, a materiał podstawowy pretekstem do bardzo zaawansowanej penetracji dźwiękowej tkanki. Paradoksalnie - podstawowe dzieło jakie przetwarza Tomita, później często wypada blado w konfrontacji z transkrypcją Japończyka. Wydana po raz pierwszy w 1976 roku płyta "Planets" według Gustava Holsta spowodowała sprzeciw krewnych kompozytora muzyki poważnej i wycofanie 30 tysięcy płyt z punktów sprzedaży. Rodzina angielskiego muzyka doszła do wniosku, że Tomita zbyt swobodnie obszedł się z uznanym dziełem. Nie rozumieli, że na tym właśnie polegał wspomniany na początku geniusz Isao. Swoją pracą odpowiadał on niejako na pytanie: jak mógłby autor stworzyć swoją muzykę, gdyby żył 50 lat później, oraz: co można wydobyć ze szkieletu kompozycji dysponując innym, nowocześniejszym instrumentarium i... równie dużym talentem. Jakby mało było kłopotów, okazało się, że w tym samym czasie nad swoją transkrypcją pracował niezależnie inny muzyk - Patrick Gleeson, co spowodowało lekką konsternację w ich rodzimych wytwórniach płytowych. Jednak, mimo tych kłopotów, ludzkość ma możliwość cieszyć się tą muzyką od lat bez specjalnych przeszkód. A naprawdę jest czym! Tematy z "Planet" w wykonaniu uzdolnionego skośnookiego wirtuoza, są dziełem wyjątkowym. Imponują rozmachem, wyobraźnią, i perfekcyjnym doborem środków muzycznego przekazu. Niesamowite, jak rozwój syntezatorów (między innymi Mooga, ulubionego instrumentu Tomity) zbiegł się w czasie z okresem największego rozwoju talentu Isao! To zaowocowało po prostu piękną muzyką, która wcale się nie starzeje. Potrafi on na poszczególnych utworach, jak mało kto, połączyć monumentalizm i kolorystykę z... pewną dawką humoru. Kosmiczne motywy stają się pretekstem do głębszych refleksji  nad urodą wszechświata, a pastelowe impresje co rusz wydobywane z nieujarzmionej wyobraźni artysty, skutkują miłym od nich uzależnieniem. Płyta, co jest również godne uwagi, doczekała się wielu edycji, miksu w Dolby Surround jak i wersji kwadrofonicznej. Klasyka, którą każdy powinien poznać.  Bez takiej muzyki, życie byłoby znacznie uboższe.






środa, 17 sierpnia 2011

Isao Tomita - Dawn Chorus



     Kiedy łączy się ludzki geniusz z techniką, gdy wrażliwość kontroluje potencjał i nadaje mu kierunek, może dojść do powstania takiego niezwykłego dzieła, jak płyta Isao Tomity "Dawn Chorus". Tytuł wskazuje  na niecodzienną inspirację. Jest to historia o cząstkach elementarnych nadlatujących o świcie z odległych gwiazd we wszechświecie, gdy wszyscy ludzie jeszcze głęboko śpią. Kiedy wpadają one do magnetosfery Ziemi, przez chwilę można usłyszeć dziwną muzykę podobną do ćwierkania ptaków. To ulotne zjawisko naukowcy nazywają właśnie Dawn Chorus. Dzięki materiałom otrzymanym z NASA i japońskich obserwatoriów astronomicznych cały album Tomity śmiało można nazwać muzyką kosmiczną. Japończyk przekształcił krzywe zmian jasności gwiazd na ich odpowiedniki w słyszalnym widmie. Tworzyły one potem dźwięki różnych sekcji w jego orkiestrze. Materiał ten Isao zmiksował z klasycznymi  kompozycjami takich twórców jak Villa-Lobos, Albinoni, Bach, Rachmaninow i Pachelbel. Jak brzmią tego typu dokonania? To przeżycie artystyczne wysokiej rangi. Podczas wchłaniania w siebie kolejnych dźwięków przestaje być ważne, czy w utworze użyto konwersji wybuchającej supernowej czy dominują klasyczne rozwiązania. Podziw wzbudza jak zwykle u tego kompozytora rozmach, pomysłowość i... poczucie humoru. Po tajemniczej i nastrojowej kompozycji tytułowej można delektować się zabawnym Whistle Train. Podobnie jest w kolejnym utworze Pegasus - lekkość i finezja, z jaką grane są te toccaty, nie pozwala na obojętność.  Co więcej, posiadają one właściwości wręcz terapeutyczne. Nieco poważniejszy w charakterze i bardziej melancholijny utwór, czyli Vela-X Pulsar, kończy serię transkrypcji, którym inspirację dał brazylijski kompozytor Heitor Villa-Lobos. Adagio of the Sky to bardzo dostojne, acz nie pozbawione romantyzmu rozważania według Tomaso Albinoni, wybitnego włoskiego kompozytora późnego baroku.  W Cosmic Chorale dość łatwo usłyszeć  brzmienia nieśmiertelnego J.S.Bacha. Vocalise Rachmaninowa jest  podniosła i smutna, za to  Canon of the Three Stars według  niemieckiego organisty Johanna Pachelbela niesie ze sobą pewną dawkę optymizmu. Swoboda, z jaką Tomita  porusza się po różnych muzycznych epokach, wzbudza podziw, zaś  słuchanie, jak z polotem je łączy, dodając swoje pomysły, należy do przyjemności. Podając zestaw orkiestry, dowcipny Japończyk napisał na koniec:  "Other Various Waves Produced by Intellectual Creatures Living on the Earth of the Solar System of the Galaxy" "Różnorakie fale dźwiękowe stworzone przez inteligentne istoty zamieszkujące Ziemię w Układzie Slonecznym w galaktyce Drogi Mlecznej".
      Niezależnie od jego kontaktów z inteligentnymi formami  systemu słonecznego Dawn Chorus jest dziełem wybitnym.


poniedziałek, 16 maja 2011

Isao Tomita - The Ravel Album


         Transkrypcje muzyki poważnej to pewnego typu archeologia. Większa część stworzonej muzyki, również tej określanej jako klasyczna - powiedzmy szczerze – jest niesamowicie nudna. Ogranicza ją kondycja twórcy, różnego typu uwarunkowania czy też rodzaj użytego instrumentarium. Jednak jak wszędzie, tak i tu trafiają się perły oraz wybitne dokonania. Dlatego konwersje na syntezatory w wykonaniu Tomity mają bardzo praktyczny sens. Uważam, że „The Ravel Album” to najlepszy album Tomity. Dojrzałość przekładu urzeka a ponadczasowość muzyki Ravela znalazła tu swój najlepszy odpowiednik. Otwierająca płytę siedemnastu minutowa Daphnis et Chloe, suite no.2  to wyjątkowo spokojnie rozpoczynające się dzieło, w którym pośród głosów ptaków pojawiają się symfoniczne akcenty. Unoszą one emocje bardzo wysoko, wzbierają niczym morze w amplitudzie, opadając i ponownie się wznosząc. Aby uwypuklić wszelakie barwy i niuanse klasycznego dzieła, Tomita zaprzęga dużą grupę akcesorium: Mooga, Rolanda, Yamahy i wiele innego dodatkowego sprzętu. Efekt jest powalający. Syntetyczna orkiestra jak u mało którego muzyka gra miękko i z wyczuciem tworząc wielobarwne, oszałamiające kolaże dźwięków. Wiecie już, dlaczego Ravel stworzył tę kompozycję? Aby wiele lat później, pewien muzyk o skośnych oczach dokonał jej uwspółcześnienia ;) Pavane pour une infante de funte. Zgodnie z tytułem to bardzo smutna kompozycja. Zadumana, delikatnie niczym kobieca dłoń muska uszy. Przyjemna jest rozkołysana końcówka utworu, gdzie ładnie słychać wszelakie szczegóły w stereofonicznej przestrzeni. Bolero.Ta znana kompozycja celebrująca wejścia kolejnych instrumentów, jakby od samego początku swojego powstania czekała na syntezatorową wersję. Ciekawe wrażenie odsłuchowe powstaje, gdy partie cichej perkusji krążą od lewego do prawego ucha, a powtarzający się motyw główny wykonywany na różnych syntezatorach rozwija się na różne sposoby - aż do głośnego finału. Dobrze, że Isao nie uległ pokusie przeciągania tej kompozycji w nieskończoność ;). Ma mere L’oye  - Pięcioczęściowa subtelna suita, utrzymana jest na przemian w przygnębiającej i pozytywnej tonacji. Słyszymy tu też efekty, jakich nie użył Tomita na pozostałych utworach, a które dodają wiele uroku. Słychać vocoder i całą masę zabawek, przewijają się akcenty wybitnie wschodnie niczym na płycie „China” Vangelisa. Wszystko to zgrabnie ułożone, z dużą dozą humoru kojarzy mi się z najsłynniejszą transkrypcją Tomity – „Obrazkami z wystawy”. Isao ma teraz świetną okazję, aby pokazać możliwości sprzętu i technikę, której do dziś nikt nie podrobił. Zakończenie, po fragmentach lekkich niczym balet, zawiera dużą dawkę patetycznych uniesień i smutku. Ponownie śpiewają rajskie ptaki a syntezatory grają ostateczny tryumf. Isao Tomita, wybitny instrumentalista, trafnie wyszukał te najcenniejsze dokonania klasyków a jego geniusz przetrwał lata. Przeróbki dzieł starożytnych mistrzów jakich dokonał, ostateczny kształt tych kompozycji, wzbudzają podziw dla wyobraźni i techniki japońskiego artysty.
        Choć teraz nikt tak nie gra i brzmienia Mooga wydawać się mogą lekko archaiczne, to efekt akustyczny i estetyczny dalej zadziwia wrażliwych słuchaczy.