piątek, 28 października 2011

Konrad Kucz - Railroad paths


          Co rusz rzesze wykonawców przypominają o tym płodząc wiele tego typu nagrań, penetrując szerokość, wysokość i głębokość gatunku. Konrad Kucz, muzyk uniwersalny i wciąż  poszukujący, zgrabnie wpisał się w ten trend nagrywając w 2008r. Railroad paths. Płyta wydana przez  www.generator.pl została zauważona w małym światku nie tylko rodzimej el-muzyki. Świadczą o tym liczne recenzje, a po 3 latach od jej wydania dalej ma wysoką notę w rankingu sprzedaży tego sklepu. Ucieszył mnie ten fakt, bo ta muzyka niejako sama mówi: "jestem tego warta" ;). Zdarzają się  w stylu Szkoły Berlińskiej produkcje nużące i tworzone trochę mechanicznie. Konrad Kucz jest starym wyjadaczem, zbyt inteligentnym aby wpaść w tę pułapkę. Jego "trzy grosze" dołożone do tej odmiany dynamicznej elektroniki, to po prostu dobra muzyka. Choć materiał nie nowy i przerabiany - brzmi korzystnie. Jest w tym zasługa użytych "zasłużonych" dla gatunku instrumentów, ale przede wszystkim inwencji autora. Słychać ją wyraźnie gdy w muzyce dominują soczyste sekwencje, mellotronowe zawodzenia czy wstawki z vocodera. Po prostu: sposób w jaki jest to przetwarzane, przyciąga ucho do głośnika. I nie jest ujmą dla tego artysty fakt, że podobnie już kiedyś zagrał Kraftwerk czy Tangerine Dream. My, słuchacze, o tym wiemy, właśnie dlatego tego słuchamy i dalej to lubimy.
    Klasyka muzyki elektronicznej która w wykonaniu Kucza brzmi świeżo i atrakcyjnie.





czwartek, 27 października 2011

Cadenced Haven - Peregrination


         Laila Quraishi znana jako Cadence Haven swoją muzyczną wędrówkę rozpoczęła od stąpania po wysokich górach pod pięknym niebem :). Wydana w 2010 roku debiutancka płyta Peregrination zawiera dziewięć kompozycji w tym początkową, piętnastominutową "Devoted Loss" która wprowadza słuchacza w specyficzny, bo mocno rozmarzony klimat całości. Akurat tak się złożyło, że najpierw słuchałem muzyki, a potem dopiero sprawdziłem opis płyty. Bez specjalnego zdziwienia (coś takiego chodziło mi po głowie) dowiedziałem się po fakcie o udziale na niej Gerta Emmensa. Jest on obecnie narzeczonym tej miłej dla oka artystki z Bangladeszu. Chociaż powiem szczerze, Gert zaznacza swoją obecność na tej płycie dość powściągliwie i w rozsądnych proporcjach. Dzięki temu jego powłóczyste sekwencje nie przesłaniają pomysłów i rozwiązań autorki. Muzyka w założeniu ciepła, romantyczna i odrobinę egzotyczna płynie swoim ustalonym rytmem. Oprócz orientalnych wokaliz usłyszeć można jakieś komunikaty z publicznych głośników, jednostajne rytmy (Confronting Conscience), ale też i typowe berlińskie osinato (Atmosphere Of Amalgamation). Jednak twierdzenie, że ta muzyka to po prostu kolejna produkcja w stylu New Age, byłoby dla Cadence krzywdzące. Trochę zaskoczył mnie telefon na - "The Silent Visit" - przez kilka chwil zastanawiałem się czy to do mnie ktoś dzwoni :). Utwory nie są więc takie same, a emocje choć raczej zrównoważone, wyraża Laila na różne sposobyCzęstotliwość sekwencji rytmicznych jest zmienna, w ich dawkowaniu można zauważyć dbałość o zachowanie równowagi. Ten szacunek dla słuchacza opłacił się. Płyta zostaje w pamięci jako udany mariaż łagodnej elektroniki i subtelnych uniesień, otoczonych pewną aurą tajemniczości.



wtorek, 25 października 2011

Steve Jolliffe - I really believe everybody should tell their story



The English version below

Steve Jolliffe - muzyk Steamhammer, Tangerine Dream i przyjaciel Klausa Schulze. Autor około 30 solowych płyt z piękną muzyką elektroniczną. Spełnił moje marzenie udzielając mi obszernego wywiadu.
 
- Czytałem Twoją biografię. Opisałeś kilka smutnych wydarzeń, więc powiedz  jakie chwile w życiu pamiętasz jako wyjątkowo dobre i dni które były szczęśliwe?

S.J.: Życie jest pełne smutku, szczęścia, dobra i zła. Przeczytaj moją Autobiografię aby uzyskać pełen obraz tego o czym mówię. Biografia zamieszczona na stronie internetowej to tylko mały skrót, napisany z przymrużeniem oka. Lata sześćdziesiąte w szkole artystycznej były magiczne, podobnie jak lata siedemdziesiąte w Grecji. Także czas spędzony w kościele w Somerset. Kluczem do wszystkiego jest w moim przekonaniu zdanie się na intuicję i słuchanie głosu serca, inaczej życie staje się pasmem szukania kolejnych siatek bezpieczeństwa. Mój ojciec zawsze mi mówił, że twoje życie to jedyne w swoim rodzaju wakacje i staram się zachować i realizować ten pogląd. Jestem teraz szczęśliwy realizując swoje chałupnictwo. To wielka zabawa decydować co i  kiedy stworzyć, cieszyć się procesem tworzenia i wyjść z tym do moich słuchaczy. Kocham też podtrzymywać kontakt i reakcje z każdym kto do mnie pisze.

- W naszym kraju słuchacze poznali Cię  po radiowych prezentacjach płyty "Journeys out of the body".  Bardzo lubię tę muzykę. Czy z perspektywy lat uważasz tę płytę za ważną w swojej dyskografii?

S.J.: Napisałem to w Somerset gdy mieszkałem w kościele Bruton Church. To był dla mnie bardzo magiczny okres. Ten album zawsze będzie zajmował specjalne miejsce w moim sercu. Został stworzony tylko z użyciem czterościeżkowca, syntezatora Pro One i pianina. Nie spodziewałem się, ze ktoś ktokolwiek to wyda. Mój przyjaciel wysłał kopię do wydawnictwa Nada Pulse a Dave odpisał mi, że już kaseta leżała spakowana aby ją do mnie odesłać, ale coś go podkusiło, żeby ją rozpakować i przesłuchać ponownie. Kolejne przesłuchania kompletnie zmieniły jego zdanie i wtedy podjął decyzję aby zapytać mnie o pozwolenie na wydanie tego materiału. Wciąż dostaję listy od ludzi, którzy mają z tego radość, chociaż minęło już ponad 30 lat. Album był inspirowany moimi duchowymi przeżyciami i przygodami, jakie miały miejsce w tym czasie. To portret mnie z tamtego okresu, podobnie jak przy pozostałych albumach. Co roku pojawiała się kolejna płyta, co oznacza, że to ponad 30 albumów, które tworzą swego rodzaju muzyczny pamiętnik. Frustrujące jest dla mnie tylko to, że przez te wszystkie lata nie miałem żadnego wsparcia ze strony wydawnictw. Jednak patrząc wstecz, pozwoliło mi to zachować szczerość przekazu i możliwość pisania bez żadnych ograniczeń. Pozwoliło to na wyrażanie myśli z mojej podróży przez życie.

- Flight and returning to the body - ostatni utwór z tej płyty ma ekspresyjne zakończenie  (gong i efekty z Emulatora 1). Jak rozumiem  obrazuje powrót jaźni do ciała... Miałeś jeszcze później takie dziwne przeżycia?


S.J,: Miałem te wszystkie doświadczenia i one wciąż niespodziewanie płoną w mojej świadomości. Mam nadzieję, że będzie się to dziać dalej, nawet gdy mojemu fizycznemu ciału ostatecznie zabraknie pary. Było to bardzo ekscytujące gdy po raz pierwszy sobie na to pozwoliłem. Możliwość, że możemy przetrwać poza fizycznością dało mi szansę na ocenę faktów, porównanie jednego świata do drugiego. Wspomnienia z tamtych chwil są oczywiście ujęte w Autobiografii i rzecz jasna zawarte są też na płycie.


- Nieco później  w 1984 nagrałeś świetną muzykę na "Beyond The Dream". Całkiem inne nastroje i zmiana stylu. Zgrabnie zaśpiewane piosenki. Co było tego inspiracją?

S.J.: Zaczęło się od utworu instrumentalnego i jest słyszalne w tej postaci w Temmenu. Małe wydawnictwo zasugerowało aby dodać tam nieco wokalu, dlatego też napisałem słowa i dodałem ścieżkę wokalną do tego utworu. Podobnie stało się na płycie "Cyclone" Tangerine Dream. Album początkowo nie miał linii wokalnych ale stało się tak, że w końcu jeden z poetyckich pomysłów i eksperymentów został wcielony w życie. Piszę słowa utworów w ten sam sposób jak muzykę, prawie automatycznie. Od tego czasu wydałem też książkę, która jest oparta na moich tekstach i obrazach.

- W 1986 nagrałeś z Klausem Schulze płytę Miditation. Jak doszło do tego spotkania?

S.J.: Pierwszy raz spotkałem Klausa w latach sześćdziesiątych gdy Edgar i ja szukaliśmy perkusisty aby skompletować nasze trio. Na początku nie byłem pewien co do jego stylu, był bardzo siarczysty i kipiał energią. Zagraliśmy koncert ze Swedish Fella, który zwykł rzucać blachami po pokoju, a ja wyobrażałem sobie, że w końcu komuś utnie tym głowę. Pomyślałem, że powinniśmy skorzystać z szansy i wprowadzić zmiany. Klaus to świetny facet. Po latach od odejścia z TD napisałem do niego wspominając dawne czasy, a w szczególności stary niemiecki płaszcz żołnierski, który dał mi abym się ogrzał podczas lodowatych berlińskich zim. Klaus zaprosił mnie do współpracy przy jednej z płyt. Pracowaliśmy godzinami jammując pomiędzy sekwencjami, które Klaus programował na jego Moogu Modularze. Powstał z tego świetny materiał i jestem dumny, że część z niego zachowała się do naszych czasów.

- Płyty Space, Temmenu, Deep Down Far,  i dużo innych… Nagrałeś tyle pięknej muzyki, czy ludzie czasami piszą Ci, że doceniają Twoją  twórczość?

S.J.: Otrzymałem wiele cudownych listów od ludzi i cenię je sobie. To zaszczyt wiedzieć, że ludzie czerpią przyjemność z moich skromnych poczynań.

- W 2004 wziąłeś udział w edycji Ricochet Gathering w Jeleniej Górze. Jak Ci się grało w Polsce? Czy może coś Cię zaskoczyło w naszym kraju?

S.J.: Spędziłem w Polsce wspaniałe chwile i poznałem cudownych ludzi. Polacy, których spotkałem byli prawdziwie głęboko zamyśleni. Zadawali prowokujące i szczere pytania. Nie mogę się doczekać kolejnej wizyty w tym kraju. Koncert został zorganizowany przez Vica Reka, hojnego człowieka, który od tamtego czasu stał się moim bliskim przyjacielem. Jechałem z Londynu autokarem aby uniknąć lotu samolotem. Po czterech godzinach oczekiwania w Victorii i bardzo niewygodnych 16 godzinach w zapełnionym autokarze, dojechaliśmy do granicy, gdzie Vic na mnie już czekał. Byłem potwornie zmęczony, rozbity po bezsennej nocy, kompletnie wyczerpany podróżą. Przysięgam, nigdy tego więcej nie powtórzę. Koncert był zaplanowany w okolicach weekendu, pod szyldem Richochet Gathering. Wysłuchałem tam wiele świetnej muzyki. Przed każdym indywidualnym koncertem Vic zawsze kładzie nacisk na wspólny jam wszystkich muzyków. Muszę przyznać, że nie podobał mi się ten pomysł. To dla mnie jak muzyczny koszmar z dziesiątkami syntezatorów, z których każdy walczy aby być słyszalnym. Zgodziłem się jednak aby wziąć w tym udział w imię tego, co Vic dla mnie zrobił. Moje obawy były całkowicie bezpodstawne. To było niesamowite doświadczenie i mój pierwszy wstęp do syntetycznej orkiestry. Jestem przekonany, że ten pomysł ma przed sobą przyszłość. Pod koniec weekendu, świetny support do głównego koncertu (nazwaliśmy go Boombox) został wyznaczony aby odwieźć mnie na granicę abym złapał autokar powrotny. Po czułych pożegnaniach wyjechaliśmy, ale po około 2 godzinach Boombox patrząc na znaki drogowe zdawał się być coraz bardziej zdezorientowany.  Zacząłem się martwić o moje połączenie. Uparłem się aby się zatrzymać i zapytać miejscowych o wskazówkę. Pamiętam tych ludzi podnoszących ręce i wskazujących na nas. Wiedziałem, że jesteśmy w tarapatach. Zjechaliśmy w dół drogi w przeciwnym kierunku, Boombox stawał się coraz bardziej wzburzony, naciskany przez mój niepokój. Wkrótce po przejęciu kierownicy zdałem sobie sprawę, że nie damy rady być na czas, ruszyliśmy więc z powrotem do punktu startu w sam raz, aby złapać wspólny autokar ze wszystkimi przyjaciółmi, z którymi pożegnałem się wcześniej. Potem była podróż z zaciśniętymi zębami aby zdążyć złapać autokar. Spóźniliśmy się na moje połączenie około 20 minut, postanowiłem więc wrócić tam, gdzie Vic organizował lot z powrotem do Londynu. Pojechałem z Vic'em przez Czechy aby złapać lot z Pragi. To była wspaniała podróż, ale byłem gotowy uderzyć w kimę gdy już będziemy w Pradze. Vic nie zgodził się na to i podkreślił, że przekimamy na mieście. Dzięki jego pozytywnemu myśleniu to była wspaniała noc. Byłem wdzięczy Boomboxowi, że się zgubiliśmy. W nocy wsiadłem do samolotu, stłumiłem swoje lęki i miałem piękny, bezstresowy powrót do Londynu.

- Na Twojej stronie internetowej można kupić cztery książki plus CDR, DVDR,  pamiętniki, wiersze, Twoje obrazy, animacje i zapisy nutowe. Próbowałeś pisać książki beletrystyczne?

S.J.: Nie, zawsze skłaniałem się ku biografii, a w szczególności Autobiografii. Wierzę, że każdy powinien opowiedzieć swoją historię. Nie chodzi o to co robisz albo kim się stajesz, ale jak radzisz sobie z kartami, które są rozdane przed tobą. Obawiam się, że jestem słabym pisarzem, ale cieszą mnie moje starania nawet gdy zacząłem pisać bez wiary w swoje możliwości. Początkowo martwiłem się, że nie będę miał nic do powiedzenia ale w trakcie pisania coraz więcej wspomnień napływało mi do głowy. Czuję, że musiałbym się wstydzić gdybym pozostawił moją historię nieopowiedzianą.

- Jakie dzieła z muzyki klasycznej uważasz za wybitne? Czy Bach dalej jest Twoim liderem?

S.J.: Bach jest jak wszystkie emocje jakie doświadczyłem, spakowane w pudełko i czekające na eksplorację kiedykolwiek nadarzy się okazja i potrzeba. Jest dla mnie niedoścignionym w muzycznej ekspresji. Ustanawia emocje w zupełnie nieosiągalny sposób, nic nie jest tam przemilczane, nic niedopowiedziane, nie ma żadnej brakującej lub nadmiarowej nuty. On jest największym powodem dla którego mógłbym uwierzyć w istnienie Boga - jak inaczej człowiek mógłby kreować taki geniusz? Bach wydaje się komunikować z siłami wyższymi. Jego czystość i skala ekspresji wydaje się być ponad możliwości ludzkiego umysłu.

- W 2010 wydałeś kilka płyt: Heart And Soul, Amuletum, a w 2011 Purple Dream.  Napisałeś że to minimalistyczna muzyka gdzie głosu udzielił Twój ojciec. Możesz powiedzieć o niej kilka słów więcej niż na stronie WWW?

S.J.: Jak już wspomniałem wcześniej, wszystkie albumy są wyrazem pewnego czasu w moim życiu. Napisałem Heart&Soul krótko po utracie matki. Opiekowałem się nią podczas walki z rakiem. Oglądanie ukochanej matki, której stan się stopniowo i nieubłaganie pogarsza jest katastrofalne. Pozostawiło to wyrwę w mojej duszy. Zacząłem wtedy głęboko myśleć o jej życiu, życiu jej matki i życiu matki jej matki. Moja matka zostawiła trochę pieniędzy dla jej czterech synów aby mogli iść na obiad. Stało się to okazją, aby brat John zaskoczył nas nagraniem, które zrobił z naszym ojcem prawie pięćdziesiąt lat wcześniej. To zainspirowało mnie, aby dodać jego głos do ostatniego utworu na Purple Dream, kończąc go z odrobiną mojej mamy z poprzedniego albumu. Purple Dream również wychodzi także z płytą DVD, która jest tak naprawdę kolażem mojego codziennego życia i fragmentów animacji. Zwróć uwagę na mój wygląd w 1967 roku, tuż przed moim pierwszym spotkaniem z TD.

- Czy jako artysta czujesz się spełniony, zadowolony ze swojego dorobku? Grasz ambitną muzykę,  odkrywasz nowe rejony.. jesteś szczęśliwy?

S.J.: Jestem szczęśliwy pozostawiając ślad po mnie tak szczery, jak tylko jestem w stanie. Jeżeli komuś przyniesie to choć odrobinę przyjemności - warto było to robić.




---------------
The English version:
1) I read your biography. You described a number of sad events there,so please say - what moments in your life you remember as extremely good and the days that were happy?

LIfe is full of sad, happy, good and bad. You need to read my Autobiography to get a thorough picture. The biography on the website is just a short tongue in cheek affair.

Art school in the sixties was a magic time as was Greece in the seventies. Also my time living in the church in Somerset.

I think possibly the key is allowing your intuition to take president and to follow your heart, otherwise life can become a succession of mundane safety nets.

My Father always said that my life was one long holiday and I guess I have always tried to keep that achievement in mind.

I am happy right now running my cottage industry. It's fun deciding what and when to create and be able to enjoy the process of my output right through to the posting to my listeners.

I love keeping in contact with everybody and the reactions and feedback from those who write to me.

2) Polish listeners know you thanks to the radio broadcasts of your "Journeys out of the body". I really like this music. Do you consider in retrospect that this album is very important in your discography?

That was written in Somerset when I lived in the Bruton Church. A very magic time for me. That album will always have a special place in my heart. The whole album was created on a 4 trk reel to reel with mainly a Pro One and an upright piano. I really didn't expect anybody to release it.  A friend sent a copy to a record company (Nada Pulse) and Dave wrote back to me saying he had packed the cassette back up to return it to me, having decided it wasn't for him when he suddenly felt he should unpack it again and have one more listen. On the second listen he completely changed his mind and asked me if he could release it. I still receive letters now from friends who still get a kick out of it over thirty years later. Of course the album was inspired by my spiritual adventures at the time. And so it has been throughout my life with the albums remaining a portrayal of a period in my life.

There has been one album for every year since then which means there are now over thirty albums representing my life like a musical diary.

The frustrating experience for me was never being able to achieve any record company support  over the years. But in retrospect that helped to keep my work honest, as I always wrote what I wanted without any constraints being forced upon me. leaving me free to express my thoughts on my journey through life.
 

3) "Flight and returning to the body" - the last track on this CD has an expressive ending (gong and Emulator 1 effects). As I understand well, it illustrates the return of the self to the body. Have you ever experienced such strange states of consciousness later?

I have had those experiences throughout my life and they still unexpectedly fire into my consciousness. I hope they continue when my physical body finally runs out of steam.

It was very exciting when I first allowed myself into that world. The possibility that we could survive beyond the physical gave me a chance to check facts, to compare one world with another.

The diary from those times is included in the autobiography and of course comes with the album.
  
4) A little bit later in 1984 you recorded great music "Beyond The Dream". Quite different moods and significant change of style. Nicely sung songs. What was the inspiration?

It started out as instrumental and can be heard in this mode in parts of Temmenu.

A small record company suggested adding some vocals, so I started writing some lyrics and adding them to the instrumental parts. Similar to what I did with TD on the Cyclone album. It was the same with that album I had nopreconceived  thoughts to introduce lyrics there, it just happened to be one of the many ideas flying around and poetry I was experimenting with at the time. I write lyrics in the same way I write music, almost like automatic writing.

I have since released a book that is based on my lyrics and Paintings.
  
5) In 1986 you recorded a CD with Klaus Schulze - "Miditation". How was your meeting? How did it happen?

  
I first met Klaus in the 60s when Edgar and I were looking for a drummer to complete the trio we had began. I  wasn't sure about his style at first he was very racy and bursting with energy. we had been playing with a Swedish

Fella who used to throw his cymbals around the room and I imagined somebody being decapitated, so I thought we should take the chance and make a change.

Klaus is a lovely guy and over the years after  leaving TD for the second time I wrote to him reminding him of the old days. In particular about an old German soldiers trench coat he had given me to keep me warm through those icy Berlin winters.

Klaus Invited me over to work on an album together. We worked for hours jamming around sequences that Klaus had programed on his Modular synth. There was some good stuff that came out from that time I'm glad some of it survived.
 
6) The albums Space, Temmenu, Deep Down Far, and much more ....You wrote so much beautiful music. Do people write sometimes to you that they appreciate your work?

I have had many wonderful letters from people and I treasure them. It is such a buzz for me to know people have found enjoyment from my humble endeavors.

7) In 2004 you took a part in Ricochet Gathering edition in Jelenia Gora. How did you play in Poland? What were your impressions? Was there a something that surprised you in this country?

I had a great time in Poland and met some lovely people. There was a genuine sense of deep thinking from the Polish that I met. The questions asked were thought provoking and sincere. I am really looking forward to another visit.

The concert was set up by Vic Rek a generous man who has since become a close friend.

I travelled  from London on a coach thinking to avoid plane flights.

After a 4 hour wait at Victoria and a very uncomfortable 16 hours on a packed coach, we arrived on the polish border where Vic collected me, very tired and very bedraggled after a sleepless night on a gruelling bus journey.

I swore I'd never do it again.

The concert was arranged around a weekend of performers and billed as the Richochet Gathering.  There was some great original music to listen out for. Before the individual concerts Vic always insists on a communal jam, with all the artists gathered together for a combined concert. I have to admit I didn't like this idea. it struck me like a musical nightmare, with dozens of synthesizers all battling to be heard.

I agreed to partake for Vic's sake after all he had done for me.

My fears were completely unfounded. It was quite an amazing experience and my first introduction to a  synthesized orchestra. I am convinced this idea has a lot of mileage.

At the end of the weekend a great supporter to the event (who we nicknamed Boombox) was designated to drive me back to the border to catch my return coach.

We set off with heart felt farewells but after driving for about 2 hours and Boombox looking more and more confused at the road signs I began to worry about making my connection. I insisted he stop and ask some locals by the roadside for directions. I could see these people raising there arms and pointing behind us.  I knew then we were in trouble.

We spurted down the road in the opposite direction but Boombox was becoming very agitated, pressured by my anxiety. Shortly after taking over the driving I realized we wern't gonna make it and  we headed back to the start, just in time to catch the communal coach with all the friends I had bade farewell to earlier. Then came a gritting teeth journey on a coach rushing to catch a coach.

We missed my connection by about 20 minutes so I decided to take the same bus back again to the start, where Vic arranged a flight back to London.

Vic and I had to drive through slovakia to catch the flight in Prague. That was a great drive but I was ready to hit the sack once we were in Prague.  Vic would have none of that and insisted we hit the town. It was a great night thanks to Vic's positivity.

By this time I was thanking Boombox for getting us lost.

I boarded the flight in the morning determined to quell my fears and had a beautiful stress free flight back to London.

8) On your website we can buy your four books plus CDR/DVDR, diaries, poems,  paintings, animations and scores. Did you try to write novels?

No I have always been into Biography particularly Autobiographies. I really believe everybody should tell their story. Its not so much about what you do or who you become, but how you deal with the cards that are laid out to you.

I'm afraid I am a very poor writer but I enjoyed my endeavor, once I had got started and got over my lack of confidence. initially I was worried I'd have nothing to say, but the more you write the more the memories come flooding back.

I feel it would have been a shame to have left my story untold.
 

9)What the works of classical music do you consider to be outstanding? Is J.S. Bach still your favourite composer?
 
Bach for me is like all the emotions I have felt in my life wrapped up in a package, ready to explore whenever the need arises.
For me he is the ultimate in musical expression, he lays down emotion in a completely understated way, nothing unsaid, without a note missing or unnecessarily added.

He is the nearest I have come to believing that their could be a God. How else could a human being create such genius.

Bach seems to be in communication with a higher force. His purity and ability of expression would seem to be beyond the ability of the human mind.
 
10) In 2010 you released several CDs: Heart And Soul, Amuletum in 2011 Purple Dream. You wrote that this a minimalist music where the voice was given by your father. Could you say a few words about it more thanon the web page?
 
As I said all the albums are expressions of a certain time in my life. I wrote Heart&Soul shortly after losing my Mother. I had nursed her through cancer.  Watching your Mother deteriorate before your eyes is
devastating. It left a gaping hole in my soul. It made me think deeply of her life, her Mothers life and her Mothers Mothers life.

My Mother left some money for her four sons to go for a dinner and it was on this occasion that Brother John surprised us with a recording he had made with our Father nearly fifty years previously.

That inspired me to add his voice to the last track on Purple Dream ending it with a hint of my Mum from the previous album.

Purple Dream also comes with a DVD which is really just a collage of my everyday life and bits of animation.  Watch out for the shot of me in 1967,  just before my first stint with TD.
 
11) Do you feel fulfilled and satisfied (as an artist) with your previous achievements?  You play an ambitious music, discover new areas .. Are you happy?

I am happy to leave behind an imprint of myself as honestly as I am able and if any of it can give pleasure to somebody then my resolve was worthwhile.


Wolf Spyra - I compose and install acoustic situations

The English version below

Wolfram Spyra, znany również jako Der Spyra, jest popularnym niemieckim kompozytorem muzyki elektronicznej. Gra bardzo różnorodne utwory, w których swobodnie operuje formą. Wydaje płyty, które trudno jednoznacznie zaklasyfikować. 

- Jakie były początki Twoich muzycznych fascynacji, kupiłeś sobie jakąś płytę w sklepie? Byłeś na koncercie czy też usłyszałeś ciekawą muzykę w radio?
  
W.S.: Zaczęło się od jakiejś audycji w radiu... WDR (Westdeutcher Rundfunk) w Kolonii, magicznym mieście eksperymentalnej elektroniki, którą wysłuchałem przez bardzo ekskluzywny odbiornik wyposażony w lampy cyfrowe. Miałem około dziesięciu lat, zaś audycja dotyczyła Muzyki Elektronicznej. Fragment audycji nagrałem moim "bardzo prostym" rejestratorem kasetowym w mono... i pomyślałem, że to magia!!! Miałem wrażenie, że te dźwięki pochodziły z innego świata... nie wyobrażałem sobie, że taka muzyka mogła zostać nagrana typowymi "mechanicznymi" instrumentami. Gdy tylko wujek mi powiedział, że ta muzyka została nagrana na instrumentach nazywanych "syntezatorami", od razu wiedziałem, że w przyszłości muszę nagrać muzykę tymi magicznymi maszynami!  Od tego czasu bardziej dokładnie słuchałem utworów muzycznych... i odkryłem, że bardzo często w muzyce pop syntezatory są używane, i to w utworach które znałem, np. Abba czy The Beatles. W tym czasie coraz więcej słuchałem audycji radiowych i... czasem nagrywałem muzykę, która mi i siostrze wydawała się "dziwna"... Naprawdę nie podobała mi się, ale wydawała mi się wystarczająco interesująca, by do niej powracać. Jak się później dowiedziałem, owa muzyka nazywana była "Rockiem Progresywnym", my zaś nagraliśmy utwory zespołów takich jak na przykład "Stormy Six", "ELP" czy "Triumvirat". A właśnie, pierwszy (wspomniany powyżej) utwór elektroniczny, który nagrałem to był "The Hut of Baba Yaga" w wersji Tomity! Dziękuję Ci, Panie Tomita!

- Na Twojej stronie internetowej często powtarza się pojęcie "instalacja dźwiękowa". Jak to wygląda?

W.S.: Choć niektórzy ludzie używają tego terminu na wszystko co nie jest typowym koncertem rockowym, ja preferuję nazywać sztukę "Instalacją dźwiękową" tylko wtedy, gdy pozwala ona słuchaczom (a nawet jednej osobie) odbierać otoczenie w specyficznej, innej albo niespodziewanej dla słuchu formie. W moim przypadku, "Instalacje dźwiękowe" mogą być samodzielnie zbudowanym sprzętem elektronicznym, który pozwala użytkownikom doświadczać niezwykłych wrażeń (np. "Plecak dźwiękowy", "System PASS" czy "Łoże dźwiękowe"). Albo też, jako że jestem plastykiem (przynajmniej to studiowałem), komponuję oraz instaluję "akustyczne sytuacje", które zmieniają percepcję specyficznych przestrzeni albo miejsc (np. "Hush Hour" w garażu parkingowym), "Numer 7" (w pokoju hotelowym) czy "Kąpiel" (pierwotnie stworzone dla pustego basenu, a potem wydane na płycie CD). Instalacja dźwiękowa może być instalacją artystyczną, która nie produkuje dźwięku, ale gra z medium... np. dzieła takie jak "Eksperyment myślowy" czy... "Elektroakustyczne krzesło", które pyta "co by było gdyby..."

- Wydałeś około 30 płyt ale różnią się między sobą, co uważam za zaletę. Nie chcesz być szufladkowany?

W.S.: No, z jednej strony nie chcę być zaszufladkowany jako "gość od tego i tego" ... i nic poza tym. Z drugiej strony czasem myślę, że tak byłoby łatwiej dla fanów specyficznego rodzaju muzyki... i nawet jeśli to czasem jedyny powód, żeby mogli łatwiej znaleźć to co szukają! (?). Wszystko to takie pomieszane ;-). Komercyjnie nie ma to dużo sensu... W innym przypadku nikt by nie tworzył innych nazw projektów na utwory, które mogą się nieco różnić od "typowego" grania. Może w przyszłości powinienem użyć różnych pseudonimów na "klasyczny", "eksperymentalny" czy "progresywny" styl... Ale... nie chcę by mi to przeszkadzało! To wszystko gram ja, nie ważne czy to "January in June", "Homelistening is killing Clubs" czy "Etherlands"... i jestem najbardziej szczęśliwy jak ludzie mi piszą, że lubią moją wszechstronność.

- Nagrałeś serię płyt z Namlookiem. Wasze wspólne płyty są naprawdę dobre, jak doszło do tej współpracy?

W.S.: Dzięki! Jak to się zaczęło? Razem lubimy nieco jazzujące kawałki oraz Fusion... i jeśli dokładnie posłuchasz płyty od pierwszej "Virtual Vices" do najnowszego wydania, to zobaczysz, jak razem wzajemnie i powoli się odkrywaliśmy, krok po kroku (i bajt po bajcie) :-), mimo że kierunek był już nadany na samym początku.

- Często koncertujesz. Kontakt ze słuchaczem wyzwala w Tobie dodatkowe emocje?

W.S.: Mimo że wyglądam na spokojnego i zrelaksowanego na scenie, w rzeczywistości jestem tak nakręcony, że czasem wręcz kolana mi się trzęsą jak zaczynam!!! U innych artystów jest pewnie podobnie, więc nie różnię się tak bardzo od innych wykonawców - jak zaczniesz myśleć, ile rzeczy może się nie udać podczas koncertu (zwłaszcza gdy w użyciu są komputery i elektronika), to już jesteś stracony! Staram się nie myśleć o takich rzeczach... i zazwyczaj, jak już wszystko się zaczęło, to jest ten wielki przypływ wydarzeń, rezonans / komunikacja ze słuchaczami poprzez fale dźwiękowe (czy też umysłowe?), i to na tych falach próbuję pływać, czasem skręcam, czasem gubię się, aby ponownie odnaleźć drogę, a nawet zadziwiam siebie samego tym co przyjdzie....tak, to jest zawsze nowe i stymulujące doświadczenie!!! Czego nie lubię podczas koncertów na żywo... Szczerze aż do teraz, nigdy nie miałem "idealnego brzmienia" (czyli brzmienia, o którym marzę), ani na scenie, ani wśród publiczności! Próbowałem grać na systemach kwadrofonicznych (które są obiecujące, ale w większości przypadków niemożliwe do realizacji), próbowałem ze słuchawkami dla całej publiczności (to też fajne doświadczenie)... ale... wciąż chcę aby moja muzyka była słuchana w jakości "studyjnej". Zatem, drodzy słuchacze, nie myślcie że płyta CD czy nawet winyl jest czymś nadzwyczajnym!!!  Jeśli słuchacie dobrze skomponowanej i nagranej muzyki z dobrego systemu analogowego albo cyfrowego źródła (ale nie mp3!), i poprzez dobry sprawdzony system Hi-Fi, to w końcu odczujecie podobne wrażenie dźwiękowe, jak to którego doświadczam ja (czy też inni muzycy) podczas siedzenia w studio próbując godzinami tworzyć muzykę i niewidzialne przestrzenie... to jest dla mnie najbardziej błogie.

- Na płycie Headphone Concert Little Garden of Sounds II gra polski gitarzysta Rober Golla. Poznałeś go w Kassel?

W.S.: Tak, Robert żyje w Kassel (gdzie pracuje dla znanej firmy Hi-Fi / High-End) i często przychodził do mojej wystawy "My Little Garden of Sounds II" w 2002 roku! Gdy mu wspomniałem pomysł o "Koncercie słuchawkowym" w ogrodzie, w którym muzycy graliby w szklarni, zaś publiczność słuchałaby tylko poprzez słuchawki bezprzewodowe, od razu zgodził się aby z nami zagrać :-) Potem przeprowadziłem się do Berlina, więc nie spotykaliśmy się za często, ale gdy zostałem zaproszony przez Józefa Skrzeka do koncertu "Schody do Nieba" w Chorzowie w 2009 roku, to poprosiłem go, aby zagrał ze mną ten koncert. A ponieważ płyta z tamtego okresu (January in June) była częściowo zainspirowana bluesem, to było bardzo przyjemnie, że wspólnie graliśmy z prawdziwym gitarzystą bluesowym. Zawsze będę wdzięczny Robertowi (i oczywiście Józefowi), za przedstawienie mnie Roksanie Vikaluk... a dlaczego, to pozostawię fantazji czytelników i fanów. Konkretny wynik tego historycznego spotkania znajduje się na "Moon & Melody" a także na www.myspace.com/derspyraband

- Na tym koncercie słuchacze mieli na uszach bezprzewodowe słuchawki firmy Sennheiser. Należy rozumieć że ilość wzmacniaczy i kolumn głośnikowych była ograniczona?

W.S.: Dzięki bardzo miłemu wsparciu firmy Sennheiser mieliśmy około 250 bezprzewodowych słuchawek, dużą stację ładującą, zbudowany na zamówienie nadajnik bezprzewodowy - aby zapewnić dobrą jakość sygnału dla takiej ilości słuchawek. Nie wiem czy byliśmy pierwszymi osobami na planecie, które zorganizowały "Koncert Słuchawkowy", ale podczas innych takich imprez używa się wejść na wiele jacków, a ludzie muszą przynosić własne słuchawki. Albo były to też głównie sety DJ-ów, a nie prawdziwe koncerty na żywo! No ale nie ważne, czy byliśmy pierwsi, czy też nie, bardzo nam się podobało granie na tych koncertach (a publiczności również się podobało!) no i nikt nie narzekał na hałas :-).

P.S. - Właśnie znalazłem to na Wikipedii: "Pierwszy koncert słuchawkowy na żywo odbył się w maju 2000 roku. Był to w ramach "BBC Live Music", gdzie odbył się "cichy koncert" w Centrum Chapter Arts w Cardiff, gdzie publiczność słuchała zespołu Rocketgoldstar oraz różnych DJ-ów przez słuchawki (z artykułu http://en.wikipedia.org/wiki/Silent_disco, nie ma tam wzmianki o "Koncercie Słuchawkowym" Spyry... może warto by dać znać?).

- Kick the Bucket (co za nazwa!) Kassel, 2001 to był koncert w świątyni, domu pogrzebowym?

W.S.: "Kich the Bucket" było instalacją dźwiękową zrealizowaną jako wspólny projekt z performerem, nauczycielem oraz dobrym przyjacielem Adrianem Palka (z Wielkiej Brytanii, ale z polskim pochodzeniem!). Na początku instalacja była pokazana w galerii sztuki "KunsTTempel" w Kassel, potem na różnych wystawach w Europie, ale również w szklarni podczas "Little Garden of Sounds" w 2002 roku... Ludzie musieli rzucać kamieniami w beczki po ropie, i gdy trafiali, rozlegał się samplowany dźwięk. W pierwszych wystawach, dźwięki były skoncentrowane wokół tematu upadku reżimów komunistycznych w centralnej i wschodniej Europie po 1989 roku. Później zmieniliśmy dźwięki i temat instalacji koncentrując się na "bombardowaniu Londynu" oraz temu, iż w stacji metra Stockwell (gdzie Adrian i jego rodzina żyła w tamtych czasach), policja zastrzeliła niewinnego mężczyznę! W tym kontekście dodaliśmy podtytuł "Śmietnik Historii".

- Komponujesz przy użyciu nieznanych instrumentów “Triangle-pads” in “Electrolyte”. Możesz objaśnić to szerzej?

W.S.: Od zawsze myślałem jak budować dziwne i hybrydowe instrumenty muzyczne do występów na żywo, i wciąż mam tysiące pomysłów na przyszłość! "Triangle-Pads" i "Elektrolyra" (Harfa Elektroniczna) to tylko dwa z nich. Nie używałem ich za często, ponieważ były ciężkie (zbudowane z metalu) i trudne do ustawienia! Zbudowałem również "Blachę dźwiękową" w różnych formach, którą można opisać jako głośniki z wbudowaną płytą ze stali zamiast membrany. Grałem już parę koncertów używając tych instrumentów (np. w Chorwacji), ale głównie używam ich do występów w odpowiednim kontekście i dla małej publiczności. Obecnie czasem stosuję na koncertach, "Bow Chimes", co jest też instrumentem ze stali... ale to nie mój wynalazek. Jest to wspaniały pomysł Boba Rutmana (http://www.rutman.de) Ja tylko dodałem "samplowanie na żywo" podczas gry na instrumencie, co dodaje interwału, subharmonii oraz filtry tworzące dźwięk podobny do droningu.

- Co Cię teraz zajmuje? Planujesz nowe płyty, koncerty?

W.S.: W tej chwili przygotowuję kilka (dźwiękowych) projektów artystycznych... W następnym tygodniu nagrywam kolejny "Acoustic City Map" z uczniami szkół... Potem planuję parę innych płyt, ale nie mam czasu by zakończyć je do końca roku (no... może z jednym się uda :) ) Co więcej, jestem członkiem zespołu "Curious Egg" (http://www.curious-egg.com). No i to będą moje następne koncerty na żywo:

3 listopada, Nikodemuskirche Berlin - Curious Egg

11 listopada, Owca Cała, Zamość - Spyra Solo

24 listopada, Warszawa, na festiwalu folkowym... najszybciej mogę powiedzieć, że będzie to Moon & Melody wraz Roksaną Vikaluk.

Thank you for the interview.

W.S.: Best wishes, Wolf

English version:

 1) What were the beginnings of your musical fascinations? Did you buy some CD of such music style? Were you at a concert or did you listen to interesting music on the radio?

W.S.: It happened through some broadcast on the radio..from WDR (Westdeutscher Rundfunk) in Cologne, the magic city of experimental electronics, it's through, a very posh Radio-Receiver with Nixie-Tubes ... I was around 10 years old, and this broadcast was about Electronic Music. I recorded a bit of it on my "very basic" Mono-Cassette-recorder...and thought it was magic!!! To me, the sound seemed to come from another world...at least I could not imagine, that this music would have been produced with usual "mechanic" instruments. When my uncle told me that the music was played on instruments called "Synthesizers", I immediately knew that once in the future, I must make music with these magic machines! - From this moment on, I listened more carefully to music productions...and found that very often in pop music, these Synthesizers have already been used in music which I knew... for example by Abba or the Beatles! meanwhile, I listened to radio broadcasts more and more ... and sometimes recorded music which my sister and me considered to be "strange" ...  I didn't really like it, but thought it was interesting enough to listen to it repeatedly ... As I've learned later, this music was called "Progressive Rock" and tracks we had recorded were -for example- by "Stormy Six", "ELP" or "Triumvirat". -

By the way, this very first electronic piece (mentioned above) I had recorded was "The Hut of Baba Yaga" in the version of Tomita!  Thank You, Mr. Tomita!

 2) "Sound installation" term is very often reminded on your web site.

  What is it and how does it look like?

W.S.: Though some people use the term for almost anything which is not a usual rock concert, I prefer to call a work of art "Sound Installations" only when it enables an audience (or even a single person) to perceive their surroundings in a special, different or at least unexpected way through the sense of hearing!  In my case, "Sound Installations" can either be self-built electronic (hardware) units which  enable the users to make unusual sonic experiences (e.g. the "Klangrucksack" / "PASS System" or the "Klangbett") or -since I'm a Fine Artist (at least, this is what I studied...)- I compose and install "acoustic situations" which change the perception of specific spaces or places (e.g. "Hush Hour" in a Parking Garage), "No. 7" (in a Hotel Room) or "Bath" (originally for an empty swimming pool, but later released on CD). - A sound installation can also be an art installation which does not produce sound, but plays with the medium ... or works as a "Gedankenexperiment" .. like the work "Elektroakustischer Stuhl" asks the question "what would happen, if ..."

 3) You have released about 30 albums. They differ what I consider to
 be their advantage. Don't you want to be pigeonholed?

W.S.: Well, on the one hand, I would not like to be categorized as "the guy who makes this and that" ... and nothing else; then on the other hand, sometimes I think that this would make it easier for fans of a specific kind of music...and if it's only for the reason of making it easier for them to find what they're looking for!(?) It's a jungle sometimes!! ;-) Commercially, this does make a lot of sense... otherwise no-one would invent different Project names for any releases which might be slightly different from their "usual" stuff. - Maybe, in the future, I should also use different pseudonyms for "classic", "experimental" or "progressive" styles ... but then ... I just can't be bothered!!! It's all me, no matter if it's "January in June", "Homelistening is killing Clubs" or "Etherlands" ... and I'm most happy if people write to me that they like my versatility ...

 4) You recorded a serie of CDs with Namlook. Your albums are really
 good.   - S: Thank You!!! -  How did this collaboration come about?

W.S.: We both like slightly Jazzy tunes and Fusion ... and if you listen carefully from the first "Virtual Vices" album to the most recent, you will be able to hear/find out, how we both discovered this mutuality slowly, bit by bit (and byte by byte :-), though the path was already set in the very beginning!

 5) You often give concerts. Does the contact with your listeners
 trigger in you the extra excitement?

W.S.: Though I might look quite calm and relaxed on stage, in fact, I get so excited that sometimes, my knees are shaking when I have to start!!! This is possibly true for many many other artists as well, so I'm not so different from most of the other performers. - If you start thinking how many things there are during a concert, which can go wrong (especially with computers and electronics), you'll be lost! In my case, I try to avoid thoughts like these ... and usually, once I've started, there's only the big flow of events, the resonance / communication with the audience through means of sonic (..or mental?) waves, and on these waveforms, I try to swim, make some new turns, sometimes get lost, but find the way back, surprise myself with whatever might come along ... and yes, this is always a new and stimulating experience!!! - What I don't like with live concerts ... truly spoken: Up to now, I never had "the perfect sound" (the sound that I'm dreaming of), neither on stage, nor in the audience! I tried to play with quadraphonic sound systems (which is promising, but not possible in most cases), I tried with headphones for the whole audience (also a nice experience) ... but ... still I prefer my music being listened to with a "studio sound"! So, worthy listeners, please do not consider CD or even Vinyl to be something superfluous!!! If you listen to thoroughly composed and well-recorded music from a good analogue or digital source(not mp3!), and though a very good old-fashioned Hi-Fi - System, you'll eventually be able to get a similar feeling / sonic experience to the one which I (or other musicians) might get while sitting in their studios and endlessly try to create musical and architectural spaces with invisible waves ... for me, this is pure bliss!

 6) Polish guitarist Robert Golla plays on the The Headphone Concert Little Garden of Sounds II. You met him in Kassel?


W.S.: Yes, Robert lives in Kassel (where he works for a quite renowned Hi-Fi / High-End company), and he came very often to my exhibition "My Little garden of Sounds II" in 2002! When I mentioned the idea of doing "Headphone Concerts" in the garden, in which the musicians would play inside a greenhouse, and the audience would only be able to listen via wireless headphones, he immediately agreed to play with us:-) - Later, I moved to Berlin, so we couldn't meet very often, but when I was invited by Jozef Skrzek to play at "Schody do Nieba" in Chorzow 2009, I've asked him to play with me at this concert ... and since the actual album at that time (January in June) was partly blues-inspyred, it was a great pleasure to play together with a real Blues-guitarist!!! I will always be thankful to Robert (and, of course, to Jozef) for introducing me to Roksana Vikaluk ... why this is, I'll leave to the phantasy of the dedicated fans and readers! A concrete result of this historic meeting is the existence of "Moon & Melody" ... and also www.myspace.com/derspyraband

 7) At this concert the audience used Sennheiser wireless headphones. It should be understood that the number of amplifiers and loudspeakers was limited?


W.S.: Due to the very friendly support by Sennheiser, we had about 250 wireless headphones, a huge recharging station and a custom-built wireless broadcast - station to make sure that this big number of headphones would all be fed with a powerful signal. I don't know, if we were the first ones who did a "Headphone Concert" on this planet, but other people who organized similar events often used very simple multiple-jack connections and people had to bring their own headphones, or were mainly DJ-events, not actually Live concerts! But, no matter whether we were the first ones or not, we hugely enjoyed playing those concerts (and so did the audience!), and no-one ever complained about noise - pollution :-)

p.s. - Just found this on Wikipedia: "The first Live concert with headphones was: In May 2000 ‘BBC Live Music’ held a "silent gig" at Chapter Arts Centre in Cardiff, where the audience listened to a band, Rocketgoldstar, and various DJs through headphones."[3 ... taken from the article http://en.wikipedia.org/wiki/Silent_disco...who actually doesn't know about "Headphone Concerts" by Spyra ... could eventually someone tell' em?

 8) Kick the Bucket (what a title!) Kassel, 2001 - it was a concert in
 the church or funeral home?

W.S.: "Kick the Bucket" was a sound installation done as a collaborative project with the performance artist, lecturer and great friend Adrian Palka (from the UK, but with Polish roots!) Firstly, this installation was shown in the art gallery "KunsTTempel" in Kassel, later in several exhibitions in European countries, but also in a greenhouse at the "Little Garden of Sounds" in 2002... People had to throw stones at oil barrels, and would trigger sampled sounds whenever a stone hits a barrel. In the first exhibitions, the sounds were themed around the collapse of the communist regimes of central and eastern Europe,  post 1989. Later, we changed the sounds and the theme of the installation, now relating to the "London Bombings" and the fact that in Stockwell underground station (where Adrian and his family lived at that time),  an innocent man was shot dead by the police! In this context, we added "The Dustbin of History" to the title.

 9) You compose using not well known instruments - "Triangle-pads" in "Electrolyte". Can you explain this further?

W.S.: I've always been thinking about how to construct strange and hybrid musical instruments for live performances, and there are still thousands of ideas for the future! The "Triangle Pads" and the "Elektrolyra" (Electric Lyra) were just two of them. I didn't use them so often, because they were heavy (made of metal) and difficult to set up! I've also constructed the "Klangbleche" in different forms, which could be described as loudspeakers with a resonating steel plate instead of a membrane, and I played several concerts (e.g. in Croatia) with them, but mainly in the fine arts - context and with small audiences. Nowadays, I sometimes use the "Bow Chimes"at concerts, which is a steel instrument, too ...but it's not my invention, but the honour of having had this ingenious idea is up to Bob Rutman http://www.rutman.de. What I have added is to use "real-time-sampling" while I play the instrument, which adds intervals, subharmonics and filter effects to the drone-like sound of the instrument.

 10)  What do you do now? Do you plan a new album and concerts?

 Thank you for your time.

W.S.: At the moment, I'm preparing several (sonic) art projects ... Next week, I'll be recording another "Acoustic City Map" with school-kids... Then, there's several albums planned, but not enough time to finish them before the end of the year (well...maybe ONE:) Furthermore, I'm member of the band "Curios Egg" (http://www.curious-egg.com). Finally, these will be my next live concerts :

3rd of November, Nikodemuskirche Berlin - Curious Egg

11th of November, Owca Cala, Zamosc - Spyra Solo

24th of November, Warszawa, at a Folk Festival ... I'll specify this one asap - as Moon&Melody, with Roksana Vikaluk

11th of December, EM - breakfast in Bochum-Wattenscheid

Best wishes, Wolf

piątek, 21 października 2011

Can Atilla - Mevlana'dan Cagri

       Turcja do tej pory kojarzyła mi się z legendą według której, jako jedyny kraj odmówiła uznania rozbiorów. Dużo się też mówi o turystycznych atrakcjach tureckiej Riwiery i malowniczego wybrzeża. Okazuje się że w tym narodzie są również utalentowani muzycy. Urodzony w Ankarze kompozytor Can Atilla, jest kojarzony z muzyką New Age. Ale swobodnie porusza się po różnych obrzeżach muzycznych gatunków. Któregoś razu spodobał mi się na płycie Ave nagranej w klimatach Tangerine Dream, teraz zachwyca wydaną w 2008r muzyką filmową. A konkretniej oprawą baletu. Niewiele tu popularnej muzyki elektronicznej w klasycznym rozumieniu tego słowa. Mevlana'dan Cagri to zgrabna mieszanka motywów ludowych, symfonicznych, wokalnych uniesień i sentymentalnych melodii. Piętnasta płyta tego uzdolnionego muzyka przypomina miejscami stylistykę Kitaro, pozbawiona jest jednak manierycznej pompatyczności Japończyka. Główne zalety tych nagrań to - prócz wprowadzania w pozytywny nastrój, wyczucie proporcji i smaku. Bo chociaż niczego nie odkrywa, nie obala standardów i nie zmienia kanonów, to znakomicie wykorzystuje konwencję oprawy widowiska.

         Działa profesjonalnie i z tą wyczuwalną pewnością siebie znamionującą wizjonerów. Przewijający się co jakiś czas wzruszający motyw przewodni zapadnie do serc romantykom. Ciekawie też radzi sobie z orkiestracją. Akcenty ludowe podane są w mniej komercyjny sposób, za to z werwą i nerwem. Miejscami swoją formą muzyka przypomina nagrania znanych amerykańskich wykonawców ambientu. Płyta spodoba się również miłośnikom "Symphonic Landscapes" Gandalfa. Te bogactwo skojarzeń, umiejętne wprowadzenie w czyn muzycznych pomysłów powoduje że ta płyta wraca co jakiś czas do odtwarzacza.















...

Brunette Models - Magnus Luctus In Ergastulo



      Miłośnicy muzyki Piotra Krzyżanowskiego zachwycają się znakomitymi płytami  Impressions of whispers z 2000r, czy bardzo popularną Last Poem z 2008r. Ale warto też pamiętać o ciekawych początkach jego dokonań z lat 1995-97, dziele o dziwnym łacińskim tytule: Magnus Luctus In Ergastulo. Muzykę tę - z pewną dozą samokrytycyzmu - udostępnił mi sam autor. Ta wrodzona skromność nie ma tu jednak większego uzasadnienia. Kilku utworów osadzonych w średniowiecznym klimacie słucha się przecież przyjemnie. Być może nie wzbudzają one emocji na poziomie wyśrubowanym przez późniejsze płyty, ale mają co najmniej jedną, bardzo cenną zaletę: są rozpoznawalne i ułożone zgodnie z pewną ideą. Piotr nie kryje tu swoich fascynacji dokonaniami Dead Can Dance, co w niektórych fragmentach można delikatnie usłyszeć. Całość składa się z dziesięciu spójnych i nastrojowych kompozycji. Jednak nie tak molowych i przerażających jak wiszący na okładce człowiek ;). Umiejętnie rozłożone akcenty symfoniczne, chóry zakonników, specyficzne dźwięki czy proste instrumenty rytmiczne tworzą pożądaną aurę zadumania nasączoną lekko posępną nutką. Ale myślę że naturalny optymizm, silne poczucie ładu oraz pragnienie wyrażania piękna w sumie zwycięża w tej walce. W bonusowym utworze męski głos w stylizacji Niemena przejmująco śpiewa o rozrywaniu przez wiatr i otaczającej ciszy. Bardzo to przekonywujące i ciekawe.
     Nietuzinkowa twórczość. Ciepły, rycerski ambient. Szkoda tylko że muzyk kryjący się pod nazwą Brunette Models tak rzadko wydaje swoje płyty. 

niedziela, 16 października 2011

Gert Emmens - My composing be a reflection of my inner feelings



Gert Emmes jest świetnym muzykiem z Holandii grającym łagodną i pełną swoistego ciepła elektronikę. Poprosiłem go o wywiad:
- Gdy pewnego razu w moje ręce trafił album “Waves od Dreams”, zawierający bardzo wzniosłą i przyjemną muzykę, wiedziałem, że od tego momentu polubię jej autora. W Twojej muzyce można dostrzec wyjątkowy klimat i piękno, czy jesteś romantykiem?

G.E.:  Tak, cóż więcej powiedzieć, Tak!

- Twoja muzyka niesie dużą dawkę optymizmu, energii i jest bardzo sugestywna. Moim zdaniem byłaby idealna, jako tło muzyczne w filmach. Czy byłbyś zainteresowany napisaniem muzyki dla filmu? Miałeś już takie propozycje?

G.E.: Słuchacze często mówią mi, że moja muzyka doskonale pasowałaby, jako ścieżka dźwiękowa do filmu. Gdybym miał możliwość, na pewno bym spróbował, choć jak na razie nikt mnie o to nie poprosił. Niewątpliwie komponowanie ścieżki dźwiękowej jest czymś zupełnie odmiennym od „zwykłego” skomponowania muzyki. W przypadku ścieżki dźwiękowej najpierw musisz dysponować filmem, dla którego ją skomponujesz. To właśnie sceny z filmu stanowią inspirację i wszystko to, co w nich się dzieje, choć postrzegam to także jako pewne ograniczenie w swobodzie kompozycji.

- Wiele zostało powiedziane odnośnie pozytywnej roli jaką odgrywa muzyka w zwalczaniu stresu i złych emocji. Myślę, że Twoja muzyka również może pełnić taką rolę. Czy zdarzało ci się, że komuś Twoja muzyka właśnie w ten sposób pomogła?

G.E.: Tak, wiele razy słyszałem, że moja muzyka pozwoliła komuś zmienić swój nastrój na lepszy, bardziej pozytywny. Osobiście uważam to za największy komplement.  Podejrzewam, że takie działanie jest efektem tego, iż pozwalam, aby moje kompozycje były odzwierciedleniem wewnętrznych przeżyć, emocji, duszy.

- Podobał mi się Twój pierwszy album „Electra”. Czy to prawda, że któregoś razu powiedziałeś, iż nie jest on dokładnie tym, co chciałeś osiągnąć, choć ma on swój urok? Zawierał on między innymi nagranie zniekształconego głosu ludzkiego. Planujesz w przyszłości używać vocodera?

G.E.: Prawdę mówiąc, nie wiem. Kilka z moich syntezatorów posiada wbudowane niezłe vocodery, w tym najprostszy w użyciu moduł w Korgu MS2000.  Ale przyznam, że rzadko go używam. Nie potrafię powiedzieć dokładnie dlaczego, choć przecież bardzo lubię vocodery. Na marginesie, vocodery były często używane w ostatniej części trylogii „Nearest Faraway Place” – jako efekt dla nagrań wierszy recytowanych po hiszpańsku. Nagrania te pierwotnie miały być wykorzystane w moim projekcie z dziedziny rocka progresywnego, ale ostatecznie nie zostały użyte. Kiedy kończyłem „Nearest Faraway Place”, przyszło mi niespodziewanie do głowy, że mogę przecież przepuścić je przez vocoder i wykorzystać. Z kolei na płycie „Wanderer of Time” wykorzystałem przetworzony głos mojego syna, Franka, deklamującego “Voyager One it the most distant human made object in the universe” (Voyager One jest najdalej wysuniętym we wszechświecie obiektem pochodzenia ziemskiego). Album „Electra” zawiera bardziej „zrobotyzowany” dźwięk vocodera, być może właśnie to masz na myśli kiedy o to pytałeś.

- Albumy z cyklu "The Nearest Faraway Place" okazały się być bardzo udaną serią, z uroczą atmosferą i pięknymi motywami muzycznymi. Skąd wziął się pomysł na taką serię?

 G.E.: Po pierwsze tytuł – od zawsze byłem fanem The Beach Boys, szczególnie ich twórczości z okresu 1964-1973. Nazwa „The Nearest Faraway Place” pochodzi z ich instrumentalnego utworu, o ile dobrze pamiętam, z roku 1968 (*przyp. tłum: prawie dobrze, płyta „20/20” zawierająca ten utwór wydana została w roku 1969). To raczej melancholijny utwór i zawsze gdy go słuchałem, rozmyślałem o tym, skąd taki tytuł. Gdzie może być to „najbliższe odległe miejsce”? Na Ziemi? Gdzieś w kosmosie? Czy to dobre miejsce? A może bardziej mistyczne? I wiele innych tego typu przemyśleń. Chciałem coś zrobić z tym tytułem, jakoś go wykorzystać. Po drugie, koncepcja trylogii: zrobienia jednego dużego utworu – prawie czterogodzinnego – podzielonego na trzy albumy. Część druga rozpoczyna się z tam, gdzie zakończyła pierwsza a część trzecia tam, gdzie zakończyła druga. Początkowo chciałem wydać podwójny, lub potrójny album, ale z punktu widzenia sprzedaży to nie jest dobry pomysł, gdyż dwa oddzielne albumy sprzedają się lepiej, niż jedno wydawnictwo dwupłytowe (teraz cytuję mojego wydawcę :) ). Tak więc trylogia musiała być wydana jako trzy albumy. Całość rozpoczyna się muzyką, którą skomponowałem w roku 2007 z okazji koncertu na festiwalu Gasometer w Oberhausen w Niemczech. To było wspaniałe, bardzo inspirujące miejsce i znakomicie nadawało się jako pierwsze „najbliższe odległe miejsce”. Drugi album został zainspirowany obrazem rosyjskiego malarza Yurija Pugachova, który przedstawia domy i ogrody w Tuluzie we Francji a w jednym z okien widać siedzącą kobietę. Okładka trzeciego albumu przedstawia krajobraz raczej pochodzący z innej planety, niż z Ziemi. To trzecie „najbliższe odległe miejsce”.

- "The Sculpture Garden" jest nowym albumem wydanym w kooperacji z Ruud Heij. Po raz kolejny w procesie tworzenia uczestniczy Twój przyjaciel. Czy możesz powiedzieć kilka słów o tym albumie?

G.E.: Nasz ostatni, wspólny album pochodzi z roku 2008. Po jego wydaniu (“Silent Witnesses of Industrial Landscapes”), nadal organizowaliśmy co jakiś czas wspólne sesje muzyczne. W efekcie, przez trzy lata zgromadziliśmy ogromną ilość zapisów. Wiosną i latem 2011 dokończyłem, zmiksowałem i dokonałem masteringu 16 z nich. Z tych 16 utworów wybraliśmy 6, z czego mogły powstać przynajmniej dwa, albo nawet trzy albumy. Generalnie muzyka na „The Sculpure Garden” ma więcej naleciałości rocka progresywnego, niż kiedykolwiek wcześniej, i to ja jestem temu winien. Jak zawsze większość akordów i wszystkie sekwencje są dziełem Ruuda, natomiast część basowa jest moim. Sesję nagraniową rozpoczyna zazwyczaj Ruud, przygotowując sekwencje na swoim systemie modułowym i sekwencerze. Ponieważ słyszę już tonację i tempo, mogę komponować akordy do tego, co on tworzy. To samo w sobie jest już całkiem inspirujące. Kiedy Ruud zakończy tworzenie sekwencji, naciskamy przycisk zapisu i rozpoczynamy grać. Ruud operuje na swoich sekwencjach, ja gram linię akordów i basu. Przeważnie jest to po prostu czysta improwizacja, nagrywamy 2-3 wersje i wybieramy jedną na później do dokończenia. Inspiracją do muzyki zawartej na „The Sculpture Garden” była nasza wizyta w ogromnym parku „Sculpture Garden” w Holandii w 2008. Ten park, a w zasadzie kombinacja lasu i parku, stanowi bardzo inspirujące otoczenie. Każdy z sześciu utworów na płycie został zainspirowany jedną z rzeźb i w wyniku tego ten album można potraktować jako album koncepcyjny. Cadenced Haven, moja narzeczona, zmontowała zwiastun wideo, na którym można zobaczyć każdą z sześciu rzeźb, a który jest dostępny na YouTube







- Kiedyś wspomniałeś, że chciałbyś nagrać wspólny album z twórcami takimi, jak Frank Van Bogaert, Ian Boddy, Mark Shreeve, Remy, Lambert Ringlage. Czy jest szansa abyśmy kiedyś usłyszeli efekty takiej współpracy?

 G.E.: Może z Remym, gdyż mamy zamiar spotkać się tej jesieni i sprawdzić, czy znajdziemy inspirację we wspólnym graniu. A poza tym, to w tej chwili nie ma innych planów na tego typu kolaboracje. Być może będą okazyjne nagrania z innymi muzykami teraz lub później. Niemniej jestem bardzo zadowolony ze współpracy z Ruud Heij i Cadenced Haven. Jest to dla mnie o tyle istotne, że oboje odgrywają ważną rolę w moim życiu. Ruud jest moim wieloletnim przyjacielem, a Cadenced Haven (Laila Quraishi) jest moją narzeczoną. W moim przypadku jest to znakomite źródło inspiracji. W tym okresie odkryłem, że poczucie duchowej jedności z artystą, z którym współpracuję jest bardzo ważne. Jeżeli nie ma pomiędzy mną a nią/nim takiego połączenia, wtedy współpraca nie przynosi efektów. Co oznacza, że jestem bardzo ostrożny jeżeli chodzi o kolaboracje i staram się unikać rozczarowania z obu stron.

- Co robisz na co dzień poza tworzeniem muzyki?

G.E.: Pracuję od poniedziałku do czwartku, mam 32 godzinny tydzień pracy. Ponieważ nie wyżyję wyłącznie z komponowania muzyki, muszę pracować ;). A poza pracą: spędzam czas z dwoma milusińskimi, moim synem Frankiem i córką Lailą, moją miłością. Dwa razy w tygodniu biegam. Oglądam filmy, przeważnie kino ambitne (jestem wielkim fanem Krzysztofa Kieślowskiego). Odwiedzam się z przyjaciółmi. Fotografuję.

Pytania od Mariusza, fana i propagatora Twojej muzyki w Polsce:

Pytanie 1: Gert, jak to się dzieje, że zarówno fani muzyki elektronicznej, jak i fani rocka progresywnego kochają twoją muzykę? Zaskakujące jest zainteresowanie twoją muzyką ze strony szerokiej publiczności. Co w niej jest takiego przyciągającego, co powoduje, że wrażliwy słuchacz może zatonąć w magicznych krajobrazach Twojej muzyki?

Myślę, że w porównaniu do większości kompozytorów muzyki elektronicznej, moja muzyka jest bardziej symfoniczną, nie jest wyłącznie muzyką elektroniczną. Można w niej odnaleźć wpływy wielu kompozytorów niezwiązanych z el-muzyką, wliczając w to kompozytorów klasycznych. W niektórych, bardziej melancholijnych utworach można usłyszeć wpływy Ennio Morricone, mojego ulubionego kompozytora. Ale najwięcej wpływów pochodzi z rocka progresywnego i z upływem czasu pojawia się go w moich kompozycjach coraz więcej. Posłuchaj przykładowo czwartego utworu - Jarding d’email, a zaraz po tym fragmentu zaczynającego się od 7:22 na naszym nowym albumie, Ruuda i moim. Jest to czysty rock progresywny i tylko sekwencje nawiązują do muzyki elektronicznej. Obecnie rock progresywny jest moim ulubionym gatunkiem muzyki, a mój pierwszy album z tego gatunku jest niemal ukończony. Zasadniczo już jest ukończony, ale zdecydowałem się w ostatniej chwili zamienić syntetyzatorową ścieżkę perkusyjną na autentyczną perkusję. Obecnie próbuję w ten sposób odtworzyć ścieżkę perkusji i jak tylko będę z tego usatysfakcjonowany, rozpocznę nagrywanie.

Pytanie 2: Masz w Polsce sporą liczbę fanów. Jak to jest, że Gert Emmens, mało znany kompozytor muzyki elektronicznej z Holandii jest tak popularny i słuchany w Polsce, kraju, w którym twoja muzyka nie jest nawet promowana przez radio? Na całym świecie twoje albumy są słuchane przez fanów, czy myślisz, że stoją za tym autentyczne emocje zawarte w Twojej muzyce?

Odnośnie Polski – nie mam pojęcia jak to wygląda w Polsce, być jest tak za przyczyną internetu? Może Polska ma szerokie tradycje w dziedzinie el-muzyki? Naprawdę jestem tak popularny w Polsce? Być może najwyższy czas zatem u was zagrać! Co więcej, korzystając z okazji, muszę Tobie bardzo podziękować, gdyż nie ma nikogo innego, kto bardziej promowałby moją muzykę, niż Ty Mariusz. Bardzo to doceniam.
Odnośnie fanów na całym świecie: co ich przyciąga do mojej muzyki? Trudno odpowiedzieć na to pytanie, być może dlatego, że jest ona dosyć melodyjna. Ale o to powinniśmy zapytać właśnie fanów ;)

Pytanie 3: Gert, czym dla ciebie jest muzyka?

Dla mnie muzyka to emocje. Odzwierciedlenie nastroju, osobowości. Tworzenie jest sposobem na wyrażenie tego, co czuję, co się ze mną dzieje, przeniesieniem uczuć na muzykę. Słuchanie muzyki może zmienić nastrój, muzyka może być dla duszy uzdrawiająca. Duchowym lekarstwem.

Pytanie 4: Czy w naszych dosyć bezdusznych czasach, nadal istnieje miejsce dla muzyki, która wyostrza zmysły, czy muzyka relaksująca, medytacyjna jest nadal ważna? Mam wrażenie, że dla nas, słuchaczy, muzyka Gerta Emmensa jest formą niezwykłej terapii, czymś trudnym do określenia. Podzielasz mój pogląd?

Rozumiem twój punkt widzenia. Moja odpowiedź na to jest mniej lub bardziej zbliżona do poprzedniego pytania. Dotyczy muzyki i czym ona dla odbiorcy jest. Muzyka może towarzyszyć, może pomagać w jakimkolwiek nastroju.  W umysłach ludzi zawsze będzie miejsce na muzykę, bez względu na czasy. Myślę nawet, że im trudniej się żyje, tym bardziej muzyka staje się ważniejszą, gdyż jest to znakomity sposób na oderwanie się od problemów, choć na chwilę.

Dziękuję ci bardzo za ten wywiad i życzę wielu nowych albumów oraz coraz większe ilości fanów Twojej muzyki.







-
English version:

- Once in my hands hit album Waves of Dreams. This is a very sublime and pleasing music. From that moment I knew that I liked the author. I noticed in your music unique climate and rises beautifully. Are you a romantic?


G.E.:  YES! What to say more about it? YES!

- Your music has the great optimism, great strength and is very suggestive. In my opinion, is perfect as a backdrop for movies. Would you be interested in writing music specifically for a movie? Did you have an suggestions?

G.E.:  People often tell me, that my music would fit perfectly as filmscoremusic. I would like to give it a chance, if i had the opportunity. So far, i haven’t been asked for a filmscore. Of course, composing a filmscore works completely different from composing ‘’just’’ music. With a filmscore, you have the movie to compose music for. It is the moviescenes that have to give the inspiration, and everything has to fit within scenes (which I see as a limitation in composing) etc.

- Much is said about the positive role of music in the treatment of stress and negative emotions. I think your music is just such action. Is someone else already noticed you wrote that your music helped him?

G.E.:  Yes I have been told that several times, that my music helped them to get them in a better, more positive mood. For me, this is one of the greatest compliments to get. I suppose it is a result of letting my composing be a reflection of my inner feelings, emotions, soul.

- I like your first electronic record Electra. It is true that you said once that this is not exactly what you want to create, but it has its charm. Featured on the effects of distorting the human voice. Do you expect that in the future be used vocoder?

G.E.: Actually, I don’t know. Several of my synths have great vocoders built in, with the Korg MS2000 as one of the easiest ones to use. But i have to admit that i hardly use it. I cannot give a clear reason for it, since I like vocoders very much. The last part of the Nearest Faraway Place trilogy uses a vocoder extendly, by the way. It is a poem, told in Spanish. The voice was meant for my progrockproject but not used for that in the end. Suddenly, when finalizing the Nearest Faraway Place, the idea came to mind, to ‘’vocode’’ the voice. On Wanderer of Time, my son Frank says „Voyager One it the most distant human made object in the universe”, put through a vocoder. Elektra has that more robotic vocoder sound, maybe you are referring to that specific sound.

- "The Nearest Faraway Place 1-3" is a very successful series, charming atmosphere and lovely melodies. Where did the idea for this series?

G.E.: First it is about the title. I always have been a fan of The Beach Boys, especially from their 1964 - 1973 period. The Nearest Faraway Place is a Beach Boys orchestral instrumental from 1968, if I remember well. A rather melancholic track. Always when hearing this track I automatically started fantasizing about the title. Where could a Nearest Faraway Place be? On earth? Somewhere in space? Is it a great place to be? A mystic place? And more of that kind of thoughts. I wanted to do something with that title. Secondly, there is this trilogy idea, and making one huge track – almost 4 hours - that is being divided by the three volumes. Volume 2 starts with the last moments of Volume 1 and Volume 3 starts with the last moments of Volume 2. Always have wanted to release a 2CD or even a 3CD, but commerically wise that is not a good idea, since 2 seperate CD’s sell much better than 1 2CD! (Quoting my recordcompany now ). So the trilogy had to be 3 seperate CD’s. It started off with the music i composed for the concert in Oberhausen Germany at the Gasometer in 2007. That was a great and very inspiring location to be the first Nearest Faraway Place. The second volume was inspired by an artwork of Yuri Pugachov, a late Russian painter, which shows some houses and gardens in Toulouse, France. In one of the windows, a woman is sitting. While the cover of the third volume shows a landscape that seems to be somewhere on a different planet, rather than earth. The 3rd Nearest Faraway Place.

- "The Sculpture Garden" is a new CD with Ruud Heij. Again you create with your friend. You can say a few words about the music?

G.E.:  Our last album was from 2008. After releasing that album (Silent Witnesses of Industrial Landscapes), we continued our recording sessions, once in a while. The result in three years is an enormous amount of basic tracks. I completed 16 of those tracks and mixed and mastered them, during the Spring and Summer of 2011. We selected 6 tracks out of those 16. We could release at least 2 albums out of it, maybe even 3. Overall the music on The Sculpure Garden has more progrock influences than before. I am the guilty one for that part. As usual, all sequences are from Ruud, and most of the chords, solo’s, basses are mine. When we start a recording session, Ruud is preparing a sequence on his modular system and sequencer and during the time he prepairs it, I try some things with chords along with what he is creating, since I can hear in what tone it will be and what tempo. That is already quite inspiring. After Ruud has finished the creation of a sequence we just press the recordbutton and start playing. Ruud varies with his sequence and i play chords and basses. For a big deal this is improvisation. Mostly we make 2 or 3 versions from this, and pick the best one later to complete. The music on The Sculpture Garden has been inspired by our visit to a huge Sculpture Garden in the Netherlands in June 2008, which is actually more a combination of a park and a forest. It is a very inspiring environment. Every of the 6 tracks of this album is inspired by one sculpture in this garden, so that it has become a concept album. My fiancee Cadenced Haven has made a video trailer for the album that is on Youtube. You can see the 6 sculptures/artforms in this clip.





- You mentioned once that you would like to also record a joint album with musicians such as Frank Van Bogaert: Ian Boddy, Mark Shreeve, Remy, Lambert Ringlage. Is there a chance for one of these collaborations?

G.E.:  Remy maybe. We are going to meet later this Autumn, and see if we get some inspiration in playing together. At this moment there are no other plans for a structural collaboration. Maybe there will be a one track collaboration with another musician now and then. I am very satisfied with the structural collaborations with Ruud Heij and Cadenced Haven. What makes it extra special to me, is that both of them play an important role in my life. Ruud is my best friend, and Cadenced Haven (Laila Quraishi) is my fiancee. To me this automatically means inspiration. What i found out during the years, that it is very important for me in case of a structural collaboration with another musician, that i feel spiritually connected with him/her. It that is not the case, then mostly it doesn’t work for me. Which means that i have become quite carefull with collaborations, avoiding disappointments on both sides.

- What are you doing when you are not making music?

G.E.: I have a 32 hour job, from Monday until Thursday. I cannot make a living out of composing music, so a job is needed :).  Besides working: spending time with my two beloved ones: Frank my son and Laila my love. Running twice a week. Watching movies, mostly arthouse (I am a great fan of the Polish director Krzysztof Kieslowski). Visiting friends. Photography.

 Questions Marius, a great fan of your music, that it propagates in Poland:
Q No. 1
- Gert how is it that fans of electronic music and progressive rock fans love your music?, It is surprising interest in your music in the wider public. What is the magnet in your music, which makes the sensitive listener can be dazzled by the magical landscapes of electronic music, Gert Emmens?

G.E.:  Well, compaired with most of the EM-composers, my music is more symfonic I think. My music is not only Electronic Music. One can hear the influences of many non EM related musicians in it. That includes some of the classic music composers. In the more melancholic pieces one can hear the influence of Ennio Morricone, who is my favorite composer. But overall, there are many progrock influences in it. Slowly, these progrock influences become more dominant in my music. Listen for instance to track 4 - Jarding d’email, and then from of 7:22 minutes on the new album from Ruud and me. It is pure progrock, only the sequence refers to EM. Progrock actually is my fave style of music. My first progrock album is nearly finished. It was already finished, but i decided in the end to replace all drumcomputerprogramming with real drums. At this moment i am rehearsing the tracks on drums and as soon as I am satisfied with it, I will start recording.

Question No. 2
- I know that in Poland you have a great fan of your music. How is it that Gert Emmens, a little-known composer of electronic music from the Netherlands is known and listened to in Poland, a country where even your music on the radio is not promoted? I know that your discs are listened to by fans from around the world. Do you think that the most important in the music are sincere emotions, so that fans could accept your work? 

G.E.:  Regarding Poland: I don’t know how things are working in Poland, maybe it is the influence of the Internet? Maybe Poland has some of a tradition in EM? Am I really that populair in Poland? Maybe it is time to perform in your country then!! And more over, I have to thank YOU very much for this, since there is no one on this earth who promotes my music more than you do Mariusz! It is so much appreciated!
Regarding fans all over the world: What attracts people to my music? That’s a hard question to answer. maybe the fact that my music is rather melodic. We should ask this to all the fans 

Question No. 3
- Gert, what for you is the MUSIC?

G.E.: For me music is emotion. A reflection of the mood, personality. Making music is a way to express what i feel, what is going on within me, a translation of feelings into music. Listening to music can change a mood. Music can be healing for the soul. A spiritual medicine.

Question No. 4
- Do these rather soulless times, is still a place for music, which sharpens our senses, and relaxing music, meditation, is in these chaotic times IMPORTANT? For us listeners I have the impression that music is a kind of Gert Emmensa unusual therapy, something that is difficult to define. Do you share my view?

G.E.:  I understand your view. My answer is more or less related to the answer of the previous question. It is about what music can do with someone. Music can be an assistance in every mood to help. No matter what that mood is. There will be always room for music in people’s minds, no matter how the times are. I even think how harder the times get, the more important listening to music becomes to people. Because it is a great way to get out of the crap for some moments.

Thank you very much for this interview and wish you a successful new discs and more and more fans of your music.