Vangelis w 2020 roku kończy 77 lat. Jesienią ukazuje się najnowsze wydawnictwo uznanego artysty, zawiera prawie 20 kompozycji. Czego mogą spodziewać się fani bardzo lubianego Greka? W internecie o tej muzyce można przeczytać:
"Zainspirowana przełomową misją sondy kosmicznej Juno NASA i trwającą eksploracją Jowisza, 'Juno to Jupiter' to wielowymiarowa podróż Vangelisa przez muzykę elektroniczną, progresywną, ambient, techno, orkiestrową i wokalną. W projekcie występuje sopranistka Angela Gheorghiu oraz dźwięki z kosmosu nagrane przez NASA".
Jakie refleksje przychodzą mi do głowy po wysłuchaniu tych nagrań?
Płyta jest dość nierówna, poszczególne utwory zazwyczaj krótkie, rzadko przekraczają 5 minut. Całości brak spójności. Na początek mamy rozmowy pracowników NASA (?) czyli "Atlas Push", rzeczywiście brzmi to atrakcyjnie, ale i wtórnie. Potem lekki "Inside our perspective" z przewodnim beatem który mógłby wygenerować przeciętny użytkownik Abletona. Dalej (Out in Space) Vangelis uderza w bardziej ambitne tony podnosząc wartość przekazu, ale ponownie kończy kompozycję nie rozwijając jej zbytnio. Czwarty track "Juno's quiet determination" w ciekawy sposób buduje napięcie i ucieszy nawet najbardziej wymagających słuchaczy. I tyle atrakcji... Przez kolejne minuty stary mistrz używając doskonałe znanych jemu i słuchaczom narzędzi w postaci bębnów i partii instrumentów smyczkowych, kreśli podniosłe, symfoniczne historie jakie pisał od wielu lat... Nie ma już żadnych niespodzianek. Artysta ma prawie 80 lat, nie ma sensu wymagać od niego cudów. Partie Angeli Gheorghiu słychać bodajże w trzech utworach, jeśli ktoś to lubi, proszę bardzo.
Podsumowując: płyta nie jest zła, to kawał dobrego rzemiosła. Ja jednak wolę Vangelisa bardziej rockowego, eksperymentującego, a tej edycji bliżej do ostatnich jego prac.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz