Niedawno do moich rąk trafiła nowa płyta "The Nutcracker & The Rat King" Na blogu który zajmuje się muzyką elektroniczną, taki wpis może wywołać zdziwienie. Ale, czy tak do końca? Edward Artemiev jest kompozytorem uniwersalnym. Oznacza to elastyczne dostosowanie się do każdej formuły, lub nawet przekraczanie jej granic. Potężna ilość muzyki filmowej jaką skomponował (podobno ponad 140 tytułów), i praca nad jej stworzeniem, pozwoliła mu szeroko rozwinąć paletę umiejętności. Nie zdziwiło mnie więc zbytnio, że Artemiev zajął się twórczością swojego sławnego rodaka, Czajkowskiego. Syn Edwarda, Artemiy, już jakiś czas temu oswoił mnie z trudniejszą produkcją ojca zapisaną na krążku "Prestuplenie i Nakazanie" ("Zbrodnia i kara"). Muzyką ze świata opery, na motywach głośnej powieści Dostojewskiego. Tak stylistycznie i formalnie przygotowany na odbiór ambitniejszych dzieł, zapis z "The Nutcracker & The Rat King" potraktowałem z należną jemu uwagą. Oczywiście nie jestem krytykiem muzyki poważnej, więc z pewnością ucieka mi wiele niuansów, nad którymi zachwycą się fachowcy. Jako laik.wrażliwy jednak na emocje, powiem że muzyka skomponowana i zaaranżowana przez Edwarda, będąca częściowo transkrypcją, brzmi mi w wielu momentach jako pochwała życia. Słychać to w głosach zaproszonych rosyjskich solistów, chóru, jak i podniosłych, monumentalnych partiach Moskiewskiej Orkiestry Symfonicznej. W nagraniu płyty mieli swój udział perkusista, trzech gitarzystów, akordeonista, pianista oraz na różnych klawiaturach i fortepianie:Igor Nazaruk Irina Popova. Ta bogata instrumentacja uwypukla najbardziej znane motywy "Dziadka do orzechów" jak i "Króla szczurów". Słuchając tej płyty wielokrotnie zauważyłem że zgodzić mi się wypada z wypowiedzią mojego kolegi Andrzeja Mierzyńskiego, że muzyka symfoniczna i jej instrumentarium "wszędzie pasuje". Odkryłem że to działa nawet w przypadku syntetycznej, samplowanej orkiestry. Ta naturalna, wykorzystana na płycie "The Nutcracker & The Rat King" też ma swój urok. W odpowiednich momentach podkreśla i uzupełnia wokalne popisy. To muzyka do której trzeba dojrzeć, aby usłyszeć jej piękno. W świecie brzmień syntetycznych jakimi się zawsze otaczałem, stanowi ciekawą odskocznię w stronę dźwięków bardziej naturalnych . Nie dziwię się że Artemiy, producent tych nagrań, jest dumny z pracy swojej i ojca.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Edward Artemiev. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Edward Artemiev. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 5 listopada 2012
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Edward Artemiev - A Book of Impressions
Zagłębianie się w mrokach niepoznawalnego - jest pierwszym zdaniem jakie przychodzi mi na myśl po przesłuchaniu płyty A Book of Impressions by Edward Artemiev. To składanka dziesięciu nagrań z lat 1975-96. Zawiera ona zestaw utworów które zebrane w jednym miejscu może nie są jednolite, ale dają pojęcie o wszechstronności rosyjskiego artysty. Powszechnie znany ze swoich soundtracków które z założenia przemawiają do widzów swą przystępnością (choć wiadomo że nie wszystkie), widzi mi się tu Artemiev jako kompozytor niezależny, awangardowy i ze wszech miar twórczy. Na początku proponuję ostrożnie ustawić potencjometr głośności bo "Out There, Where" swoją dynamiką i pompą może uszkodzić zestawy głośnikowe. Dużo się w nim przez pięć minut dzieje, mnogość barw zachwyca, a kontrasty zbijają trochę z tropu. "I'd Like to Return" może kojarzyć się z muzyką elektroakustyczną, miejscami mroczną, wymagającą pewnego oswojenia się z brakiem harmonii. Jedenaście minut różnych eksperymentów, momentów gdzie cisza też jest składnikiem muzyki... choć nie do końca. Ostatnie trzy minuty to typowy, "ciepły" Artemiev. Utwór "Ritual" jest ponurą impresją, groza bije z każdej frazy i może pozbawić słuchacza pozytywnego nastawienia. Nie trwa jednak on długo i oto uszy wręcz atakuje kolejny fragment "Three Regards on the Revolution". Przelewa się z kanału na kanał masa różnych efektów, nawet całych pakietów brzmień które czasami brzmią futurystycznie, niczym oprawa widowiskowego filmu SF. Ta kakofonia dziwnych odgłosów po kilku minutach aż prosi się o łagodny zgon, lub uproszczenie formy, jednak autor hamując przebieg wydarzeń nie rezygnuje z ambitnego kształtu dzieła. Podobnie jest z krótkim "Touch to the Mystery" który już bez szaleństw poprzednika utrzymuje melancholijno-minorowy ton.
Trochę inaczej skonstruowany jest "In the Nets of Time" z głębokim basem i podróżami od ucha do ucha niepokojących, co raz nasilających się dźwięków. Niesamowite zagęszczenie grozy, porównywalne z niektórymi utworami Petera Frohmadera z "Necropolis" jest również namacalne w "Noosphere". Te dwa ostatnie utwory to muzyka dla ludzi o mocnych nerwach. Ciekawe, że w Noosphere słychać drobne trzaski i "pyknięcia" niczym ze starego analoga. Uff... Mam wrażenie że dotknąłem jądra ciemności. Łatwiej mi teraz zrozumieć, dlaczego Artemiy, syn sławnego kompozytora, poszedł później podobną drogą. Po tak intensywnych doznaniach fragment pt."Mirage" z 1976 wydaje się być całkiem przystępną impresją. "Intangible" jest próbą opisania chaosu w bardziej czytelnej i klasycznej manierze, głębokie penetracje dolnych rejestrów, czytelne i wyraziste, na pewno robią wrażenie. Ostatnia impresja na płycie to 17 minutowa suita "Peregrini" z 1975 roku. Imponujące wstawki perkusyjne, zniekształcone dialogi, i sporo elementów... makabrycznych. Ale Edward nie byłby sobą zostawiając słuchacza w stanie pomieszania emocji. Dlatego ostatnie minuty są zbudowane z lubianych i akceptowanych powszechnie wśród fanów składników. Atrakcyjne basowe ostinato i zmiękczający kobiecy vocal wprowadzają nastrój jak najbardziej pozytywny, choć daleki od komercji.
Efektem tych zabiegów jest łagodnie płynąca z głośników nostalgia i świadomość uciekającego czasu. Bardzo ładne zakończenie. Muzyka dość różnorodna, choć ukierunkowana w stronę mniej popularnych motywów. Fragmentów zdecydowanie ciemnych, słuchacie Państwo na własne ryzyko.
Trochę inaczej skonstruowany jest "In the Nets of Time" z głębokim basem i podróżami od ucha do ucha niepokojących, co raz nasilających się dźwięków. Niesamowite zagęszczenie grozy, porównywalne z niektórymi utworami Petera Frohmadera z "Necropolis" jest również namacalne w "Noosphere". Te dwa ostatnie utwory to muzyka dla ludzi o mocnych nerwach. Ciekawe, że w Noosphere słychać drobne trzaski i "pyknięcia" niczym ze starego analoga. Uff... Mam wrażenie że dotknąłem jądra ciemności. Łatwiej mi teraz zrozumieć, dlaczego Artemiy, syn sławnego kompozytora, poszedł później podobną drogą. Po tak intensywnych doznaniach fragment pt."Mirage" z 1976 wydaje się być całkiem przystępną impresją. "Intangible" jest próbą opisania chaosu w bardziej czytelnej i klasycznej manierze, głębokie penetracje dolnych rejestrów, czytelne i wyraziste, na pewno robią wrażenie. Ostatnia impresja na płycie to 17 minutowa suita "Peregrini" z 1975 roku. Imponujące wstawki perkusyjne, zniekształcone dialogi, i sporo elementów... makabrycznych. Ale Edward nie byłby sobą zostawiając słuchacza w stanie pomieszania emocji. Dlatego ostatnie minuty są zbudowane z lubianych i akceptowanych powszechnie wśród fanów składników. Atrakcyjne basowe ostinato i zmiękczający kobiecy vocal wprowadzają nastrój jak najbardziej pozytywny, choć daleki od komercji.
Efektem tych zabiegów jest łagodnie płynąca z głośników nostalgia i świadomość uciekającego czasu. Bardzo ładne zakończenie. Muzyka dość różnorodna, choć ukierunkowana w stronę mniej popularnych motywów. Fragmentów zdecydowanie ciemnych, słuchacie Państwo na własne ryzyko.
wtorek, 1 listopada 2011
Edward Artemiev - Solaris, The Mirror, Stalker
Tytan pracy twórczej, rosyjski muzyk Edward Artemiev w dalszym ciągu nie jest wystarczająco doceniany przez masowego odbiorcę. Chociaż skomponował muzykę do bardzo wielu filmów, chyba niewielu słuchaczy kojarzy nawet te głośne, najbardziej udane obrazy z jego płytowymi wydawnictwami. Całkiem naturalną koleją rzeczy więc było retrospektywne wydanie. W labelu jego syna Artemiya, ukazała się składanka z fragmentami muzyki do trzech podanych w tytule płyty filmów reżysera Tarkowskiego. Materiał jaki wytłoczono w 1999r został na nowo zmiksowany. Ciekawe, że o ile film Solaris jest świadectwem pewnej epoki, to do oglądania Stalkera trzeba po prostu dorosnąć. Jednak z muzyką nie jest tak samo. Podlega innej percepcji niż konsumowany obraz, znakomicie go uzupełni, ale może również funkcjonować samodzielnie. Dlatego film może kiedyś się zestarzeć, ale muzyka nie musi - jest dziełem trwalszym, jakby doskonalszym. Dobrze to słychać w trakcie odbioru nagrań Artemieva. Mimo iż pomysły pochodzą z lat 70. to nad muzyką nie unosi się patyna czasu. Wyraziste i mocno nasycone dźwięki wlewają się do jestestwa przynosząc ze sobą różne doznania. Niekiedy niepokój, mrok i strach (Exodus, Dream, Ocean). Czasami zadumanie, trochę tajemnicy i relaks (Stalker - Theme, They Go Long, Meditation). Nie brak też form bardziej eksperymentalnych (Train, Picture P. Bruegel "Winter"). Znalazło się również miejsce na inspiracje Bachem (Listen to Bach -The Earth). Jest też trochę tradycyjnej elektroniki sekwencyjnej (Solaris - Ill). Płytę kończy jeden z lepszych utworów: 'Dedication to Andrei Tarkovskiy".
Rozmarzony i patetyczny stanowi dobre podsumowanie całości. Muzyki którą znać należy a i polubić można.
Rozmarzony i patetyczny stanowi dobre podsumowanie całości. Muzyki którą znać należy a i polubić można.
poniedziałek, 16 maja 2011
Edward Artemiev Mood - Pictures
Zazwyczaj podejrzliwie podchodzę do wszelakiego rodzaju składanek. Przekonałem się jednak, że tylko bezstronność daje możliwość obiektywnej oceny. Pewnego wieczoru, zmęczony wrzuciłem jakąś nową płytę do odtwarzacza. Nawet nie patrzyłem specjalnie na okładkę, czy autora. To jednak co usłyszałem, wzbudziło moje uznanie. Okazało się, że słucham filmowej muzyki Edwarda Artemieva. Płyta Mood - Pictures okazała się znakomitym zbiorem różnorodnych utworów. I nic dziwnego skoro autor ma na koncie powyżej stu soundtracków, które nagrywa od blisko 50 lat. Można by pomyśleć, że ktoś zawodowo zajmujący się tworzeniem dźwiękowych ilustracji będzie mało strawny, albo do przesady komercyjny, ale tak nie jest. Jeśli to się zdarza, to nie w tym przypadku. 18 ścieżek z kilkunastu filmów brzmi tu nad podziw spójnie. Kompozycje Artemieva grane przez The State Orchestra of Cinematography zostały umiejętnie dobrane tak, aby podczas słuchania powstał jak okładka - smutny anioł i jak sam tytuł płyty sugeruje – odpowiedni nastrój. Nie ma tu nadmiernego grania symfoniki, co jest wadą wielu filmowych produkcji. Po sympatycznym, lekko pompatycznym temacie Siberiada, już dwa kolejne bogate są w syntezatorowe ornamenty. Relaksujący Swing z pogodnym gitarowym solo J. Bogdanova mógłby śmiało być uznany za impresję któregoś z niemieckich El-mistrzów. Dynamiczny, hałaśliwy i aż gęsty od dodatków Fire kojarzy mi się luźno z improwizacjami zespołu You. Kończą się trzy fragmenty muzyki z filmu „Siberiada”, wchodzi krótki motyw z filmu „A Buchter” pod tytułem „Looking after The Victim gdzie po niepokojącym wstępie mile wabi uszy delikatna sekwencja. Z kolei piąty utwór Kamchatka - Grand Voyager z filmu „Mammon” zawiera chwytliwą, graną na syntezatorze melodię bliską klimatom polskiego muzyka Mikołaja Hertla. W ciągu niespełna czterech minut wiodąca melodia, choć nie poczwarka, kilkakrotnie się przeobraża w coraz ładniejsze stadium. Równie atrakcyjna jest kolejna ścieżka, tytułowy motyw z filmu Fox Hunting gdzie w najlepszym berlińskim stylu, sekwencje ścigają się po kanałach. Z obrazu „A driver for Vera” autor zagrał smutną kompozycję Premonition, która po dwóch minutach zostawia w pamięci jakieś ulotne… przeczucie. Zmianę klimatu na trochę żywszy, proponuje Polygon pełny werwy i ognia fragment z filmu ”Moon Raibow”. Trochę zaskakujące, dramatyczne Credo z filmu Requiem burzy dotychczasowy prawie sielankowy nastrój. Podobnie zamglona i niespokojna jest Aria - jeden z trzech urywków ze ścieżki dźwiękowej do obrazu SF „The End of Eternity” będącego ekranizacją świetnej książki Asimova. Kolejne tracki z tego filmu, nerwowy A Road to Nowhere - mój ulubiony na tej płycie i trochę apokaliptyczny The Well of Eternity kojarzą mi się z filmami SF z lat 80 tych. To ta konwencja. Luźniejszy i sentymentalny jest Lullaby z filmu „Night of a Birth”, a całkiem oczyszcza z napięcia typowo filmowy Serenade - motyw z obrazu ”Facet” z zapadającym w pamięć solo na saksofonie. Dwie kolejne kompozycje Dialog with a Computer i Vocalize będące ilustracją "By The Eyes of The Wolf” to poszukiwania odrobinę podobne do stylu Kristiana Schultze. Potem słychać wyeksponowany wokal T.Kuindji, z którym zgrabnie łączy się w symfonicznej oprawie gitara. Top of The World z obrazu “Legends of Peruvian Indians” to impresja w organowej stylizacji, trochę melancholijna i zadumana. Płytę ciepło i tajemniczo kończy Peregrini z dzwonami w dalekim tle i ponownie Kuindji w ekspresyjnej partii wokalu – który jest bardzo ważnym składnikiem tego utworu.Uważam, że to wstyd nie znać dokonań tego zasłużonego dla muzyki artysty, nie ma się też do czego przyczepić w budowie i charakterze tych kompozycji. Niewiele utworów przekracza czas czterech minut, nie ma więc mowy o znużeniu.
Edward jest prawdziwą legendą światowej sceny muzycznej i ważnym kawałkiem jej historii. W Internecie przeczytacie o nim sporo zasłużonych superlatyw, a ta składanka jest dobrym materiałem do bliższego zapoznania się z tym nietuzinkowym rosyjskim kolorystą.
Edward jest prawdziwą legendą światowej sceny muzycznej i ważnym kawałkiem jej historii. W Internecie przeczytacie o nim sporo zasłużonych superlatyw, a ta składanka jest dobrym materiałem do bliższego zapoznania się z tym nietuzinkowym rosyjskim kolorystą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)