James Clark Combs to Amerykanin tworzący ambitną, elektroakustyczną muzykę. W 2010 roku, wydawnictwo Electroshock, które promuje taką właśnie formę przekazu, wydaje jego płytę: "Safe Passage" Ta trwająca 38 minut całość składa się z dziesięciu dość krótkich części, w których na próżno by szukać przebojów. Ale nie znaczy to, że ten zapis jest bezbarwny czy jednolity. Ponieważ praktycznie nie ma na tym nośniku zorganizowanych rytmów, ucho jest bardziej wyczulone na dźwięki dochodzące z głośników. Dzieją się tu ciekawe rzeczy. W pierwszym utworze Rikke's Harbor bez trudno można usłyszeć efekty szumiącej wody, podkłady kolejowe, po których przetacza się coś ciężkiego i odgłosy przeładunku. Autor wizji szybko przenosi nas do stołówki na chińskim dworcu. Cross Station: Dzieci hałasują tu sztućcami, coś dziwnie szumi, w głośnikach ujawniają się różne barwy, nad głowami gwałtownie przelatuje odrzutowiec. Za chwilę ruszają samochody, a w tle słychać popularną melodię. W "Ddispatch" orientalne dialogi mieszają się z powtarzalnymi efektami akustycznymi, generowane są regularny puknięcia, ktoś gra w automatycznego bilarda, rozbijającego się echem. Od czwartej kompozycji "Nowember 13, 2009" zaczynają się bardziej mroczne klimaty. Echa, w których pojawiają się dźwięki trudne do identyfikacji, jak z koszmaru, wprowadzają niepokojący nastrój. Ale oto ptaki ćwierkają w dziwnym lesie (Abysmal), z wody dobiegają niepokojące dźwięki. Słychać śpiew ludowej piosenki, której przeszkadzają, co rusz różne foniczne zdarzenia. W The Giant Eye of the 5th Dimension trochę mniej jest akustyki, na plan pierwszy wysuwają się syntezatory. Znów coś biega między kanałami i dalej panuje mroczny klimat. Stuki, szerokie przestrzenie. Pojawiają się ptaki, odgłosy cięższych zwierząt, ktoś kaszle, sowy się nawołują, prowadzone są ludzkie dialogi w różnych językach. Znów sporadyczna elektronika i stłumione tańce. W tle pojawiają się na chwilę rytmy znanych szlagierów. X503 to ponura elektronika, która kojarzy mi się z eksploracją kosmosu w stylu starych płytek Tangerine Dream. Unterlated Bum - dość nieprzyjemne dźwięki, być może elementy nie z tego świata, stukoty będące standardem na tej płycie, echa, plamy dźwięku niczym krzaki zieleni na nocnej powierzchni pustyni. W tytułowym Safe Passage faktycznie słychać jak ktoś idzie, a później biegnie przez jakieś przejście. Być może jest to nawiązanie do stylowej okładki. Sfotografowany tam stary fragment mostu nie budzi mojego zaufania. Zbutwiałe deski, opuszczone miejsce, chyba bieg jest w tym miejscu dobrym rozwiązaniem. Teraz słychać pisanie na maszynie, pojawia się coś na kształt rytmu, ale szybko gaśnie. W tle temat do tańca. Ktoś ciągle pisze na maszynie aż do końca strony. Ostatni utwór Trynity 666 The Last Train to Hell to ludzkie monologi w różnych narzeczach, dzwonki ostrzegające przed pociągiem .... Raptem, pewien młodzieniec wykrzykuje z uczuciem: "Bang matherfucker!" Czyżby to była wnikliwa analiza upadku obyczajów w USA?;). Głosy pracują na różnych poziomach emocji od mocno zaangażowanych deklaracji o tym, co jest możliwe a co nie, po chłodny komentarz autorski. Na chwilę wracamy do restauracji, w między czasie przelewają się po kanałach efekty zagłuszające i lekki, śladowy rytm. Odgłosy odległej burzy kończą ten utwór i płytę.Oczywiście powyższe opisy nie muszą pokrywać się z rzeczywistością. Jest to kwestia umowna. Restauracja może okazać się wietnamska, podkłady nie koniecznie pochodziły z kolei - autor mógł mieć coś innego na myśli. Jednak skoro występuje interakcja między muzyką a wyobraźnią słuchacza, w efekcie końcowym ma prawo ona wywoływać różne skojarzenia.
Ta twórczość, mimo eksperymentalnej etykietki, daje się swobodnie słuchać dzięki swojej różnorodności. Może stanowić dobrą zachętę dla lubiących wyzwania odbiorcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz