Przez cały czas trwania płyty zastanawiałem się nad tym, o czym ona właściwie jest. Uznałem, że to w zasadzie nic innego, jak tylko wierne odtworzenie klimatu, jaki można usłyszeć na nagraniach drugiej połowy lat 70., np. na płytkach typu "Mirage" K.S. Po prostu dwóch ludzi zafascynowanych złotymi latami elektronicznej muzyki postanowiło podtrzymać dobrą tradycję. Nie silą się na nowatorstwo, nie przecierają nowych szlaków, jest to po prostu "stary, dobry Berlin". Przypomina to zabieg, jaki z powodzeniem stosowali już wcześniej M.Schonwalder i B.Kistenmacher. Artyści celebrują nastrój zadumy... Bardzo podoba mi się to, że Panowie Spyra i Lang nie skusili się na ekspresyjne solówki, nakładające się tonami w jazgot nie-do-zniesienia. Uniknęli tej pułapki, grając może nawet czasami zbyt spokojnie. Snują w każdym bądź razie swoją wizję nieznacznie, ale smacznie, od czasu do czasu dając dowody, że stać ich też było na zakup trochę nowszych płytek Mistrza Klausa typu En=trance ;). W końcowej części kompozycji "Neunundfünfzig 49" słuchacze tego koncertu mogą się ożywić i wyjść z łagodnego transu, muzyka staje się bardziej wyrazista i konkretna. "Acht 39" to z kolei krótsza forma. Jest ona zdecydowanie bardziej zbliżona do tradycyjnej muzyki. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że można by przy niej zatańczyć w namiętnym uścisku.
Podsumowując: myślę, że jak dla mnie osobiście mogłoby być więcej ikry, mniej flegmy, ale w sumie nie jest źle.
Podsumowując: myślę, że jak dla mnie osobiście mogłoby być więcej ikry, mniej flegmy, ale w sumie nie jest źle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz