Płyta Tangerine Dream "Pergamon" z 1986 r. jest lubiana i ciepło wspominana przez wielu fanów. Pierwsza na jakiej zagrał Johannes Schmoelling - więc uczucie świeżości, nowości było wtedy wyraźnie odczuwalne. No i to zapis pierwszego koncertu (31.01.80r) jaki dał zespół za żelazną kurtyną. Wydana pierwotnie przez Amigę na winylowym placku była powszechnie dostępna w naszym kraju. Ukazała się bez konkretnego tytułu na okładce, przyjęto więc potoczną nazwę "Quichotte" od określenia dwuczęściowej suity wypełniającej zawartość krążka. Na dopracowanym wydaniu Virgin minimalnie zremasterowano zawartość. Oczywiście, prawdziwa siła popularności tego albumu kryje się w muzyce. Grupie w nowym składzie udało się zmienić charakter tworzonych kompozycji. Ze starszych pomysłów zostało długie celebrowanie i piękne solówki fortepianowe, które w wykonaniu Johannesa brzmią szczególnie urokliwie. Jednocześnie przez cały czas trwania tej muzyki wyraźnie coś "wisi" w powietrzu. Ten efekt niedopowiedzenia, pewnej tajemnicy, intryguje i nie pozwala zgnuśnieć. Niektóre sekwencyjne fragmenty zostały wykorzystane na kolejnej płycie "Tangram" gdzie brzmią doskonale, ale chłodna kalkulacja w studio pozbawiła Tangram (w sumie mojej ulubionej płyty T.D.) tego ulotnego "czegoś" co charakteryzuje "Pergamon". Łatwo dać się unieść pewnej poezji i finezji jaka jest wyczuwalna na tym koncercie. Soczyste ostinatowe "mięsko" jakie się wylewa w drugiej części suity oraz Edgar w świetnej formie jako gitarzysta to poważne atuty tej muzyki. Mam wrażenie że grupa pozytywnie zatraca się we własnych dźwiękach dając z siebie wszystko. Słuchajcie tej muzyki gdy macie depresję. Na pewno pomoże.
poniedziałek, 20 lutego 2012
Tangerine Dream - Pergamon - Live At The »Palast Der Republik« GDR
Płyta Tangerine Dream "Pergamon" z 1986 r. jest lubiana i ciepło wspominana przez wielu fanów. Pierwsza na jakiej zagrał Johannes Schmoelling - więc uczucie świeżości, nowości było wtedy wyraźnie odczuwalne. No i to zapis pierwszego koncertu (31.01.80r) jaki dał zespół za żelazną kurtyną. Wydana pierwotnie przez Amigę na winylowym placku była powszechnie dostępna w naszym kraju. Ukazała się bez konkretnego tytułu na okładce, przyjęto więc potoczną nazwę "Quichotte" od określenia dwuczęściowej suity wypełniającej zawartość krążka. Na dopracowanym wydaniu Virgin minimalnie zremasterowano zawartość. Oczywiście, prawdziwa siła popularności tego albumu kryje się w muzyce. Grupie w nowym składzie udało się zmienić charakter tworzonych kompozycji. Ze starszych pomysłów zostało długie celebrowanie i piękne solówki fortepianowe, które w wykonaniu Johannesa brzmią szczególnie urokliwie. Jednocześnie przez cały czas trwania tej muzyki wyraźnie coś "wisi" w powietrzu. Ten efekt niedopowiedzenia, pewnej tajemnicy, intryguje i nie pozwala zgnuśnieć. Niektóre sekwencyjne fragmenty zostały wykorzystane na kolejnej płycie "Tangram" gdzie brzmią doskonale, ale chłodna kalkulacja w studio pozbawiła Tangram (w sumie mojej ulubionej płyty T.D.) tego ulotnego "czegoś" co charakteryzuje "Pergamon". Łatwo dać się unieść pewnej poezji i finezji jaka jest wyczuwalna na tym koncercie. Soczyste ostinatowe "mięsko" jakie się wylewa w drugiej części suity oraz Edgar w świetnej formie jako gitarzysta to poważne atuty tej muzyki. Mam wrażenie że grupa pozytywnie zatraca się we własnych dźwiękach dając z siebie wszystko. Słuchajcie tej muzyki gdy macie depresję. Na pewno pomoże.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mam właśnie tego vinyla z NRD :-)
OdpowiedzUsuńA z ostatnimi dwoma zdaniami Twojego posta podpisuję się obiema rękoma!!
Wiadomo że pewne wrażenia będą subiektywne, ale pewne uniwersalne. Muzyka ma sprawiać słuchaczowi przyjemność, dostarczać mu przeżyć niebanalnych. Jeżeli muzykom się to udaje - obie strony mają satysfakcję :). pzdr
OdpowiedzUsuń