Gdyby ktoś spytał mnie, jaką poleciłbym mu wybitną płytę z progresywnym rockiem, kierując się wielkim sentymentem wymieniłbym w pierwszym rzędzie Jeff Wayne's Musical Version of The War of The Worlds. Pierwszy raz usłyszałem tę znakomitą muzykę w 1978 roku mając 14 lat, z jakiegoś kiepskiego monofonicznego radia. Nie przeszkadzało to zbytnio mojej młodzieńczej wyobraźni w tworzeniu obrazów krwiożerczych Marsjan atakujących naszą planetę. Dziennikarze Polskiego Radia byli tak mili, że przed emisją tłumaczyli angielskie teksty, więc intensywność przekazu była wysoka. Lektura książki Wellsa i niesamowita żywiołowość muzyki skomponowanej przez Jeff'a Wayne odcisnęły na mnie swoje piętno. Szybko polubiłem fantastykę i tę muzykę, która z upływem czasu okazała się być prawdziwym majstersztykiem. Z czasem, dowiedziałem się, że w rejestracji nagrań wzięło udział wielu znakomitych artystów. Począwszy od narratora, znakomitego Richarda Burtona, poprzez rockowych wykonawców typu Phil Lynott czy Justin Hayward. Wszystko, co zapisano na dwóch krążkach było ekscytujące. I efekty otwierania włazu marsjańskiego pojazdu, stereofoniczne tricki, wspaniały bas... Potężny dźwięk snopu gorąca, który z fantazją emitował Jo Partridge i rewelacyjne wstawki orkiestrowe. Moc i rozpęd ostrych solówek, piękne egzaltowane wykonanie "Forever Autumn". Pełne ekspresji chórki, czy dowcipne zakończenie z dialogiem kosmonautów NASA. Pierwsze stereofoniczne odsłuchanie tej muzyki było jak kolejne objawienie (smile). Doskonała jakość techniczna, z jaką uwieczniono tę muzykę, dodatkowo wzmacnia efekt. Podziwiam wyobraźnię kompozytorów, ten szczególny eklektyzm - mistrzowskie połączenie elektroniki, rocka i muzyki orkiestrowej. Na dialogach Artylerzysty z Dziennikarzem uczyłem się moich pierwszych angielskich słówek, a syntezatorowe wstawki Kena Freemana zwróciły moją uwagę na te nowoczesne instrumenty. Niedawno spotkała mnie miła niespodzianka. Okazało się że w 2009 roku wydano płytę DVD ze współczesnym wykonaniem tego musicalu. Dodam, że bardzo wiernym oryginałowi i znów pięknie brzmiącym. Film pokazujący tę inscenizację, a właściwie zapis koncertu, pokazał nie tylko imponującą scenografię, ale obok nowych młodych aktorów, również starszych weteranów - muzyków. To był wzruszający moment. To trzeba zobaczyć. Choćby to, jak technikom udało się "wskrzesić" głowę Richarda Burtona i "wkleić" ją w akcję. W internecie jest dużo informacji o tej muzyce i jej wykonawcach, starszych wydaniach, wznowieniach, remiksach i najnowszej wersji. Są również dostępne bilety na nową jego edycją w Polsce, w styczniu 2013 roku. Tak, ten musical najwyraźniej jest nieśmiertelny.
Piękny album! Pierwszy raz słuchałem go w Trójce. Nagrałem sobie wszystko na kasetę -mam ją pewnie do dziś, muszę poszukać.
OdpowiedzUsuńKilka razy chciałem kupić analoga, ale zawsze coś pilniejszego wyskakiwało....
Ja miałem ten album już parę razy na CD. Piękne przeżycie.
OdpowiedzUsuń