Wszyscy miłośnicy Tangerine Dream i Edgara Froese dobrze kojarzą płyty "Cyclone", "Force Majeure", "Ages". Na perkusji grał tam niejaki Klaus Krüger (jego nazwisko przewijało się na winylach w różnych odmianach: Claus Crieger, Klaus Krüger-Hahn, Klaus Krieger, Klaus Krueger). Mniej osób pewnie kojarzy jego dwie solowe płyty: "One Is One" z 1981 i "Zwischenmischung" z 1982 roku. Próżno szukać ich osobno na CD, ale w 1989 szefowie Innovative Communication zlitowali się nad fanami, lub jak kto woli - postanowili trochę zarobić. Nie wiem czy to drugie się udało, niemniej, ku radości wytrwałych koneserów, pojawił się składankowy krążek CD: Klaus Krüger – Collection. Zawiera on obie wspomniane wyżej płyty, a niektóre utwory umieszczone są w trochę innej kolejności niż na czarnych plackach. Gdy dotarł do mnie tez zapis, ożyły wspomnienia, a serce zaczęło bić szybciej.
Pierwsze siedem nagrań z "One Is One" którym swojego czasu patronował sam Klaus Schulze, to ambitne elektroakustyczne eksperymenty. Pełno na nich trudnych do zidentyfikowania efektów, bulgotów, dzwonków. Ciekawe są improwizacje na saksofonie altowym Bobby Sommera i trochę psychodeliczne, wielokrotnie powtarzane monologi artysty. Wtóruje mu w tym żona Christine Hahn. Klaus operuje również różnorodnym instrumentarium perkusyjnym jak i elektronicznym. Zwichrowana, abstrakcyjna muzyka robi czasami wrażenie zrobionej w garażu. Te niepokojące chwilami dźwięki dawkowane są z wyczuciem i nie słychać żadnej monotonni.
Płyty Zwischenmischung szukałem dobrych kilkanaście lat. Pamiętałem z radiowej prezentacji Jerzego Kordowicza że zawierała serię dziwnych, ale fascynujących krótkich utworów, na których okazjonalnie wspierał autora na gitarze Manuel Göttsching. Tak długo oczekiwane ponowne odkrycie ulubionej niegdyś muzyki, należy do najprzyjemniejszych momentów w życiu. Rzeczywiście, te dźwięki powodują wzrost poziomu endorfiny w mojej krwi i wywołują stan bliski euforii. Ciekawe że przyczynia się do tego muzyka dość uboga w warstwie instrumentalnej. Maniera umiarkowanego wykorzystania przestrzeni może kojarzyć się z niektórymi bardziej przystępnymi płytami Cluster z lat 70 np. Sowiesoso. Ma to swoje dobre strony, bo wyraźnie słychać każdy instrument, a ich dosłowność nadaje utworom indywidualne piętno. Na tej płycie do pomocy instrumentach perkusyjnych zaprosił Michaela Wintera a na syntezatorach gra prócz lidera ponownie żona Christine Hahn. Te nietypowe rozwiązania rytmiczne są jedną z wyróżniających te nagrań cech. Wspomniany wcześniej Manuel najlepiej słyszalny jest w kompozycji "Deutschland" gdzie szarpie struny w charakterystyczny dla siebie sposób. Wszystkie utwory są "zakręcone" i trudno mi wskazać na jakiś słabszy. Zwolennikom płyty "Sorcerer" podobać się może podobny w klimacie eksperymentujący "Finale". W sumie ciekawa, oryginalna twórczość. Wielka szkoda że nie było więcej solowych płytek tak pomysłowego wykonawcy.
Pierwsze siedem nagrań z "One Is One" którym swojego czasu patronował sam Klaus Schulze, to ambitne elektroakustyczne eksperymenty. Pełno na nich trudnych do zidentyfikowania efektów, bulgotów, dzwonków. Ciekawe są improwizacje na saksofonie altowym Bobby Sommera i trochę psychodeliczne, wielokrotnie powtarzane monologi artysty. Wtóruje mu w tym żona Christine Hahn. Klaus operuje również różnorodnym instrumentarium perkusyjnym jak i elektronicznym. Zwichrowana, abstrakcyjna muzyka robi czasami wrażenie zrobionej w garażu. Te niepokojące chwilami dźwięki dawkowane są z wyczuciem i nie słychać żadnej monotonni.
Płyty Zwischenmischung szukałem dobrych kilkanaście lat. Pamiętałem z radiowej prezentacji Jerzego Kordowicza że zawierała serię dziwnych, ale fascynujących krótkich utworów, na których okazjonalnie wspierał autora na gitarze Manuel Göttsching. Tak długo oczekiwane ponowne odkrycie ulubionej niegdyś muzyki, należy do najprzyjemniejszych momentów w życiu. Rzeczywiście, te dźwięki powodują wzrost poziomu endorfiny w mojej krwi i wywołują stan bliski euforii. Ciekawe że przyczynia się do tego muzyka dość uboga w warstwie instrumentalnej. Maniera umiarkowanego wykorzystania przestrzeni może kojarzyć się z niektórymi bardziej przystępnymi płytami Cluster z lat 70 np. Sowiesoso. Ma to swoje dobre strony, bo wyraźnie słychać każdy instrument, a ich dosłowność nadaje utworom indywidualne piętno. Na tej płycie do pomocy instrumentach perkusyjnych zaprosił Michaela Wintera a na syntezatorach gra prócz lidera ponownie żona Christine Hahn. Te nietypowe rozwiązania rytmiczne są jedną z wyróżniających te nagrań cech. Wspomniany wcześniej Manuel najlepiej słyszalny jest w kompozycji "Deutschland" gdzie szarpie struny w charakterystyczny dla siebie sposób. Wszystkie utwory są "zakręcone" i trudno mi wskazać na jakiś słabszy. Zwolennikom płyty "Sorcerer" podobać się może podobny w klimacie eksperymentujący "Finale". W sumie ciekawa, oryginalna twórczość. Wielka szkoda że nie było więcej solowych płytek tak pomysłowego wykonawcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz