Od razu na wstępie przyznaję, że nie jestem miłośnikiem zespołu UFO, a hard rocka lubię słuchać od czasu do czasu. Ale od dawna jestem wielkim fanem płyty UFO 2 - Flying One Hour Space Rock. To po prostu ponadczasowa muzyka, która ma sobie pierwiastek genialności. Mimo iż wydano ją w 1971 roku (to już 41 lat temu!), ciągle zachwyca swą prostotą i... skutecznością w docieraniu do rzesz słuchaczy. Jednocześnie ma w sobie szczególną siłę, jasność wizji, którą nie każde rockowe wydawnictwo może się pochwalić. Być może dlatego w tytule występuje ten kosmiczny odnośnik? Tylko 2 gitary, perkusja i wokal, a tyle pomysłów! Mimo skromnego instrumentarium, muzycy potrafią przykuć uwagę na ponad 50 minut. Bardzo przyjemnie słucha się tej muzyki na słuchawkach. Można wtedy podziwiać Micka Boltona, który stara się urozmaicać swoje solówki przy pomocy wszelkich dostępnych mu wtedy technik. Wyciska ciekawe efekty ze swojej "kaczki" i wzmacniacza. Odnoszę wrażenie, że jego gitara to żywe stworzenie które wije się mu w rękach, niczym wąż na różne strony. Doskonałe zgranie się muzyków, zwieńczone wymyślnymi dialogami gitar solowej i basowej, miejsce dla stosownych wstawek perkusyjnych Andy Parkera, to niewątpliwie największe atuty tej płyty. Jeśli ktoś powie, że są to archaizmy brzmieniowe - to oświadczam: możliwe, ale są one czymś przyjemnym dla uszu. Świadectwem tego, że kiedyś muzycy rockowi mieli głowy pełne pomysłów, które chcieli przekazać światu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz