środa, 15 sierpnia 2012

Niemen - Katharsis


  Długo się wahałem przed napisaniem recenzji płyty Niemena. Jakby nie było, jest to już postać legendarna. Stawia mu się w naszym kraju pomniki, jego pseudonimem nazywa się ronda, wybija monety z jego wizerunkiem i pisze o nim książki. Cóż można dodać wobec tak  licznych wyrazów doceniania?  Pomnikom się nie kłaniam, ale z brązu ich też nie mam zamiaru odzierać. Obiektywnie przyznać muszę, że  Czesław Niemen był artystą nietuzinkowym, co dobrze słychać w jego muzyce np. na płycie "Katharsis" z 1976 roku. Muzyka elektroniczna na niej zawarta jest dość wyrazista i nasycona wieloma atrakcyjnymi dodatkami. Może niezbyt strawna dla przypadkowego słuchacza, dla konesera gatunku będzie stanowić źródło miłych doznań. Oczywiście, nie każdemu musi odpowiadać śpiew Niemena, lekko jazzujący, czasami w "średniowiecznej" manierze  i pełen ekspresji.  "Katharsis" jednak warto dać szansę chociażby ze względu na wykorzystane instrumentarium. Minimoog, Mellotron i Synthi EMS, to sprzęty dziś przez wielu uważane za "kultowe". I nie chodzi mi o sam fakt, że Niemen akurat na nich grał, tylko to jak zagrał. Prawdopodobnie był jednym z ich pierwszych posiadaczy w naszym kraju. Wykorzystał tę szansę na swobodne badanie ich możliwości. Zaowocowało to między innymi pięknie wyeksponowanym motywem powłóczystego mellotronu w kompozycji "Fatum". Podczas gdy artysta śpiewa swoje  egzystencjalne teksty ("Z listu do M." i "Epitafium"), instrumenty klawiszowe znakomicie sprawdzają się jako tło, ale ich pełne możliwości ujawniają się, gdy gra na nich samodzielne kompozycje mające czasami dość awangardowy charakter (Pieczęć). Podoba mi się również inwencja z jaką Niemen wykorzystuje tu odgłosy tła. Podczas gdy dźwięki ulegają modyfikacji i degradacji, słychać fragment arii, nakręcaną pozytywkę, ludzi rozmawiających w miejscach publicznych. Kapitalne! Czasami słychać też na tej płycie gitarę, często rozmaite perkusyjne akcesoria. Wszystko to w znakomitej, szerokiej bazie stereo. Choć od wydania analogowej płyty minęło 36 lat, dalej dobrze się tego słucha. Jest w kosmicznej el-muzyce Niemena te "coś", co pociąga ku sobie i przyciąga niezależnie od pokolenia słuchaczy. Piękno sztuki po prostu. 



2 komentarze:

  1. Co tu dużo gadać, ta płyta to po prostu tragedia...Chyba najgorszy album Niemena. Nie ma tu niczego co mogłoby zainteresować konesera gatunku tak jak pisze recenzent. W większości brzmi tak jakby małe dziecko bawiło się syntezatorem, dziecko nie do końca rozwinięte... Ja wiem, że Niemen to wspaniały artysta, nagrał kilka wybitnych albumów, ale nie można oceniać całej jego twórczości z pozycji kolan bo to śmieszne, trzeba jasno powiedzieć - nagrał też kilka przerażających gniotów, Katarsis to czołówka tego niechlubnego peletonu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Płyta ta źle się zestarzała , ma tylko kilka dobrych fragmentów . W 1976 Vangelis , Klaus Schulze robili cuda na syntezatorach ... Muzyka tutaj jest zbyt mechaniczna brakuje melodyjnych pasaży jakie potrafił wyczarowywać Vangelis .

    OdpowiedzUsuń