Amerykanin John Carpenter wyreżyserował około dwudziestu filmów, głównie horrorów i obrazów z gatunku science-fiction.
O ile te pierwsze prócz remake'u The Thing z 1982r. nie są warte mojego czasu, to do jego fantastycznych produkcji czuję do dziś pewną dozę sentymentu. Jest tam pokazana ciekawa wersja alternatywnej przyszłości (Escape from New York), wizyta obcych na naszej planecie (Starman, They Live), a wizualnym odczuciom przy konsumpcji filmu towarzyszy ciekawa oprawa dźwiękowa. Reżyser komponujący muzykę do swoich filmów nie jest zapewne wyjątkiem, ale sam ten fakt potwierdza talent i wszechstronność autora. Tym bardziej sprawa jest godna uwagi że Carpenter często gra rozrywkową muzykę elektroniczną w jej sterylnej postaci. Zazwyczaj uboga instrumentalnie, z wyraźnie zaznaczonym głównym motywem i akompaniamentem robi dobre wrażenie. Ta ascetyczność tworzywa działa na korzyść emocji które powstają podczas projekcji filmu. Schludne, zdyscyplinowane solówki towarzyszące działaniom bohaterów akcji zapadają w pamięć. Zmyślnie ułożona składanka spięta niczym klamrą motywami z Assault On Precinct 13 słucha się znakomicie. Nawet melodie z horrorów, gatunku którego programowo nie szanuję, brzmią tu ciekawie. Krótkie kompozycje zanim na dobre się rozwiną już się kończą, więc nie ma mowy o znużeniu. A gdy muzyka wybrzmiewa dłużej, też jest tego warta. Przykładem jest motyw z filmu Gwiezdny przybysz pełen ornamentów, nasycony bogactwem barw - jeden z moich ulubionych. Trudno też zapomnieć tematy końcowe z filmów "Ucieczka z Nowego Jorku" czy "Coś". Ciekawe że Ennio Morricone jako oficjalny autor tej akurat muzyki utrzymał podobną, Carpenterowską stylistykę. Jak nic - spotkali się w studio, a John niewymieniany w czołówce, jest współautorem dźwiękowego projektu. Wracając do głównego tematu, muzyczna oprawa wymienionych filmów stała się integralną częścią wizji tego reżysera. Zawsze uważałem że muzyka do filmów o przyszłości powinna być nagrywana na syntezatorach.
John Carpenter jest jednym z nielicznych reżyserów który trafił tu w mój gust. Pośród masy mdłych orkiestracji, podobnych jedna do drugiej, dokonania Johna Carpentera dalej brzmią świeżo i atrakcyjnie. Choć dość proste w konstrukcji - mają swój styl i klasę.
O ile te pierwsze prócz remake'u The Thing z 1982r. nie są warte mojego czasu, to do jego fantastycznych produkcji czuję do dziś pewną dozę sentymentu. Jest tam pokazana ciekawa wersja alternatywnej przyszłości (Escape from New York), wizyta obcych na naszej planecie (Starman, They Live), a wizualnym odczuciom przy konsumpcji filmu towarzyszy ciekawa oprawa dźwiękowa. Reżyser komponujący muzykę do swoich filmów nie jest zapewne wyjątkiem, ale sam ten fakt potwierdza talent i wszechstronność autora. Tym bardziej sprawa jest godna uwagi że Carpenter często gra rozrywkową muzykę elektroniczną w jej sterylnej postaci. Zazwyczaj uboga instrumentalnie, z wyraźnie zaznaczonym głównym motywem i akompaniamentem robi dobre wrażenie. Ta ascetyczność tworzywa działa na korzyść emocji które powstają podczas projekcji filmu. Schludne, zdyscyplinowane solówki towarzyszące działaniom bohaterów akcji zapadają w pamięć. Zmyślnie ułożona składanka spięta niczym klamrą motywami z Assault On Precinct 13 słucha się znakomicie. Nawet melodie z horrorów, gatunku którego programowo nie szanuję, brzmią tu ciekawie. Krótkie kompozycje zanim na dobre się rozwiną już się kończą, więc nie ma mowy o znużeniu. A gdy muzyka wybrzmiewa dłużej, też jest tego warta. Przykładem jest motyw z filmu Gwiezdny przybysz pełen ornamentów, nasycony bogactwem barw - jeden z moich ulubionych. Trudno też zapomnieć tematy końcowe z filmów "Ucieczka z Nowego Jorku" czy "Coś". Ciekawe że Ennio Morricone jako oficjalny autor tej akurat muzyki utrzymał podobną, Carpenterowską stylistykę. Jak nic - spotkali się w studio, a John niewymieniany w czołówce, jest współautorem dźwiękowego projektu. Wracając do głównego tematu, muzyczna oprawa wymienionych filmów stała się integralną częścią wizji tego reżysera. Zawsze uważałem że muzyka do filmów o przyszłości powinna być nagrywana na syntezatorach.
John Carpenter jest jednym z nielicznych reżyserów który trafił tu w mój gust. Pośród masy mdłych orkiestracji, podobnych jedna do drugiej, dokonania Johna Carpentera dalej brzmią świeżo i atrakcyjnie. Choć dość proste w konstrukcji - mają swój styl i klasę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz