The English version below
Wysłałem 11 pytań do Steve Dinsdale, muzyka z zespołu Radio Massacre International czyli RMI. Grupy, która umiejętnie wskrzesiła ducha muzyki elektronicznej lat 70. Steve bardzo szybko mi odpisał, ciekawie opowiadając o życiu swoim i przyjaciół.
S.D.: Cześć Damian, poniżej znajdziesz moje odpowiedzi, w razie dalszych pytań nie krępuj się z ich zadawaniem.
1. Twój pierwszy idol?
S.D.: Bez wątpienia kimś takim jest dla mnie Keith Emerson. Nie tylko przez wzgląd na jego wybryki i zachowanie na scenie, ale dla jego nieprawdopodobnej zdolności do stworzenia wspólnie czegoś, co ma sens muzyczny, jak również niezrównanym zrozumieniu kompozycji i harmonii. On jest po prostu geniuszem, jego twórczość dostarczyła mi więcej wrażeń i przyjemności, niż twórczość dowolnego innego muzyka. `Old Castle/Blues Variation’ z płyty `Pictures At An Exhibition’ jest moim ulubionym kawałkiem.
2. Dlaczego tak późno zacząłeś nagrywać z RMI? Pomijając wszystko inne, twoje pierwsze nagrania są o wiele wcześniejsze, niż to by wynikało z daty ich publikacji. Czy kłopotem było znalezienie wydawcy?
S.D.: Duncan, Garry i ja nagrywaliśmy wspólnie już w wieku 16 lat. W tamtych czasach świat muzyczny był zupełnie inny. Nagranie płyty było marzeniem. Tworzyliśmy muzykę przez lata 80-te (nagraliśmy 12 albumów, które nigdy nie zostały wydane, do tego jeszcze kilka z materiałem Duncana), a nasze życia poza muzyką toczyły się swoim trybem. W latach 1988-93 grałem na perkusji w kilku niezależnych zespołach i poczułem przedsmak procesu nagrywania płyty i dowiedziałem się również ilu idiotów pracuje w przemyśle muzycznym.
Kiedy Duncan i ja, w 1993 podjęliśmy decyzję, że najwyższy czas zacząć ponownie grać razem (krótko po tym przyłączył się oczywiście Gary), założeniem było granie wyłącznie dla naszej własnej satysfakcji, nikogo innego. Zgromadziliśmy sporo materiału będącego wynikiem zadziwiającego przebłysku kreatywności, byliśmy w stanie wszystko zaimprowizować, nagrać na taśmę i dokonać cyfrowej edycji bez powtórek. Nie poszukiwaliśmy szczególnie intensywnie wydawcy, choć gdy na horyzoncie pojawił się układ z Centaur Records, bez większych oporów wpadliśmy w ich objęcia. To był dla nas dobry punkt wyjścia nie tylko dlatego, że nasze albumy pojawiły się w dużych sklepach płytowych, ale również dlatego, że sami mogliśmy się promować, wliczając w to także słynny udział w MTV Party Zone. Bardzo wcześnie mieliśmy także stronę internetową, dzięki której powiększaliśmy grono odbiorców muzyki, również poprzez sprzedawanie CDR’ów z wczesnymi produkcjami, niezależnie od wydań Centaur Records. Kiedy zainteresował się nami Cuneiform, było to wielką pokusą, której nie mogliśmy się oprzeć, tym bardziej że nakłaniałem ich do współpracy przez lata. Ta współpraca trwa do dzisiaj i jesteśmy z niej bardzo zadowoleni.
3. Który okres twórczości Tangerine Dream lubisz najbardziej? Na podstawie tego, jak dobrze udaje wam się odtwarzać atmosferę, mam wrażenie, że jest to ich era „sekwencerów”. Co sądzisz o kosmicznej muzyce z pierwszych płyt Tangerine Dream: Electronic Meditations, Zeit, Alpha Centauri?
S.D.: Słuchałem ich bardzo dużo w moich młodzieńczych latach, szczególnie okresu, gdy byli prawdziwie interaktywną grupą trzech osób (epoka Baumanna), wówczas Edgar Froese był w swojej grupie najsłabszym ogniwem. Tworzyli wówczas naprawdę magiczną muzykę, niestety ta magia jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Moim ulubionym ich występem był koncert w Royal Albert Hall w 1975, to był fantastyczny występ przed ogromną publicznością (bilety na niego były bardzo tanie). Myślę, że również album Zeit dobrze zniósł próbę czasu.
Życzyłbym sobie, abyśmy używając własnych technik i zdolności, potrafili stworzyć podobną atmosferę. Jeśli spojrzeć od strony muzycznej na TD i na nas, można znaleźć sporo różnic. Fakt, że wszyscy używamy sekwencerów nie powinien być przyczyną dla wiecznego łączenia nas razem!
Nieco o wczesnym TD jak prosiłeś. Bardzo lubię okres OHR (nie cierpię określenia "Pink Years", brzmi troche gejowsko). Lubię mrok i tajemniczość tej muzyki. Electronic Meditation pokazuje silny wpływ Pink Floyd ale to wspaniała płyta. Alpha Centauri to moja ulubiona jeśli idzie o grę perkusji. Zeit jest ponadczasową klasyką a przy okazji pierwszym albumem TD, który kupiłem mając 13 lat. Dorosłem aby ją pokochać. Jest rzeczywiście jakby z innej planety. Uważam, że TD byli najlepsi gdy współpracowali jako grupa, która szukała nowych wyzwań, łamała schematy. Tak było oczywiście dawno temu. Mam znikomy lub żaden respekt (szacunek) dla Edgara Froese, niestety. TD byli wspaniali pomimo jego udziału, a nie raczej dzięki niemu. To moje zdanie...
4. Bardzo lubicie koncertować. Jak wiele z wykonywanej muzyki jest efektem improwizacji, a jak wiele z niej jest wstępnie przygotowanej?
S.D.: Czasami planujemy występ od początku do końca (np. grając coś z epoki „Rain Falls In Grey”), ale w większości jest to czysta improwizacja, w której nie ma nic zaplanowanego, włączając w to sekwencje. Od jakiegoś czasu skomponowaliśmy i zaprogramowaliśmy kilka fajnych sekwencji akordowych, których możemy użyć, niemniej nadal w trakcie improwizowania. Myślę, że naszą mocną zdolnością jest to, że potrafimy zaimprowizować kompozycję, która wygląda na bardziej zaplanowaną, niż w rzeczywistości jest.
Moim zdaniem improwizacja jest tym elementem, przy którym zaczyna się magia, choć niesie ze sobą także ryzyko potknięć, szczęśliwie nasi słuchacze to rozumieją. To wspaniały moment, gdy tworzona muzyka przepływa przez wszystkich zaangażowanych.
Lubimy zmieniać sposób, w jaki tworzymy muzykę, to jedyna metoda dla zespołu aby utrzymać świeżość brzmienia, dlatego od czasu do czasu włączamy inne instrumenty i nadal będziemy to robić.
5. Zdarza wam się zapraszać do współpracy inne gwiazdy muzyki takie jak Ian Boddy, Damo Suzuki, Cyndee Lee Rule. Jesteście otwarci na wpływy innych i czy taka współpraca poszerza obszary improwizacji?
S.D.: Lubimy poszerzać horyzonty RMI, również dla własnej przyjemności. Mieliśmy szczęście napotykać się na sporo interesujących ludzi, którzy znajdowali przyjemność w graniu razem z nami. Bawi mnie podejście jazzowe, w którym kilku muzyków, którzy nigdy ze sobą nie grali, występują razem, grają komunikując się przy tym uniwersalnym językiem muzyki. Kiedy graliśmy z Damo Suzuki (nigdy wcześniej go nie poznaliśmy), tworzona przez nas muzyka miała zupełnie inny charakter, tylko przez sam fakt występowania razem z nim na scenie. Jest to zresztą jeden z moich ulubionych koncertów.
Cyndee grała z nami wcześniej na albumie „Rain Falls In Grey” i mieliśmy równiez przyjemność zaprosić ją na wspólne koncerty w USA. Ian Boddy jest oczywiście gwiazdą wielkiego formatu, jest również kimś, z kim mamy wiele wspólnego patrząc od strony położenia geograficznego. Poprosił nas o współpracę przy “Septentrional” dla DiN records a my mieliśmy przyjemność zaprosić go na scenę, aby ogłosił wydanie tego albumu. Jest również bardzo dobrym przyjacielem (w przyszłym tygodniu przychodzi do nas na obiad). Mieliśmy również szczęście współpracować z dwoma wspaniałymi saksofonistami, Martinem Archerem i Premik Russellem Tubbsem. Każda z takich kooperacji skutkowała poszerzeniem granic możliwości RMI, co jest nieocenionym doświadczeniem. Koncerty w Leicester i Baltimore z „Lost In Transit” są również moimi ulubionymi produkcjami.
6. Słuchając „Lost In Transit” (znakomita produkcja swoją drogą) zauważyłem, że bardzo dużo uwagi zostało poświęcone szlifowaniu dłuższych kompozycji. Hmmm… Klaus Schulze nie zaproponował wam współpracy?
S.D.: Odkryliśmy, że zwykle gdy improwizujemy, szansa muzycznego sukcesu wynosi około 66%. Dlatego wypracowaliśmy umiejętności montowania naszej muzyki, tak, aby dawała mocniejsze, spójne wrażenia podczas słuchania, szczególnie dla tych, którzy nie byli na koncercie, a słuchają materiału w domu.
Gathering 2007 na „Lost In Transit” był takim materiałem, w którym czuło się szczególną atmosferę, postanowiliśmy więc, że nie będziemy go edytować, a opublikujemy jako całość bez żadnych zmian. Zabieramy się razem z muzyką na wycieczkę i odwiedzamy podczas niej wiele miejsc, co usprawiedliwia czas trwania utworu. Podczas improwizacji próbujemy zawrzeć w niej tak wiele pomysłów, jak tylko potrafimy. I zawsze podczas improwizowania myślimy o tym, co będzie za chwilę.
Długie kompozycje Klausa Schulze wyglądają na oparte o jego własne założenie, że „muzyka nie jest kwestią jakości, a ilości”; moim zdaniem znalazł znakomite określenie dla jego własnej muzyki. Gdybyśmy nie myśleli, że potrafimy zrobić coś więcej ponad to, nie robilibyśmy tego wcale.
7. W pewnej chwili podjąłeś decyzję o wydaniu albumu solowego. Zaskoczyłeś tym twoich kolegów z zespołu?
S.D.: Myślę, że zapewne byli zaskoczeni tym, że poszedłem na całość i przeszedłem całą drogę od nagrania do wydania, ale jedna rzecz dała mi mnóstwo przyjemności – zebranie własnych kawałków, które nagromadziłem przez ten czas i zebranie ich razem tak, że tworzą spójną, większą całość, album „New Church”.
Na „On The Other Side” poszedłem krok dalej, chciałem uzyskać coś, co będzie tak dobre jak to tylko możliwe. Ten album odzwierciedla bardzo szczególny i interesujący okres w moim życiu i chciałem, aby był wiernym tego zapisem. To trochę przerażające wydawać album solowy, gdy nie ma zespołu, za którym mógłbyś się ukryć.
8. Wspomniane solowe nagrania odniosły niezły sukces, podoba mi się muzyka w nich zawarta, szczególnie, że używałeś na nich mellotronu. Możesz powiedzieć kilka słów na ten temat? Czy doświadczenia życiowe są dobrą inspiracją?
S.D.: To, co kocham w nagrywaniu solowym (co swoją drogą jest dla mnie nowością), to brak jakiegokolwiek planowania. To fantastyczne, gdy włączasz sprzęt, rozpoczynasz grać, coś zaczyna powstawać i wystarczy podążać tą drogą, dodając nowe elementy w locie. Jest coś cudownego w rozpoczynaniu dnia z niczym a kończenia go z nową kompozycją, która będzie istnieć zawsze. Myślę, że to właśnie jest cud tworzenia. Normalnie staram się o tym nie myśleć, po prostu pozwalam pomysłom płynąć, takie podejście bardzo dobrze sprawdza się w moim przypadku. Czasami jednak nie wiem, czy dany pomysł jest dobry, czy słaby, trudno jest być obiektywnym w stosunku do swojej własnej muzyki.
Brzmienia mellotronu, które można usłyszeć na tych albumach, zostały zsamplowane tak dokładnie, jak to tylko możliwe z naszego własnego mellotronu, więc nie powinny być odróżnialne od rzeczywistego instrumentu. Jakość sampli zawdzięczamy doświadczeniu Duncana, co więcej, stworzyliśmy nawet „Dinsotron”, który jest zestawem przetworzonych próbek mojego głosu a którego mogę teraz używać do tworzenia akordów! Mam jeden ulubiony dźwięk mellotronu, będący kombinacją różnych instrumentów smyczkowych i używam go stosunkowo często. Brzmienie Mellotronu jest dla mnie jednocześnie i ludzkie, i z innego świata jednocześnie, takie połączenie stanowi perfekcyjną jakość w muzyce którą tworzę.
Muzykę budują zarówno brzmienia jak i nuty, myślę, że jest to szczególnie zauważalne w naszej muzyce. Potrafimy spędzać sporo czasu dopracowując dźwięki tak, aby były delicjami na naszych uszu.
Odnośnie inspiracji, najpierw jest muzyka, potem jest to bardziej kwestią odtworzenia pomysłów sugerowanych przez muzykę. Mój pierwszy solowy album „New Church” wyglądał początkowo na za bardzo „kościelny”, więc poszerzyłem ten pomysł dodając osobiste przekonanie, że kościołem jest cały świat, nie ma w nim miejsca na religię i dlatego kościoły powinny zamiast religii, służyć muzyce! Jeśli jest Bóg, być może jest on muzyką… Oczywiście z drugiej strony jest to po prostu zbiór utworów, o których myślę, że dobrze ze sobą się komponują jako całość!
Suita „On The Other Side” odzwierciedla wielkie zmiany w moim życiu, fraza „On The Other Side” ma dla mnie szczególnie osobiste znaczenie. Gdy nie ma miłości w twoim życiu, patrzysz na zakochanych ludzi idących ulicą tak, jakbyś spoglądał na nich przez okno. Ale gdy się zakochasz, patrzysz na świat od tej drugiej strony okna! Więc nowy związek na drugim końcu świata symbolizowany jest kablem audio tworzącym kształt serca, nowa miłość w moim życiu (ten album jest jej dedykowany)… Na innym poziomie, oczywiście, jest to zbiór kawałków, które całkiem dobrze komponują się w całość!!
9. Jako zespół jesteście bardzo aktywni. Żyjecie, jesteście na bieżąco z muzyką, zajęciami, coś jeszcze?
S.D: Nie mamy zbyt często okazji pracować razem, każdy z nas ma swoje życie (wszyscy pracujemy na pełen etat, mamy związki/rodziny), ale kiedy już się zbierzemy razem, pracujemy bardzo intensywnie, tworzymy sporą ilość muzyki, nad którą możemy później popracować w domu. RMI jest naszym osiągnięciem, z którego jesteśmy dumni; w jakimś stopniu określa jakimi ludźmi jesteśmy. Jest to nasze osiągnięcie i staramy się być tak samowystarczalni, jak to tylko możliwe (z całym szacunkiem dla naszego wydawcy, Cuneiform, który stanowi ogromną pomoc w dotarciu do miejsc, w których nigdy byśmy nie przypuszczali, że się znajdziemy). Z naszego 20-to letniego doświadczenia wynika, że tworzenie nowej muzyki zawsze zaczynamy bardzo intensywnie i staramy się to w trakcie podtrzymać. Muzyka jest znakomitym sposobem na podkreślenie naszego życia i nadanie mu znaczenia. Jak widzę, Bob Dylan skończył 70 lat, Roy Harper tak samo, nie ma powodu dla którego tworzenie ma się skończyć z wiekiem. Myślę, że skoro w wieku 48 lat tworzymy nadal muzykę, dlaczego nie mamy tego robić w wieku 58.
10. Muzyka do filmu „City 21” jest stosunkowo nowym doświadczeniem w historii RMI. Jesteś zadowolony z końcowego efektu?
S.D.: Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego albumu. Mieliśmy znakomitą okazję tworzyć krótsze kawałki i myślimy, że dobrze składają się w całość. Tworzenie muzyki do filmu było kolejnym sposobem na poszerzenie granic tego, co jest możliwe w ramach RMI, na pewno skorzystalibyśmy z okazji kolejnych prac w tym zakresie. Praca przy scenariuszu była dla nas fajną sprawą, spowodowała, że spojrzeliśmy na muzykę w inny sposób, pracowaliśmy szybko, nagraliśmy całość w trzy dni. Był to jeden z nielicznych przypadków, gdy do studia weszliśmy z wstępnie przygotowanymi pomysłami. A co jest również miłe, zapłacono nam za to!
11. Jakieś plany na przyszłość?
S.D.:Przyszłość sama w sobie jest zawsze tą, czy inną drogą. I tak, jak poszukujemy możliwości, tak samo pojawiają się one same z siebie. Będę szczęśliwy, jeżeli zawsze znajdzie się grono naszych słuchaczy, chcielibyśmy być może zagrać dla większej liczby osób (może na przykład jako suport jakiegoś popularniejszego zespołu?). Być może znowu odwiedzimy Europę, a na pewno pojedziemy po raz kolejny do USA, aby dokonać odkryć muzycznych, którymi będziemy mogli podzielić się ze słuchaczami.
English version:
1)Your first musical hero?
Hi Damian: Here are my responses, please feel free to follow up with any further questions !
1)Your first musical hero? Keith Emerson is my all time musical hero, not so much for his antics and showmanship, but for his stunning ability to string a solo together which makes sense musically, and his incredible understanding of composition and harmony. He is a true genius and has brought me more pleasure and entertainment than any other musician I can think of. `Old Castle/Blues Variation’ on\ `Pictures At An Exhibition’ is my favourite solo.
2) Why did you begin to make records so late with RMI? After all your first recordings are much older than their public edition. There was a problem with finding a publisher? Duncan, Gary and I have been recording since we were 16. The music world was very different then.
It was somewhat of a dream to make a record. We made music for most of the Eighties (we have 12 albums which have never been published, plus a bunch of Duncan’s solo material), while our lives outside of music developed separately. I drummed in a couple of indie bands between 1988-93 and got a taste for making records, and also an idea of how many idiots there are at record companies.
When Duncan and I decided in 1993 that the time was right to start playing together again (and shortly afterwards Gary of course), the idea was to do exactly what we wanted for our own satisfaction and no-one else’s. We accumulated a lot of material in a quite amazing burst of creativity. We were able to improvise everything to tape and digitally edit for the first time. We didn’t try too hard to get our music published but a deal with Centaur Records was forthcoming, and if anything we fell into their lap. They were a good start for us, because our albums were available in the high street record stores, but we did a lot of the promotion ourselves, including our now famous slot on MTV’s Party Zone! We had a website pretty early on in the game, and built our audience by selling CDR’s alongside our Centaur releases, before deciding to self-publish. When Cuneiform came along that was too great an opportunity to resist, as I had admired them for many years. That relationship continues and we are very happy with it.
3) What is the time in the music of Tangerine Dream that you like best? I have the impression that it is the `sequencer-era’. Well you managed to reproduce the atmosphere of those years. What do you think about the cosmic music of the first Tangerine Dream CDs: Electronic Meditation, Zeit, Alpha Centauri?
I listened to TD very much in my early years, the period when they were a truly interactive group of 3 people (the Baumann era), when Edgar Froese was the weakest link in his own band. They made some truly magical music in this era, a magic which disappeared as quickly as it came. My favourite concert is the Royal Albert Hall 1975, which is a bold brave performance in front of a very large audience (the tickets were very cheap!). I think `Zeit’ has aged well too.
I would hope that we produce our own atmosphere, using our own techniques and abilities. If you look at the musicality of TD and RMI there are many differences between us. The fact that we use a sequencer should not bind us together for eternity!
A little about the early TD albums as requested....I really like the OHR years (HATE the expression` Pink' years it sounds gay). I like the dark mysteriousness of the music...Elec Meditation is hugely idebted to Pink Floyd of course, but is a great one off recording. Alpha Centauri is a firm favourite...I love the drumming ! Zeit is a timeless classic and was the first TD album I ever bought at age 13. I have grown to love it ! It really is from another planet. My theory is that Tangerine Dream were great when they were a group collaborating and breaking new ground. This was a long time ago of course ! I have little or no respect for Edgar Froese, sadly. TD were great despite him rather than becuase of him in my opinion.
4) You very much like touring. How much music from the concert is prepared and how much do you play spontaneously?
Sometimes we plan a set completely (ie. the `Rain Falls In Grey’ era), but mostly it is 100% improvisation where there is absolutely nothing planned including the sequences. More recently we wrote and programmed a couple of nice chord sequences which we could use at some point in the middle of what was again largely improvisation. One of our strengths is that we are good at making performances which sound more planned than they actually are.
I think improvisation is where the magic happens, but also runs the risk of not being 100% successful, but our audiences understand that too. When it is really flying, and it is being created in that moment that is the most special feeling for everyone concerned.
We do like to vary the way we make music, as this is the only way a band can keep making fresh music, and so we incorporate other instruments from time to time and will continue to do so.
5) At your concerts you sometimes invite other musical stars: Ian Boddy, Damo Suzuki, Cyndee Lee Rule. Are you open to the contributions of others and does it stimulate you to improvise?
We have enjoyed expanding the RMI horizons to make it exciting and interesting for ourselves too. We are lucky enough to have encountered some interesting people along the way who are happy to play with us. I enjoy the `jazz’ approach where any bunch of musicians who have never even met can show up, plug in and play together using the universal language of music. When we played with Damo Suzuki we had never met him, yet we found ourselves inspired to play in a totally different way, just by being onstage with him. It is one of my favourite concerts of all time.
Cyndee played on our Rain Falls In Grey album, and we enjoyed inviting her to play in concert with us in the USA too, Ian Boddy is of course a star in his own right, and is someone with whom we have a lot in common as regards our geographical origins. He asked us to make `Septentrional’ for DiN records and we enjoyed asking him to join us onstage to mark the release of that album. He is also a very good friend (in fact he’s coming to dinner next week !) We have also been lucky enough to have two great Saxophone players in Martin Archer and Premik Russell Tubbs. Every one of our collaborators has helped us stretch the boundaries of what is possible within RMI, which is a great thing. The Leicester and Baltimore concerts on Lost In Transit are also among my very favourites of all time.
6) Playing Lost in Transit, I thought that a lot of care was put into the celebration of some long compositions. In the end, it makes for a good listen! Hmm ... Klaus Schulze did not ask you to cooperate?
Usually when we totally improvise we have found that there is a musical success rate of about 66%. We are skilled at editing our own music seamlessly, to make it a stronger coherent listening experience for those who are not at the concert, but listening at home.
The Gatherings 2007 show on `Lost In Transit’ was one which we felt should not be edited because it had a special atmosphere, so we decided to issue it as a whole. I think we take the music on a journey and visit many places along the way, which justifies the extended duration. We do try to pack as many ideas and changes into the music as we can when we are improvising. We are always thinking of the next thing to do while improvising in the present.
Klaus Schulze’s long compositions seem to be based on his principle “music is a question of quantity, not quality”. He chose very apt words for his own music. If I didn’t think we could do so much better than that, we wouldn’t doing it at all.
7) At some point you decided to release solo albums. Were your team-mates surprised? I guess they were maybe surprised that I went the whole way and issued the stuff I had been recording, but one of the things I enjoy most is assembling music in a way which makes a coherent large scale whole, and so it was inevitable that the pieces I was accumulating from working on my own would eventually form an album, which was `New Church’.
`On The Other Side’ I took a step further and had factory pressed, because I wanted something which would be the best it could be. It marks a very interesting and special time in my life, and I wanted it to be a permanent record of that. It is actually a little scary releasing a solo record, as you don’t have a band to hide behind anymore!
8) These solo recordings that I think are very successful. I like this music and you used mellotron, can you say a few words about it? Is an inspiration to the recordings some personal experiences?
I guess what I love about making solo music (which is a very new thing for me actually) is that I never start off with a plan. I am lucky that when I switch the equipment on and start playing about, something usually happens, and I follow that idea, adding overdubs as I go.
There is something wonderful about starting a day with nothing and ending it with a new composition which will exist forever. That is the wonder of creativity I suppose. I try not to think about it, but just let the ideas flow, it is an approach which works for me. I sometimes have no idea if it’s any good or not, as it’s hard to be objective about your own music.
The Mellotron sounds you hear on the two albums are sampled uniquely from our own RMI Mellotron, and are sampled as faithfully as possible, so that they should not be distinguishable from the real thing. This is all down to Duncan’s technical expertise. We even created the `Dinsotron’ which is a set of samples of my own voice, which I can now use to make chords! There is one favourite Mellotron sound I use a lot which is a combination of different strings. I find the Mellotron to be humane and `other-worldly’ at the same time, and this combination of qualities is perfect for the music I want to make.
Music is as much about the sounds you make as it is the notes you play, and I think this is especially evident in mine and RMI’s music, we spend a great deal of time developing only the most tasteful sounds for your ears.
As regards inspiration, the music happens first, and then it is more a case of applying the concept which the music suggests. The first solo LP `New Church’ seemed to have a `churchy’ feel to much of it, and I extended the concept further by applying my own humanitarian beliefs that the world is a church, and religion has no place in it, and that churches should be used for music instead ! If there is a God, then perhaps music is it….on another level of course it is merely a collection of pieces of music which I felt fitted together nicely!
The `On The Other Side’ suite (the bulk of the album) represents a great personal change in my life, the phrase `On The Other Side’ has many personal resonances for me. When you are not in love, you look at all the people who are in love who walk by you in the street, and it's like looking through a window from the outside. When you are in love, you are looking out at the world from the other side of the same window :-)
A new partnership on the other side of the world, as you can see from the patch cable heart on the inside cover there is a new love in my life, and the album is dedicated to her…..on another level of course, it is just another collection of pieces of music which fitted together nicely!!
9) You are very active as a team, you can live, keep up with the music or the seizure of more?
We do not get the chance to work together too often because we have busy lives outside the band, (we all work full time, and have relationships/families), but when we do get together we work intensively and create a vast amount of music, which we can then work on mixing/editing at home. RMI is a proud achievement in our lives and in a way defines who we are musically as people. It is our own invention, and we are as self sufficient as possible (with all respect to our label Cuneiform of course, who have been a huge help in getting us recognition in places we never thought we would find it). Our experience as a band who have been working for nearly 20 years means that we usually `hit the ground running’ when we get together to make new music, and we always have a desire to carry on. Music is a brilliant way to mark out your life and give it meaning, and as I saw Bob Dylan last week at 70, and am seeing Roy Harper next month at 70, there is no reason to stop doing it. I think if we are still doing it at 48 there’s no reason not to be doing it at 58.
10) 'City 21' music for the film is somewhat new experience in the history of the RMI. Are you satisfied with the final result?
We are very happy with the album. It made a great change for us to write shorter pieces and we feel they go together well as an album. The film was another of the different ways we have stretched the boundaries of what is possible from within RMI. We would certainly welcome more work in this area. Working to a brief was a good thing for us, it made us look at the music in a different way, and we worked together quickly, recording the whole thing in 3 days. It was one of the few times we all brought pre-prepared compositional ideas to the studio. We also got paid, which is always nice!
11) What plans for the future?
The future always presents itself one way or another. We let opportunities come to us as much as we seek them out. I will be happy if there is always an audience for us, we would like to play live maybe to more people (maybe a support slot with a bigger band for example?). Maybe we’ll visit Europe again, certainly visit the USA again, and hopefully make some more musical discoveries which we can be proud of sharing with those who want to listen.