poniedziałek, 2 stycznia 2012

Vangelis - Soil Festivities


     Vangelisa znają i lubią melomani na całym świecie. Wirtuozom syntezatorów ta sztuczka nie zawsze się udaje. Co jest więc do tego potrzebne? Zastanawiając się nad tym fenomenem doszedłem do wniosku, że to wynik pewnego uniwersalnego spojrzenia na muzykę jakie ma ten artysta. Sposób tworzenia: intuicyjny, spontaniczny a jednocześnie wizjonerski. Na pewno też oryginalność przekazu. Jakby nie było, Vangelisowi udało się przebić wszelkie bariery ludzkiej ignorancji i jest rozpoznawalny pod każdą szerokością geograficzną. W 1984r wydaje płytę "Soil Festivities". Co ciekawe, nie zawiera ona żadnego przeboju, choćby na miarę tego tytułowego z "Chariots of Fire". Autor wspomina w jednym z wywiadów, że z tego powodu wydawcy nastawieni na komercyjny sukces byli niepocieszeni. Ale Vangelis nie nagrywał dla kasy, tylko z potrzeby serca. Dlatego wyszła mu spod ręki piękna muzyka. Pięć części "Movement" naprawdę może się podobać! Muzyka jest delikatna i subtelna jak na mało której jego płycie, a przecież jest to z natury bardzo wrażliwy muzyk. Fascynacja przyrodą i ruchem niewielkich stworzeń które obserwował artysta w dzieciństwie, zaowocowała minimalistyczną, trochę romantyczną kompozycją. Nareszcie Vangelis rozsądnie zredukował wszechobecne wcześniej akcenty pompatyczne i górnolotne zacięcia. Nie ma tu też chórów, ani zbyt dynamicznej perkusji. Właściwie tę muzykę można śmiało podciągnąć pod termin ambient. Odgłosy burzy na samym początku trafnie zapowiadają klimat całości. Bez pośpiechu i zbędnych emocji obrazuje procesy zachodzące na powierzchni Ziemi. 48 minut upływa błyskawicznie. Nagrywając tę muzykę przede wszystkim dla siebie, zdolny Grek sprawił przyjemność wielu fanom.
     Proponuję przed słuchaniem wygodnie się położyć, zgasić światło i odpłynąć przy tych eterycznych dźwiękach. Polecam!


2 komentarze:

  1. Dawno, dawno temu kupiłam tą płytę w Pewexie. Miałam do wyboru to i płytę koncertową. Na płycie koncertowej były utwory które już znałam ze "Spirali" i "Albedo", a tu zachwycił mnie ten krab (chrząszcz?). Spodziewałam się czegoś bardziej komercyjnego (w sklepie nie było możliwości przesłuchania). Wówczas ta muzyka wydała mi się trudna, eksperymentalna choć także bardzo obrazowa, wymagająca wyobraźni. Dziś zgadzam się, ze to bardzo delikatna muzyka. Zaskoczyło mnie, że zimę (movement 4) ukazuje całkiem innymi dźwiękami niż w "Antarctica" lub "Himalaya". No cóż Vangelis zawsze sobie cenił wolność środków wyrazu...
    http://vangelis.art.pl/pages/main.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten osobisty, wspomnieniowy komentarz. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń