Każda kolejna płyta jaką nagrywa Johannes Schmoelling cieszy się dużym zainteresowaniem. Nic dziwnego, zważywszy na jego udział w legendarnym zespole Tangerine Dream, oraz kilka solowych płyt z których może być dumny. Pamiętam też jego energiczny sceniczny image, jaki pokazał na polskich koncertach T.D. w Warszawie zimą 1983r. Ale o tym szerzej napiszę innym razem. Najnowsza płyta "Time and Tide" reprezentuje dobry, profesjonalny poziom. Nie tylko pod względem opanowania instrumentów czy warsztatu, bo to logiczne przy jego wieloletnim doświadczeniu. Istotny jest fakt że Schmoelling dalej jest pomysłowy. W pewnym momencie każdemu artyście ciężko jest przeskoczyć samego siebie i zaoferować coś nowego, atrakcyjnego. Jednak w przypadku ambitnego Niemca tak nie jest - wena mu dopisuje. Słuchając nagrań z "Time and Tide" odnoszę wrażenie że komponowanie przychodzi mu lekko. Poszczególne fragmenty płyty zawierają w sobie zarówno pozytywne emocje jak i refleksję. Johannes umiejętnie rozkłada akcenty, nie nużąc ciągle tymi sami pomysłami. Muzyka ma często charakter ilustracyjny i jest zróżnicowana (Splendid Isolation, The Gift). Niesie ze sobą dużo energii i spontaniczności (Lone Warrior). Spodobać się może solo na fortepianie w "The Answer". Dalej, w "Zero Gravity" Johannes ładnie wyeksponował poszczególne motywy, przestrzeń i stereofonię. "Beacon Of Hope" faktycznie jest optymistyczny i przyjemny, a pełen napięcia "Life In The Dark" nadaje się na tło filmu akcji. Całość kończy wielowątkowy "Genetic Diversity" i tytułowy "Time and Tide". Zresztą, jedną z cech charakterystycznych tej muzyki jest różnorodność i złożoność. W ciągu kilku minut trwania utworów zmienia się parę razy tempo i nastrój. Tez zabieg może nie pozwala na bardzo głębokie doznania, ale chroni przed nudą.
Johannes Schmoelling ponownie o to dla nas zadbał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz