Ultravox "Rage in Eden" z 1981r. to moja ulubiona płyta tego zespołu. Grupa uwolniła się wreszcie od grania w manierze Kraftwerk, odczuwalnej na albumie "Vienna" i wydała znakomity materiał będący kwintesencją ich własnych przemyśleń. Dynamiczne kompozycje, ułożone w dopasowany logicznie ciąg, przez wiele lat porywały mi nogi do wybijania rytmu, a rękę w celu wzmocnienia potencjometru głośności sprzętu, do granicy tolerowanej przez uszy sąsiadów. Pomijając pierwszą, trochę komercyjną w warstwie muzycznej piosenkę "The Voice", pozostałe nagrania są rewelacyjne. Prawdziwa uczta dla młodego człowieka, który ma wysokie zapotrzebowanie na "inteligentny hałas". Ale i teraz, po 30 latach, dobrze mi się tego słucha. Tak więc "We Stand Alone" po dziwnej wstawce syntezatora, szybko wciąga swoim rytmem. Gdy Midge Ure zastanawia się - "Być może poszliśmy za daleko" - ekspresyjna perkusja wspaniale współgra z basową frazą. Rytmiczna gitara i wyraziste solo syntezatora idealnie uzupełniają resztę spektrum. Tytułowy "Rage in Eden" jest spokojniejszy. Lepiej słychać towarzyszące chórki, a muzyka nabiera psychodelicznego charakteru. Więcej pogłosów, dźwięki to zanikają, to wracają niczym z rozregulowanego odbiornika radiowego. W "I Remember (Death in the Afternoon)" Midge Ure śpiewa o piciu dużych ilości alkoholu i rozpamiętywaniu ekstremalnych zdarzeń. Choć muzyka jest znów żywiołowa, nie sposób nazwać ją popową. Delikatnie zmodyfikowana, świetna konstrukcja rytmiczna basu i perkusji wprowadza w "The Thin Wall". Dziwna poezja i znów mroczne teksty w stylu "A ci, którzy szydzą znikną i umrą". Zespół nagrał do tej piosenki ciekawy klip który bez trudu znajdziecie na YouTube i pod tą recenzją. Obsesyjnie wygrywanej kadencji ciąg dalszy słychać w utworach: Accent on Youth - The Ascent. Napięcie uzyskane w kilku powtarzanych taktach pięknie urozmaica tu smyczkowy instrument. Rytmiczna kaskada wygasa w spektakularny sposób w łączniku z kończącym album utworem "Your Name". Te "przejście" tak bardzo spodobało się redaktorom PR III Polskiego Radia, że chyba do dziś jest tam odtwarzane... Smutny koniec i retrospektywne wizje jakie ma wokalista, być może nie nastrajają pozytywnie, ale trafiają do takich słuchaczy, który nie lubią cukierkowatych zakończeń. Ta bardzo zaangażowana muzyka doczekała się 42 wydawniczych wersji (kilku na kasetach), w tym poszerzonej, dwupłytowej edycji CD z 2008r. Zawiera ona na dodatkowym krążku przeważnie koncertowe nagrania z Crystal Palace i Hammersmith Odeon, zarejestrowane również w 1981r. Nie są to więc jakieś kombinacje z materiałem studyjnym, tylko autentyczne wersje "live".
Prawdziwy rarytas dla fanów ambitnego synth-popu.
Prawdziwy rarytas dla fanów ambitnego synth-popu.
rewelacja
OdpowiedzUsuńamigo -sięgnij do solowej płyty Midge'a - The Gift - 'zrecenzuj' ją, szczególnie te niesamowite instrumentalne utwory - wyrywają trzewia :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z The Gift.
OdpowiedzUsuń