Nie zdradzę chyba wielkiej tajemnicy jeśli powiem, że Gert Emmens i Cadenced Haven darzą się ciepłym uczuciem. I chociaż dzieli ich wiele kilometrów, to ta platoniczna miłość wydaje co rusz owoce. Mam na myśli ich kolejną, nagraną wspólnie w 2012 roku płytę pt. "Mystic Dawn". Sam tytuł już sporo ujawnia. To muzyka dla romantyków, grana przez romantyków. Pozbawiona agresji, większych niepokojów, dysharmonii, płynie leniwie z głośników niczym spokojny, górski strumyk... Co jakiś czas ożywiają ją łagodne sekwencje, charakterystyczne dla Gerta Emmensa. Pojawiają się subtelne melodie i pełne jakiejś tęsknoty motywy. Odnoszę wrażenie, że są to jakby hymny pochwalne dla życia i Matki Ziemi. Być może artyści przekazują przesłanie: "Cieszmy się życiem, bo jest ono bardzo piękne". Ten przemożny optymizm wyłaniający się z lekko nostalgicznych utworów, jest siłą napędową dla całej płyty. Patentem praktykowanym od samego początku muzycznej kariery Gerta. Co do roli Cadenced, to wydaje mi się, że jej przyjaciel raczej zdominował ją pod względem konceptu i brzmienia. Muzyka z "Mystic Dawn" jest łatwa do przewidzenia i nie jest przeznaczona dla miłośników awangardowych poszukiwań. To raczej kolejny rozdział baśni opowiadanej przez dziadka przy ciepłym kominku. Jest na świecie sporo zwolenników tego typu klimatów, więc i ta pozycja pewnie trafi im do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz