Tomasz Szymański "Nerious" - polski kompozytor muzyki elektronicznej rodem z Bydgoszczy. Jego ciekawe płyty można poznać odwiedzając platformę wolnej muzyki - Jamendo.
D.K. Może na początku wyjaśnij skąd wziął się Twój pseudonim artystyczny – Nerious. Czy te słowo coś oznacza?
T.S.: Ner od Nero. To taki program do nagrywania płyt. Z kolei -ious to taka łacińska końcówka, która ładnie ozdabia cały pseudonim. Cała tajemnica. Myślałem nad tym, z tego co pamiętam, całą godzinę :).
D.K:.W portfolio podkreślasz swoją krótką przygodę z zespołem Endorphine. Czy ta współpraca zmotywowała Cię do solowej działalności?
T.S.: Generalnie zawsze działałem solo. Chciałem spróbować czegoś nowego przez współpracę z chłopakami. Na początku wszystko fajnie. Ciekawe doświadczenie - coś współtworzyć przez internet. Jednak ja miałem swoją wizję, a ktoś z zespołu inną. Za bardzo nasze gusta muzyczne się chyba różniły. Sama forma współpracy też mi po czasie przestała odpowiadać. Stwierdziłem, że pojedyncze utwory w duecie raz kiedyś to lepszy pomysł i odszedłem z zespołu. Niemniej jednak dużo z tej przygody wyniosłem.
D.K.: Przez ostatnie 6 lat skomponowałeś materiał na co najmniej 9 płyt. Odnoszę wrażenie że to nie koniec i chcesz uczynić z tworzenia muzyki główną życiową pasję. Skąd czerpiesz do tego siły?
T.S.: Kiedyś komponowałem znacznie częściej. Obecnie muszę mieć silne natchnienie, więc jest tego nieco mniej. Jednak myślę, że za to moja muzyka jest bardziej przemyślana. Bardziej staram się iść w jakość a nie ilość. Teraz pracuję, to też gorzej z czasem. Masz jednak rację - to nie koniec. Oj nie :). To wychodzi po prostu z zewnątrz. Z głębi. To raczej potrzeba twórcza. Chciałem jeszcze dodać, że mam coś jeszcze nie wydanego, muszę wrzucić w wolnej chwili tylko do sieci. Ponadto powstaje już kolejny materiał.
D:K.: Jednym z pierwszych Twoich opublikowanych projektów na Jamendo jest muzyka z płyty „Pejzaże”. Obok albumów „Wolne drogi” i „Powiew skrzydeł” należy ona do moich ulubionych Twoich wydawnictw. Czy „Pejzaże” to był owoc wieloletnich refleksji, czy raczej bardziej spontaniczny odruch?
T.S.: Zawsze lubiłem obrazy prezentujące różne pejzaże takie jak łąki, jeziora, wioski, góry. Bardzo mnie uspokajają, kiedy na nie spoglądam. Chciałem wyrazić w muzyczny sposób co czuję. Miałem koncepcje w głowie i materiał powstał w rok.
D.K.: Zaskoczyłeś mnie pozytywnie płytą „Two Souls” – fikcyjnym soundtrackiem do gry. To chyba najbardziej rockowa muzyka z całej Twojej dyskografii. Zresztą jest na niej wiele różnych motywów, również filmowych. Gitara Dariusza Malkiewicza i Twój akompaniament tworzą coś nowego… Naprawdę grałeś z zacięciem w Starcrafta?
T.S.: Tak. Grałem, ale szybko mi się znudziło. Nie mam głowy do strategii. Sama gra i jej świat jednak na tyle mnie zaciekawił, że chciałem coś do tego włożyć od siebie. Ten projekt był dość odważny, bo jednak inspirowany czymś już istniejącym. Gdyby nie Darek, to by nic z tego nie wyszło. Uparłem się, że ma być gitara, bo inaczej nie było by tego klimatu z gry.
D.K.: Słuchając kolejnych Twoich płyt łatwo zauważyć że stawiasz sobie za cel penetrowanie różnych technik kompozytorskich, masz ambicję zaskakiwać słuchaczy co raz czymś nowym... A może ma to związek z tym że podjąłeś lekcje gry na fortepianie i to się dzieje niejako samo z siebie?
T.S.: Z tymi technikami kompozytorskimi to może raz kiedyś spróbuje coś z harmonii klasycznej. Jednak uważam, że bardziej eksperymentuję z „poziomą budową utworu”. Czyli słuchaczowi wydaje się, że utwór będzie „jakiś” i będzie taki do końca, a tu nagle mała niespodzianka. Nagle zmieniam tonacje, klimat czy tempo, które jest dwa razy szybsze, czy nawet zupełnie samą koncepcję gatunkową mimo że to ten sam utwór itd. Ja lubię zaskakiwać. Szczególnie sam siebie :).
D.K: Na płycie „Powiew skrzydeł” ocierasz się w warstwie instrumentalnej o elementy charakterystyczne dla muzyki klasycznej, symfonicznej. Zgrabnie łączysz to z El-popem. Podoba mi się ten pomysł. Na Jamendo ta muzyka ma też pozytywne komentarze. Słychać na tej płycie w dwóch utworach śpiew i Agnieszki Czajkowskiej a ostatnim utworze „Fulfilment” śpiewa Avell. Jak udało Ci się pozyskać je do współpracy?
T.S.: Z Avell poznałem się na portalu (już nieistniejącym) Open Music z tego co pamiętam. I jakiś czas trochę wymienialiśmy się poglądami. Mieliśmy jeden wspólny utwór Shishigama. Możliwe, że gdzieś w necie jest dostępny. Teraz Avell zrobiła swoją nowsza wersje tegoż kawałka. Fulfilment to moja kompozycja a tekst i śpiew Avell. Byłem zaskoczony pozytywnie, że znalazła się w tym słodkim klimacie. Utwór udany moim zdaniem. Jej muzyka jest nieco inna jednak od mojej. Z kolei Agnieszkę poznałem przez kolegę. Jednak z tego co wiem wyjechała do Ameryki i kontakt się urwał. Szkoda, gdyż poczułem pewną muzyczną więź.
D.K.: „When We Were Young” i „InterZein - Little Bad” jakoś “nie pasują mi” do Ciebie. Czy to była muzyka na zamówienie czy po prostu postanowiłeś się sprawdzić w techno, a może zdominował Cię kolega "Shape" czyli Witek?
T.S.: Nie. To ja go namówiłem, aby zrobić album w stylu electro. Miałem jakąś taką chęć na tą surowa muzykę, a Witek mnie jakby w to wprowadził. Zgodził się na album po moich namowach i mamy efekt. Dobrze mi się z nim współpracowało. Swoją drogą, muszę się odezwać do niego :). When We Were Young to miała być taka odskocznia, a właściwie powrót do młodzieńczych fascynacji muzyką trance. Właściwie nic dodać nic ująć. Ze mną jest tak, że jeżeli mam na dany gatunek ochotę, to się w niego bawię. Traktuję to jak zabawę, a nie jakieś poszukiwanie twórcze siebie na siłę.
D.K.: Jednym z ostatnich Twoich sukcesów jest muzyka do filmu „Rodzinna Opowieść”. Choć jest jej czasowo niewiele, to skomponowanie motywu głównego i fragmentów charakterystycznych zawsze jest formą pewnej nobilitacji. Marzy o tym wielu artystów. Co dało ci te doświadczenie?
T.S.: Z tak krótkim czasem prawdę mówiąc niewiele z tego wyniosłem :). Więcej nie potrzeba było materiału. Fajnie jak ktoś prosi o skomponowanie muzyki do danego obrazu. Jak byłem młodszy to pamiętam, że moim marzeniem było zostać kompozytorem filmowym. Teraz jednak z perspektywy czasu mam takie wrażenie, że chyba by mnie to ograniczało. Nie mniej, jeżeli kiedyś wyjdzie jakiś projekt - to pewnie nie odmówię.
D.K.: Jaki procent w Twojej muzyce stanowią sample, czego obecnie używasz do grania i zapisywania swojej muzyki?
T.S.: Ableton live plus różne wtyczki vst. Sampli używam mniej aniżeli syntezatorów. Lubię czasem samplować swój głos. Robię to jednak w taki sposób, aby to nie przypominało głosu, a jakiś instrument perkusyjny czy efekt dźwiękowy. Mój ulubiony syntezator to Synth1. Lubię też serię STS H.G Fortune.
D.K.: Na swojej stronie wymieniasz jako ulubionych kilku muzyków klasycznych. Jakie dzieło szczególnie cenisz z tego gatunku?
T.S.: Na pewno suitę „Peer Gynt” Edwarda Griega. Niezwykle barwną instrumentację prezentuje „Szeherezada” Korsakowa. Lubię impresjonizm i tu weźmy „Pawana dla zmarłej Infantki” Ravela.
D.K.: Poza muzyką rozpowszechniasz darmowe kursy mailingowe które pomagają rozładować stres…. Jak rozumiem, wypróbowałeś ich skuteczność na sobie?
T.S.: Oj tak. Łapię wiedzę na ten temat, bo bywam impulsywny. Czasem warto się tą wiedzą podzielić.
D.K.: Jakie masz muzyczne plany na przyszłość, czy grałeś już przed żywą publicznością?
Przed publiką grałem dwa razy na imprezie „Elektroniczny Woodstock” w Kruszwicy. Bardzo dobrze ją wspominam. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale mam takie marzenie zrobić jakieś porządne show przed publiką. Bynajmniej nie taką jak Jarre Michel :).
D.K.: Dziękuję za wywiad i życzę dalszych sukcesów na muzycznej niwie.
T.S.: Dziękuję również i Pozdrawiam Ciepło.
http://www.jamendo.com/pl/artist/nerious
Ciekawy wywiad. Pozdrawiam, Nerius!
OdpowiedzUsuń