Trudno chyba znaleźć grupę muzyczną bardziej tajemniczą i przewrotną niż The Residents. Dziś pragnę zwrócić na jedną z ciekawszych ich płyt pt. "Eskimo" z 1979 roku. Nie tylko dlatego, że na jej okładce po raz pierwszy muzycy przybrali charakterystyczny wygląd (fraki i wielkie gałki oczne), bo to tylko forma, nie treść. Do tego projektu dołączono swoistą mitologię, legendę. Najbardziej rozśmieszył mnie jej fragment dotyczący N. Senady enigmatycznego guru formacji który miał przywieść w prezencie dla kolegów butelkę najczystszego arktycznego powietrza. Zespół jest dość dobrze opisany w sieci, więc nie chcę powtarzać
wszystkich o nim ciekawostek, o których można przeczytać chociażby na
Wikipedii. Na krążku "Eskimo" awangardowy team założył że dość wiernie odda specyfikę życia tytułowych Eskimosów. Ta płyta nie zawiera zbyt wiele tradycyjnie rozumianej muzyki. Sporo tu za to rozmaitych efektów ukazujących codzienne życie Inuitów (bo tak pragną być oni nazywani, słowo Eskimos - "zjadacz surowego mięsa" widzi się obecnie jako określenie obraźliwe). Prowadzą dość prostą egzystencję, a twarde warunki życia jakie wymusza na nich przyroda, hartują ich charaktery. Wersja amerykańskich muzyków jest dość sugestywna. Polowanie na morsy zwane walrusami, narodziny nowego dziecka w społeczności, czy też wyobrażenie śmierci, słychać jakby wydarzenia te nagrywane były na żywo, jako forma dokumentu. Jest to raczej wątpliwe, myślę że zespół chciał się po prostu sprawdzić w tym kierunku jako twórcy i realizatorzy dźwięków. Zabieg uznaję za udany. Słychać trochę elektroniki i dbałość o szeroką scenę stereo. Choć materiał nie należy do łatwych, można się poddać sugestii płynącej z głośników. A miejscami nawet wzruszyć. Wnikliwych słuchaczy zachęcam do poszukania tematycznego filmu wideo zrealizowanego przez The Residents. Sugestywnie (bo przecież jeden obraz mówi więcej niż 1000 słów) przekazuje autorską wizję i jest dobrym uzupełnieniem muzyki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz