Czasami się zdarza, że profesjonaliści przez lata grający i komponujący ciekawą muzykę, stoją niejako w cieniu większych wydarzeń. Tym bardziej było dla mnie miłe poznanie Krzysztofa Dudy na pierwszej edycji festiwalu Robofest. Odbyła się ona w Cieplewie pod koniec września bieżącego roku. Postać urodzonego w Gdyni Krzysztofa jest równie intrygująca co... Mało znana obecnej fali młodych twórców i słuchaczy muzyki elektronicznej. Jako świetny organista dał się poznać grając w Katedrze Oliwskiej już w latach 1970-71. Od 1980 roku nagrywa ponad 200 utworów współpracując z tak znanymi postaciami jak chociażby Halina Frąckowiak. Własne kompozycje montuje w programy telewizyjne czy liczne koncerty, które daje przede wszystkim w kościołach. Jest to logiczne jeśli się pamięta o świetnej akustyce pomieszczeń sakralnych. Tworzy muzykę na potrzeby teatru i filmu, godząc to z pracą organisty. W 1984 roku wydaje kasetę "Tama", a rok później CD - "Voices". Potem były jeszcze: Gregorian Angels (1998), Miserere (2000) i luźne kompozycje na składankach wydawnictwa Paris. Ostatnimi laty Krzysztof Duda uaktywnia się ponownie. W rękach trzymam płytę "Krzysiek Duda Plays Hammond Clone WLM Organ". Nagraną w Studio "Image" w Gdyni w 2012 roku. To składanka mająca na celu przybliżenie brzmień ukochanego instrumentu kompozytora - organów Hammonda. Zbiór nagrań nazwać by można standardami. Kłaniają się lata 60. i późniejsze, jazzowe fascynacje, wszystko to podane w zdyscyplinowanej, krótkiej formie. Wyraźna sekcja rytmiczna spaja klamrą prawie wszystkie nagrania. Dziesięć utworów ukazuje słuchaczom przekrój możliwości instrumentu wyprodukowanego w 1935 roku, a jednak mającego - nazwijmy to poetycko - swoją własną duszę. Krzysiek w rozmowie z Mariuszem Wójcikiem streścił to tak: "Organy Hammonda od zawsze były moją miłością, własnie ze względu na niepowtarzalne brzmienie. Posiadam dwa modele: L100 lampowy i T140, oba z generatorem elektromechanicznym.
A mimo to płytę nagrałem na clonie WLM - a to dlatego, że tego jeszcze nikt nie nagrał. Poza tym, WLM ma możliwość wyodrębnienia bass pedału nożnego, co skutkuje tym, że na Leslie podawane są tylko manuały, czyli bas się 'nie kręci' ". Oczywiście, organy nie są jedyną elektroniczną pasją kompozytora. Przekonać się można o tym, słuchając muzyki autora na iTune i Deezer. I z tego co wiem, to szykuje się współpraca Krzyśka z Przemkiem Rudziem. Ciekawe, co z tego wyniknie....
niedziela, 28 października 2012
piątek, 26 października 2012
Władysław Komendarek - Tajemnice Horyzontu
"Tajemnice Horyzontu" wydał Polton w 1992 roku. Mam szczególny sentyment do tej płyty Władysława Komendarka, ponieważ była ona jednym z pierwszych kompaktowych krążków w mojej kolekcji. Potem, przez kolejne 20 lat, przewinęły się ich setki, ale z tym wiąże się trochę osobistych wspomnień. Pamiętam tę radość, być może niezrozumiałą dla obecnego młodego pokolenia totalnie utopionego w stratnej kompresji mp3, gdy po latach słuchania monofonicznego radia, potem szybko trzeszczących analogowych płyt, wreszcie doczekałem się dobrze brzmiącej elektroniki w cyfrowej postaci. No i ta satysfakcja, że rodzimy twórca muzyki zwanej czasami elektronicznym rockiem, wydaje ciekawe nagrania. Komendarek z początku lat 90. to romantyk. Słychać to prawie we wszystkich układanych przez niego melodiach. Towarzyszy im nie zawsze harmonijny akompaniament. Ale te dysonanse wynikają bardziej z poszukiwań nowej formuły, niż z lekceważenia warsztatu, który muzyk od dawna miał opanowany. Istotny jest też fakt, że "Tajemnice Horyzontu" to właściwie składanka nagrań z lat 80. Brak spójności i idei przewodniej, rekompensuje użycie dużej ilości sampli, które w 1992 roku brzmiały bardzo świeżo. Artysta używa też często charakterystycznego dla tamtych lat "komputerowego" automatu perkusyjnego Nie można odmówić Komendarkowi pomysłowości w nasycaniu poszczególnych kompozycji atrakcyjnymi np. orientalnymi akcentami. Moje uznanie budzi też umiejętność budowania klimatu w mini suicie "Budowa nowego świata", czy ciekawe posługiwanie się kontrastami. Swoboda artysty w łączeniu pozornie odmiennych muzycznych gatunków jest do dziś jego wizytówką i najsilniejszym atutem. Świadectwem talentu, który Władek wykorzystuje nieustannie w praktyce.
środa, 24 października 2012
Aquavoice - Seti Project
W niewielkim światku miłośników muzyki elektronicznej, godność Tadeusz Łuczejko jest dobrze znana. Nic dziwnego, skoro ten utalentowany kompozytor i plastyk, od blisko 10 lat organizuje Międzynarodowe Prezentacje Muzyczne "AMBIENT", które corocznie odbywają się w Gorlicach. Takie cykliczne spotkania z wieloma ciekawymi postaciami artystycznego świata muzyki, są celem podróży dla wielu moich znajomych. Oprócz działalności organizacyjnej, projektowania okładek książek i kilku wystaw swoich prac malarskich, Tadeusz Łuczejko nagrywa płyty. Te lapidarne stwierdzenie nie oddaje jednak całej palety emocji jaka towarzyszy przy ich odbiorze. Projekty tworzone pod nazwą "Aquavoice" to propozycje dla smakoszy, słuchaczy o dużych wymaganiach i wyrobionym guście. Więc pewnie i dla Ciebie, uważny Czytelniku. Pod koniec września bieżącego roku, miałem okazję poznać artystę osobiście i posłuchać jego muzyki. Na festiwalu Robofest w Cieplewie, Tadeusz zagrał dużą porcję brzmień ze swojego najnowszego albumu o kosmicznie brzmiącym tytule "Seti Project". Doskonała muzyka ambient, pełna wyrafinowanych smaczków i niebanalnych sampli, to chyba najkrótsza jego recenzja. Na co zwróciłem (jako początkujący składacz dźwięków) uwagę - znakomite, intuicyjne wręcz miksowanie. Sposób w jaki Tadeusz Łuczejko dobiera barwy, tworzy różne akustyczne zdarzenia, zasługuje na co najmniej szacunek. Zgrabne łączenie dźwięków pozornie całkiem z innej "bajki" w logiczny strumień, dostarcza słuchaczowi wiele satysfakcji. Wymienianie wszystkich artefaktów ukrytych w szybko mijających minutach kolejnych utworów, mija się jednak z celem, tego po prostu trzeba posłuchać. Muzyka z "Seti Project" zawiera elementy niepokoju i zaspokaja istniejące u wielu ludzi zapotrzebowanie na napawanie się atmosferą tajemniczości i grozy. A może jest po prostu odzwierciedleniem obaw artysty co do przyszłości naszego świata? Jego własnych emocji ubranych we frapującą dźwiękową oprawę? Zapraszam po płytę na stronę: aquavoice.pl
sobota, 20 października 2012
DigitalSimplyWorld - My Music My Flame
Jarek, który woli być znany bardziej jako DigitalSimplyWorld, należy do muzycznych pracocholików. Coś go zmusza, aby dziennie stworzyć przynajmniej jedną kompozycję. Gromadzi je na twardym dysku. Co jakiś czas selekcjonując ich przydatność, decyduje się opublikować jakieś fragmenty. Niedawno, dla wybrańców, wypalił kilkanaście egzemplarzy projektu który nazwał "My Music My Flame". Sam zaprojektował okładkę, wypalając kartę papieru nad gazem w swoim domu... Żeby było ciekawiej, autor uprzedził mnie, że nie wszystkie egzemplarze zawierają tę samą tracklistę. Odnoszę wrażenie, że to skladanka pewnych motywów, które DSW chomikuje w bardziej rozbudowanych formach. Na festiwalu Robofest, jaki odbył się pod koniec września w dzielnicy Pruszcza Gd. - Cieplewie, DigitalSimplyWorld podczas swojego koncertu, ujawnił niesamowitą siłę generowanych dźwięków. Z głośników słychać było bardzo wyrazistą muzykę, która swoją mocą odciskała wyjątkowo silne piętno na słuchaczach. Nie zapomnę tego do końca obecnego systemu rzeczy. Płyta jaką otrzymałem, jest skonstruowana inaczej. Proponowane utwory, o lżejszym ciężarze gatunkowym, nie mają na celu oczyszczenia wnętrza audytorium, dokonania swoistego katharsis, jak wspomniany powyżej koncert. I to chyba dobrze, bo jest szansa na popularyzację muzyki DSW wsród mniej wymagających fanów. Oczywiscie, nie zrozumcie mnie źle, na tej płycie nie ma lekkiej, el-popowej ekspresj, choć pojawiają się też całkiem przyjemne konstrukcje. Z koncertowego zapisu rozpoznaję co najmniej 2 utwory: jeden, zawierający rozmowy kosmonautów i drugi "Kocham Cię Tatusiu". Ten ostatni, to fragment innej płyty DSW "One Light Year from Home", bardzo emocjonalny i osobisty. Modyfikowany głos dziecka DSW deklamujący powyższy cytat robi duże wrażenie. W ogóle, cała muzyka z "My Music My Flame" przesiąknięta jest czymś naprawdę niesamowitym. Jarek koniecznie chce dotrzeć do jądra muzyki, ciągle poszukuje... DSW udowadnia że w muzyce laptopowej, ambient, nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa. Czekamy więc na ciąg dalszy...
Władysław Komendarek - Śmietnikowy Ptak (Trashy Bird)
"Śmietnikowy Ptak" to singiel promujący kolejny studyjny album Władysława Komendarka pt. "Transcedencja".
Na singlu oprócz tytułowego utworu znajdziemy także 5 remiksów w wykonaniu Igora Czerniawskiego (Giro Arana), producenta i klawiszowca związanego m.in. z grupą Aya RL czy Ramoną Rey. Marcina Cichego, czyli połowę kultowego już duetu Skalpel. Envee'go (produkował m.in. dla Marii Peszek, Noviki, Natu, Marysi Sadowskiej, Moniki Brodki, Reni Jusis czy Fisz'a) oraz dwóch zankomicie zapowiadających się producentów młodego pokolenia - Teielte (U Know Me Records) i Futurospekcji.
Władysław Komendarek - wirtuoz instrumentów klawiszowych, legendarna postać rodzimej muzyki elektronicznej. Ma na swoim koncie ponad 20 albumów. W latach '70 współtworzył zespół Exodus. Od początku lat '80 działa solo. Występował w kraju jak i za granicą. Stworzył muzykę do wielu spektakli teatralnych i filmów TV.
SINGIEL JEST W 100% DARMOWY!
1. Trashy Bird original version
2. Envee remix
3. Futurospekcja remix
4. Giro Arana remix
5. Marcin Cichy remix
6. Teielte remix
A&R: Marcin Rogalewicz (sofarunknown.net)
Mastering: Marcin Cichy (plugaudiomastering.com)
Photo: Piotr "Millennium" Sułkowski (piotrsulkowski.pl)
Design: Bartek Rogalewicz (hellywood.net/ re.publik.pl)
Tyle oficjalna notka prasowa. Ukazanie się tego singla i opis wydarzenie sugerują co najmniej kilka faktów:
- Władysław Komendarek w dalszym ciągu nagrywa nośną muzykę, która inspiruje innych kompozytorów,
- Nestor polskiego rocka posiada przyjaciół w różnych kategoriach wiekowych i zawodach, pilnie nadsłuchujących nowych dźwięków Mistrza,
- Jeżeli zbierze się grupa pasjonatów, można nadać wydarzeniu rozgłos sprawie i dotrzeć do szerszego grona odbiorców.
Władek opowiadał mi niedawno, że ma mnóstwo nowej muzyki do opublkowania. Być może większość materiału ukaże się tylko w postaci plików sprzedawanych przez internet. Istotne wydaje mi się być to, że niemłodemu już przecież artyscie, dalej się chce tworzyć, nagrywać i zaskakiwać słuchaczy. Utwór "Śmietnikowy Ptak" ma blisko 14 minut i jest dowodem na dobrą, wysoką formę pomysłowego twórcy. Zawiera w sobie to, co u Władka tak lubię: agresywne solówki, wstawki vocoderowe, płynnie zmieniane nastroje. Nowoczesne brzmienia, niespotykane sample, przyjazne rytmy. Słychać, że miał wyraźnie sprecyzowany plan działania, który w sobie tylko znany sposób złozył w zgrabną, czasami lekko mroczną minisuitę. Można też porównać, ile z tego "wyciągnęli" pozostali muzycy w swoich miksach.
http://www.supersound.pl/ komendarek < pobierz singiel
1. Trashy Bird original version
2. Envee remix
3. Futurospekcja remix
4. Giro Arana remix
5. Marcin Cichy remix
6. Teielte remix
A&R: Marcin Rogalewicz (sofarunknown.net)
Mastering: Marcin Cichy (plugaudiomastering.com)
Photo: Piotr "Millennium" Sułkowski (piotrsulkowski.pl)
Design: Bartek Rogalewicz (hellywood.net/ re.publik.pl)
Tyle oficjalna notka prasowa. Ukazanie się tego singla i opis wydarzenie sugerują co najmniej kilka faktów:
- Władysław Komendarek w dalszym ciągu nagrywa nośną muzykę, która inspiruje innych kompozytorów,
- Nestor polskiego rocka posiada przyjaciół w różnych kategoriach wiekowych i zawodach, pilnie nadsłuchujących nowych dźwięków Mistrza,
- Jeżeli zbierze się grupa pasjonatów, można nadać wydarzeniu rozgłos sprawie i dotrzeć do szerszego grona odbiorców.
Władek opowiadał mi niedawno, że ma mnóstwo nowej muzyki do opublkowania. Być może większość materiału ukaże się tylko w postaci plików sprzedawanych przez internet. Istotne wydaje mi się być to, że niemłodemu już przecież artyscie, dalej się chce tworzyć, nagrywać i zaskakiwać słuchaczy. Utwór "Śmietnikowy Ptak" ma blisko 14 minut i jest dowodem na dobrą, wysoką formę pomysłowego twórcy. Zawiera w sobie to, co u Władka tak lubię: agresywne solówki, wstawki vocoderowe, płynnie zmieniane nastroje. Nowoczesne brzmienia, niespotykane sample, przyjazne rytmy. Słychać, że miał wyraźnie sprecyzowany plan działania, który w sobie tylko znany sposób złozył w zgrabną, czasami lekko mroczną minisuitę. Można też porównać, ile z tego "wyciągnęli" pozostali muzycy w swoich miksach.
http://www.supersound.pl/
piątek, 19 października 2012
Robofest 2012 niedziela 30.09 - Cyprian Wieczorkowski & Maciek Nejman - relacja z Festiwalu Muzyki i Sztuki
Drugi i ostatni dzień festiwalu ROBOFEST powoli zbliżał się do końca.
Po koncercie Tomasza Pauszka zarządzono przerwę. Właśnie miałem zamiar
trochę porozmawiać z tym muzykiem, gdy ktoś rzucił hasło "Jedziemy do
Radia Toksyna". Trochę zdezorientowany - dołączyłem do "turystycznej"
ekipy. Po drodze Adam, jeden z szefów tego niekomercyjnego radia,
opowiadał o szczegółach ich działalności, zasięgu i historii
rozgłośni. Chłonęliśmy z Mariuszem te informacje ciekawi, bo przecież
często gościmy na antenie tej stacji. Na miejscu zrobiliśmy sobie
kilka pamiątkowych fotografii. Adam prosił z wrodzoną skromnoscią, aby ich
zbytnio nie upubliczniać. Postarałem się więc o niezbyt szczegółowy
kadr ;).
Przerwa dobiegała końca, pospiesznie udaliśmy się na końcową część muzycznej uczty. Na miejscu, już lekko zniecierpliwiony, czekał Cyprian Kamil Wieczorkowski,
którego rozsadzała żądza czynu, i jego przyjaciel - dużo spokojniejszy - Maciek Nejman.
Muzykę Cypriana z projektu Lud Hauza - Pompa Funebris poznałem już dość dobrze. Często do niej wracam i uważam za wartościowy materiał. Byłem też pewien, że potrafi zagrać coś zupełnie innego. Natomiast twórczości Maćka nie zdążyłem wcześniej poznać, więc była to dla mnie 100% premiera. 37 minutowy set okazał się interesującą próbką możliwości obu artystów. Muzykę - jeśli trzeba koniecznie ją definiować - określiłbym jako pewną mieszankę muzyki eksperymentalnej z ambientem. Mikro brzmienia, drony... W tle, co było charakterystyczne dla kilku muzyków tego festiwalu, towarzyszyła dźwiękom dość statyczna, głównie czarno-biała fotografia. Motywy indiańskie, postać, czy też twarz kobieca, to główna część wizualizacji jaką zapamiętałem. Było tego trochę więcej, ale bardziej poddawałem się sile muzyki... A ta była dość odważna, może nie tak skrajna jak wcześniejszy koncert DSW, ale nie mniej ambitna w założeniu. Inspirowana dawnymi dziejami, wzbogacona o dźwięki płynące ze szpulowego magnetofonu obsługiwanego przez Maćka Nejmana. Dobrego wrażenia nie zakłóciły widziane czasami na twarzach muzyków oznaki zaskoczenia grą partnera ;). Kilka dni później dowiedziałem się, że obaj panowie mają za sobą bogate muzyczne doświadczenia. projekty. Wspólne zaczęły się od kompozycji poświęconej A.Mickiewiczowi, czyli inwokacji, która została przełożona przez Cypriana na alfabet morsa. Efekt klikania wsparty tłem stworzonym wspólnie przez Maćka Nejmana i Cypriana wywołał podobno fantastyczne odczucia. Projekt zaprezentowany na Robofest był pewnie kontynuacją poprzedniego.
Tak... Cyprian stale współpracujący z Danutą Steńką, bardzo aktywny społecznie i Maciek, nagrywający swojego czasu płytę z chińskim muzykiem KLC NIR. To bardzo ciekawe. Takich przedsięwzięć pod różnymi szyldami było o wiele więcej. Te informacje uzmysłowiły mi, dlaczego występ duetu był doskonałym uzupełnieniem wieczoru. Doświadczenie procentuje. Chociaż lekko zmęczony, byłem bardzo zadowolony z programu Robofestu. Zgromadzenie tylu ambitnych, interesujących muzyków w jednym miejscu i czasie jest ewenementem na skalę krajową. Pomiędzy koncertami, Krzysiek Duda przez klika minut opowiadał o swojej przyjaźni z Czesławem Niemenem, można było też obejrzeć wystawę obrazów i grafik. Dla wybitnie spragnionych działało mikro stoisko z piwem, trochę tańszym niż w stolicy ;). Rano, po smacznym śniadaniu w hotelu, pożegnaliśmy się z muzykami, a mi udziale przypadła przyjemna podróż autobusem z Władkiem Komendarkiem. Ponownie wysłuchałem wielu bezcennych wspomnień i technicznych niuansów dotyczących pracy ze sprzętem muzycznym. Pełen dobrych wrażeń i miłych wspomnień pomyślałem - może uda się organizatorom przekształcić koncerty w stały, coroczny cykl? Byłoby warto.
Przerwa dobiegała końca, pospiesznie udaliśmy się na końcową część muzycznej uczty. Na miejscu, już lekko zniecierpliwiony, czekał Cyprian Kamil Wieczorkowski,
którego rozsadzała żądza czynu, i jego przyjaciel - dużo spokojniejszy - Maciek Nejman.
Muzykę Cypriana z projektu Lud Hauza - Pompa Funebris poznałem już dość dobrze. Często do niej wracam i uważam za wartościowy materiał. Byłem też pewien, że potrafi zagrać coś zupełnie innego. Natomiast twórczości Maćka nie zdążyłem wcześniej poznać, więc była to dla mnie 100% premiera. 37 minutowy set okazał się interesującą próbką możliwości obu artystów. Muzykę - jeśli trzeba koniecznie ją definiować - określiłbym jako pewną mieszankę muzyki eksperymentalnej z ambientem. Mikro brzmienia, drony... W tle, co było charakterystyczne dla kilku muzyków tego festiwalu, towarzyszyła dźwiękom dość statyczna, głównie czarno-biała fotografia. Motywy indiańskie, postać, czy też twarz kobieca, to główna część wizualizacji jaką zapamiętałem. Było tego trochę więcej, ale bardziej poddawałem się sile muzyki... A ta była dość odważna, może nie tak skrajna jak wcześniejszy koncert DSW, ale nie mniej ambitna w założeniu. Inspirowana dawnymi dziejami, wzbogacona o dźwięki płynące ze szpulowego magnetofonu obsługiwanego przez Maćka Nejmana. Dobrego wrażenia nie zakłóciły widziane czasami na twarzach muzyków oznaki zaskoczenia grą partnera ;). Kilka dni później dowiedziałem się, że obaj panowie mają za sobą bogate muzyczne doświadczenia. projekty. Wspólne zaczęły się od kompozycji poświęconej A.Mickiewiczowi, czyli inwokacji, która została przełożona przez Cypriana na alfabet morsa. Efekt klikania wsparty tłem stworzonym wspólnie przez Maćka Nejmana i Cypriana wywołał podobno fantastyczne odczucia. Projekt zaprezentowany na Robofest był pewnie kontynuacją poprzedniego.
Tak... Cyprian stale współpracujący z Danutą Steńką, bardzo aktywny społecznie i Maciek, nagrywający swojego czasu płytę z chińskim muzykiem KLC NIR. To bardzo ciekawe. Takich przedsięwzięć pod różnymi szyldami było o wiele więcej. Te informacje uzmysłowiły mi, dlaczego występ duetu był doskonałym uzupełnieniem wieczoru. Doświadczenie procentuje. Chociaż lekko zmęczony, byłem bardzo zadowolony z programu Robofestu. Zgromadzenie tylu ambitnych, interesujących muzyków w jednym miejscu i czasie jest ewenementem na skalę krajową. Pomiędzy koncertami, Krzysiek Duda przez klika minut opowiadał o swojej przyjaźni z Czesławem Niemenem, można było też obejrzeć wystawę obrazów i grafik. Dla wybitnie spragnionych działało mikro stoisko z piwem, trochę tańszym niż w stolicy ;). Rano, po smacznym śniadaniu w hotelu, pożegnaliśmy się z muzykami, a mi udziale przypadła przyjemna podróż autobusem z Władkiem Komendarkiem. Ponownie wysłuchałem wielu bezcennych wspomnień i technicznych niuansów dotyczących pracy ze sprzętem muzycznym. Pełen dobrych wrażeń i miłych wspomnień pomyślałem - może uda się organizatorom przekształcić koncerty w stały, coroczny cykl? Byłoby warto.
poniedziałek, 8 października 2012
Robofest 2012 niedziela 30.09 ODYSSEY/RND - relacja z Festiwalu Muzyki i Sztuki
Drugi uczestnik niedzielnych koncertów, Tomasz Pauszek, jak pozostali muzycy grający tego dnia, związany jest z Warsaw Electronic Festival - WEF - inicjatywą kojarzoną od lat między innymi z ambitną muzyką. Tomek, gdy podszedł się do mnie przywitać, wykazał iście rachmistrzowską precyzję w używaniu prawidłowo polskiego języka i skomplikowanego nazewnictwa. Od razu pozyskał tym moją sympatię. Po jego koncercie, trochę później, zamieniliśmy kilka słów.
D.K.: Zastanawiam się, jakie fragmenty swojej twórczości tam zagrałeś?
T.P.: Było głównie RND z nowej płyty pt. "5 PAST FUTURE". Oraz cztery utwory ODYSSEY`a, tak na pożegnanie projektu. Jeden z utworów ODYSSEY`a pochodził z płyty MUSIC FOR SUBWAY.
D.K.: Posłuchałem kilka razy tej płyty (MFS) i myślę że jest to dobre podsumowanie projektu Odyssey. (Dla niewtajemniczonych nowy image Tomka - RND, to jak mówi sam autor "dość odważny projekt wywodzący się z eksperymentu, ale cały czas rozwijający się i idący w stronę mniej eksperymentalną, a bardziej 'do słuchania' "). Słuchając koncertu, miałem wrażenie że to surowica, powrót do korzeni?
T.P.: Może nie do korzeni, bo dużo też tam nowoczesnego instrumentarium. Na koncercie okrasiłem to dodatkowo brzmieniami ze starych analogowych instrumentów :)
D.K.: No tak, na scenie stały klocki: Moog Prodigy i Korg MS-10.
D.K.: Zastanawiam się, jakie fragmenty swojej twórczości tam zagrałeś?
T.P.: Było głównie RND z nowej płyty pt. "5 PAST FUTURE". Oraz cztery utwory ODYSSEY`a, tak na pożegnanie projektu. Jeden z utworów ODYSSEY`a pochodził z płyty MUSIC FOR SUBWAY.
D.K.: Posłuchałem kilka razy tej płyty (MFS) i myślę że jest to dobre podsumowanie projektu Odyssey. (Dla niewtajemniczonych nowy image Tomka - RND, to jak mówi sam autor "dość odważny projekt wywodzący się z eksperymentu, ale cały czas rozwijający się i idący w stronę mniej eksperymentalną, a bardziej 'do słuchania' "). Słuchając koncertu, miałem wrażenie że to surowica, powrót do korzeni?
T.P.: Może nie do korzeni, bo dużo też tam nowoczesnego instrumentarium. Na koncercie okrasiłem to dodatkowo brzmieniami ze starych analogowych instrumentów :)
D.K.: No tak, na scenie stały klocki: Moog Prodigy i Korg MS-10.
Klasyczne analogowe maszyny. Pamiętam, jak o tym Moogu wypowiadał się kiedyś Konrad Kucz: "Moog Prodigy - genialny instrument.Głębokie, basowe brzmienie o bardzo szerokim pasmie. Na scenie, jak zrobiłem pith benderem podjazd z dołu do najwyższych tonów, to realizator na stole wpadł w panikę. Rozwalił wszystko".
Miał rację. Moog Prodigy na koncercie Tomka zachowywał się podobnie :). Ale realizator był bardziej przytomny ;). W sumie sporo na żywo poszło muzyki przez te analogi?
Miał rację. Moog Prodigy na koncercie Tomka zachowywał się podobnie :). Ale realizator był bardziej przytomny ;). W sumie sporo na żywo poszło muzyki przez te analogi?
T.P.: No, to prawda. Jeden z najbardziej "żywych" moich koncertów. Nie grałem tylko z playbacku :). Płyta 5 PAST FUTURE jest hołdem dla pisarzy i wizjonerów, którzy snuli swoje wizje w przeszłości, tak jak Kubrick czy Arthur C.Clarke. Oni tworzyli w wyobraźni świat roku 2001 czy 2010. Dla nich to była odległa przyszłość. Dla nas, to już przeszłość, więc stąd tytuł 5 PAST FUTURE.
D.K.: A jakie nowe sprzęty tam były prócz Alesis AIR procesor efektów?
T.P.: Dokładnie to on się nazywa Alesis Air FX. Był też kontroler wstęgowy Doepfera, klawiatura Arturii oraz kilka procesorów defektowych typu delay i phaser. Dodatkowo podczas koncertu został wykorzystany głos pierwszego mówiącego i śpiewającego komputera. Był to IBM 7094 wyprodukowany w 1961 roku. Potrafił śpiewać m.in. piosenkę Daisy Bell, która została włączona do koncertu. Tę piosenkę wykorzystał też Kubrick w filmie Odyseja Kosmiczna 2001. Śpiewał ją komputer HAL-9000.
D.K.: Podczas gry używałeś niekiedy dziwnego urządzenia. To nie był laserowy miecz ze Star Wars?
T.P.: Nie, to właśnie kontroler wstęgowy "Doepfer Ribbon Controller" o którym mówiłem przed chwilą. Kontroler wysokości dźwięku, czyli przesuwając palcem po gryfie grasz różne dźwięki, jak w gitarze. Jest on podłączony przez gniazdo CV do syntezatora analogowego. W tym przypadku kontroler sterował Korgiem MS-10.
D.K.: A jakie nowe sprzęty tam były prócz Alesis AIR procesor efektów?
T.P.: Dokładnie to on się nazywa Alesis Air FX. Był też kontroler wstęgowy Doepfera, klawiatura Arturii oraz kilka procesorów defektowych typu delay i phaser. Dodatkowo podczas koncertu został wykorzystany głos pierwszego mówiącego i śpiewającego komputera. Był to IBM 7094 wyprodukowany w 1961 roku. Potrafił śpiewać m.in. piosenkę Daisy Bell, która została włączona do koncertu. Tę piosenkę wykorzystał też Kubrick w filmie Odyseja Kosmiczna 2001. Śpiewał ją komputer HAL-9000.
D.K.: Podczas gry używałeś niekiedy dziwnego urządzenia. To nie był laserowy miecz ze Star Wars?
T.P.: Nie, to właśnie kontroler wstęgowy "Doepfer Ribbon Controller" o którym mówiłem przed chwilą. Kontroler wysokości dźwięku, czyli przesuwając palcem po gryfie grasz różne dźwięki, jak w gitarze. Jest on podłączony przez gniazdo CV do syntezatora analogowego. W tym przypadku kontroler sterował Korgiem MS-10.
Faktycznie, wszystkie te elementy były widoczne i słyszane na koncercie Tomka. Oprawa laserowa, kontroler Doepfera, widowiskowe operowanie rękoma nad Alesis, kręcenie gałkami i suwakami syntezatorów, urozmaicało widowisko. Używanie na scenie wyżej wspomnianych starych maszyn czasami sprawiało wrażenie powstawania niekompletnego ich strojenia, dysharmonii. A może był to celowy zabieg artysty w ramach projektu RaNDom? Jakby nie było, można było zarejestrować oczami i uszami profesjonalny pokaz bogatej palety możliwości! Tomasz Pauszek/RND ma w swoim dorobku album z artystą z Hong Kongu - Dicksonem Dee i znaczącą płytę nagranę z Remote Spaces: "Ypsilon Project". Znając te fakty, łatwiej zrozumieć skierowane do niego niedawno słowa jednego z młodszych początkujących muzyków: "Ty masz już renomę". Potwierdzam. Gdy tak swobodnie czujący się na scenie RND zakończył swoją grę, organizatorzy zarządzili przerwę (cdn).
piątek, 5 października 2012
Robofest 2012 niedziela 30.09 DigitalSimplyWorld - relacja z Festiwalu Muzyki i Sztuki
Po czterech sobotnich koncertach aż żal było wychodzić z sali. Dlatego postanowiliśmy z Mariuszem, mimo iż minęła północ, pogawędzić trochę w hotelu z Władkiem Komendarkiem. W końcu to żywa i ciągle aktywna legenda polskiego rocka. Tematów było mnóstwo, artysta chętnie się wypowiadał, czas do 3 nad ranem przeleciał nie wiadomo kiedy.
Sumienie nie pozwoliło nam dłużej męczyć muzyka, więc położyliśmy się spać. Niedzielny poranek to ponowne spotkanie i godzinny wywiad z Gudonisem, a południe przeznaczyliśmy na zwiedzanie gdańskiej Starówki.
Skorzystaliśmy też z gościnności Przemka Rudzia i jego miłej parterki Asi. Obejrzeliśmy jego warsztat pracy, miejsce gdzie powstawały ostatnie płyty i posłuchaliśmy fragmentów najnowszej muzyki. Znów czas upływał znacznie szybciej niż w poczekalni u okulisty. Chciałem zatrzymać te chwile w mieszkaniu Przemka, ale wiadomo...
Ledwo zdążyliśmy na pierwszy niedzielny koncert. Na scenie przy laptopach zasiadł Jarek, realizujący swoje nagrania jako DigitalSimplyWorld (DSW).
Jego koncert mógł być szokiem dla ludzi nie oswojonych z bardzo ambitną muzyką. Już kilka dni wcześniej, podczas internetowych rozmów, DSW wahał się, jakiego typu materiał przedstawić słuchaczom. Nagrał bowiem bardzo dużo nie wydanej nigdzie różnorodnej muzyki. Przekonywałem go, aby nie sugerował się wygodą słuchacza, tendencją rynku do popierania komercji i... DSW faktycznie poszedł na całość. To, co popłynęło z głośników, było poważnym testem dla wyników pracy mojego dentysty i wytrzymałości konstrukcji budynku. Ściana dźwięków z niesamowitą intensywnością przenikała przez wszystkie komórki ciała, docierając głęboko do podświadomości audytorium. Industrial, ocierający się o najbardziej ciemny dark ambient, estetyka hałasu, szumy, efekty, rozmowy kosmonautów z NASA....
Autor zamierzył dostarczyć środków do osiągnięcia katharsis, czym ładnie wpisał się w tematykę i ideę Robofestu. Zaprezentował spójny, tematyczny set, w którym nie brakowało też osobistych odniesień. W pewnym momencie bowiem, z głośników można było usłyszeć poddany modyfikacji głos syna muzyka, deklarującego "kocham Cię Tatusiu". Ciekawe, że kilka osób pytanych później o ten szczegół, pamięta to jako głos "Kocham Cię Mamusiu". Ba... słyszeli tam słowa, których na pewno nie było! Intrygujący przyczynek dla psychologów. Niezwykle sugestywna i ważna była też oprawa wizualna tego performance.
Jarek co jakiś czas wykonywał w powietrzu ruchy lewą ręką. Myślałem że może ma tam jakiś procesor efektów, ale potem muzyk wyjaśnił mi że nie, to była tak zwana wizualizacja, lepienie energii. Towarzyszyły temu najczęściej czarno białe obrazy z rzutnika, nieustannie modyfikowane, przedstawiające niesamowite sceny, które czasami kojarzyły mi się z holokaustem. Później, na ekranie, obejrzeć można kilka scen walk stworzeń osadzonych w fikcyjnym uniwersum Aliens vs. Predator. W połączeniu z muzyką, owoc tego był powalający w swojej skuteczności. Przyznam, że choć "istnieją obawy że ktoś odbierze ten przekaz jako dzieło szaleńca" (cytat kompozytora), ta niepokojąca muzyka bardzo przypadła mi do gustu.
Idealna odtrutka na mnogość mdłej i popowej elektroniki masowo produkowanej przez obecne pokolenie 20 paroletnich muzykantów. Gdy słucha się ileś lat słodkich melodii, przychodzi chęć na poszukiwania czegoś bardziej przemyślanego niż zwrotka i refren. Podobnego zdania jest kolejny muzyk jaki zagrał drugiego dnia Festiwalu - Tomasz Pauszek. Ale o tym w następnym artykule...
Sumienie nie pozwoliło nam dłużej męczyć muzyka, więc położyliśmy się spać. Niedzielny poranek to ponowne spotkanie i godzinny wywiad z Gudonisem, a południe przeznaczyliśmy na zwiedzanie gdańskiej Starówki.
Skorzystaliśmy też z gościnności Przemka Rudzia i jego miłej parterki Asi. Obejrzeliśmy jego warsztat pracy, miejsce gdzie powstawały ostatnie płyty i posłuchaliśmy fragmentów najnowszej muzyki. Znów czas upływał znacznie szybciej niż w poczekalni u okulisty. Chciałem zatrzymać te chwile w mieszkaniu Przemka, ale wiadomo...
Ledwo zdążyliśmy na pierwszy niedzielny koncert. Na scenie przy laptopach zasiadł Jarek, realizujący swoje nagrania jako DigitalSimplyWorld (DSW).
Jego koncert mógł być szokiem dla ludzi nie oswojonych z bardzo ambitną muzyką. Już kilka dni wcześniej, podczas internetowych rozmów, DSW wahał się, jakiego typu materiał przedstawić słuchaczom. Nagrał bowiem bardzo dużo nie wydanej nigdzie różnorodnej muzyki. Przekonywałem go, aby nie sugerował się wygodą słuchacza, tendencją rynku do popierania komercji i... DSW faktycznie poszedł na całość. To, co popłynęło z głośników, było poważnym testem dla wyników pracy mojego dentysty i wytrzymałości konstrukcji budynku. Ściana dźwięków z niesamowitą intensywnością przenikała przez wszystkie komórki ciała, docierając głęboko do podświadomości audytorium. Industrial, ocierający się o najbardziej ciemny dark ambient, estetyka hałasu, szumy, efekty, rozmowy kosmonautów z NASA....
Autor zamierzył dostarczyć środków do osiągnięcia katharsis, czym ładnie wpisał się w tematykę i ideę Robofestu. Zaprezentował spójny, tematyczny set, w którym nie brakowało też osobistych odniesień. W pewnym momencie bowiem, z głośników można było usłyszeć poddany modyfikacji głos syna muzyka, deklarującego "kocham Cię Tatusiu". Ciekawe, że kilka osób pytanych później o ten szczegół, pamięta to jako głos "Kocham Cię Mamusiu". Ba... słyszeli tam słowa, których na pewno nie było! Intrygujący przyczynek dla psychologów. Niezwykle sugestywna i ważna była też oprawa wizualna tego performance.
Jarek co jakiś czas wykonywał w powietrzu ruchy lewą ręką. Myślałem że może ma tam jakiś procesor efektów, ale potem muzyk wyjaśnił mi że nie, to była tak zwana wizualizacja, lepienie energii. Towarzyszyły temu najczęściej czarno białe obrazy z rzutnika, nieustannie modyfikowane, przedstawiające niesamowite sceny, które czasami kojarzyły mi się z holokaustem. Później, na ekranie, obejrzeć można kilka scen walk stworzeń osadzonych w fikcyjnym uniwersum Aliens vs. Predator. W połączeniu z muzyką, owoc tego był powalający w swojej skuteczności. Przyznam, że choć "istnieją obawy że ktoś odbierze ten przekaz jako dzieło szaleńca" (cytat kompozytora), ta niepokojąca muzyka bardzo przypadła mi do gustu.
Idealna odtrutka na mnogość mdłej i popowej elektroniki masowo produkowanej przez obecne pokolenie 20 paroletnich muzykantów. Gdy słucha się ileś lat słodkich melodii, przychodzi chęć na poszukiwania czegoś bardziej przemyślanego niż zwrotka i refren. Podobnego zdania jest kolejny muzyk jaki zagrał drugiego dnia Festiwalu - Tomasz Pauszek. Ale o tym w następnym artykule...
środa, 3 października 2012
Robofest 2012 sobota 29.09 - relacja z Festiwalu Muzyki i Sztuki
Istnieje szczególny rodzaj hedonizmu który zdarza mi się często praktykować, a jest nim miłość do dobrej muzyki. Dlatego, gdy otrzymałem zaproszenie od organizatorów festiwalu Muzyki i Sztuki "ROBOFEST", niewiele się zastawiając, postanowiłem przyjechać do Cieplewa i samemu zobaczyć narodziny nowej inicjatywy. Ta niewielka aglomeracja leży na terenie gminy Pruszcz Gdański. Przy ulicy Długiej 20a wybudowano Ośrodek Kultury Sportu i Rekreacji. W jego zasobach jest między innymi, wygodną sala ze sceną do przedstawień kinowo-teatralnych mieszcząca około 100 osób. Obok pomieszczeń o charakterze socjalnym znalazło się również miejsce na galerię obrazów. Nowe, zadbane lokacje, dają poczucie pewnego estetycznego komfortu. W tak korzystnych warunkach organizatorzy - grupa pasjonatów skupionych przy Radio Toksyna FM, przy silnym poparciu lokalnych władz, postanowiła powołać do istnienia projekt o nazwie ROBOFEST - Festiwal Muzyki i Sztuki. Jego pierwsza edycja doszła do skutku w dniach 29-30 września 2012 roku. Na tę wyjątkową dla melomana uroczystość wybrałem się autobusem. Podczas dwugodzinnej podróży z Ostródy do Gdańska, niejako chcąc przygotować sobie dobry podkład do dalszych wydarzeń, wysłuchałem świetnej płyty Kayanisa "Where Abandoned Pelicans Die". Rozkoszując się jej niuansami, z ciekawością obserwowałem ukształtowanie terenu Elbląskich, a potem Gdańskich Żuław. W samym Cieplewie zostałem sprawnie odtransportowany do pobliskiego hotelu "Pod Lipami", gdzie mogłem nabrać trochę oddechu przed zbliżającym się muzycznym maratonem. Czas szybko popłynął na rozmowach z muzykami: Władysławem Komendarkiem, Jarkiem, który woli być kojarzony jako projekt DigitalSimplyWorld (dalej DSW), oraz moim kamratem Mariuszem Wójcikiem, znanym w necie blogerem, specjalistą od rocka progresywnego i el-muzyki.
Na sali koncertowej poznałem organizatorów, gitarzystów: Marcina Kulwasa i Jarka Figurę, popularyzatora astronomii i kompozytora Przemka Rudzia, Tadeusza Łuczejkę nagrywającego jako Aquavoice - organizatora festiwali Międzynarodowych Prezentacji Muzycznych "AMBIENT" które corocznie odbywają się w Gorlicach, czy Krzysztofa Dudę. Przed rozpoczęciem Festiwalu zwiedziłem galerię wypełnioną obrazami Tadeusza Łuczejki oraz grafiką Marcina Burmińskiego.
Kilka pozycji poświęconych było Czesławowi Niemenowi. Postać Niemena, wybitnego polskiego muzyka, przewijała się nie tylko w tej formie. Tytuł imprezy jest pochodną słowa wymyślonego przez artystę: Robotestra - to zespół wykonujący muzykę posługując się niezliczoną ilością elektronicznych palców. Osobistość ta była też często wspominana przez prowadzącego, a Przemysław Rudź który jako pierwszy z muzyków zagrał na koncercie, skomponował i przedstawił na koniec swojego występu wariację na temat utworu Czesława "Dorożką na Księżyc".
Ale wcześniej, przez godzinę, Przemek dał solidny muzyczny pokaz swoich możliwości. Zagrał dużo swojej nowej, nieznanej szerzej muzyki. Po autoprezentacji ("gram tak zwana klasyczną muzykę elektroniczną") rozpoczął dość mroczno. Zaprezentował fragmenty płyty "Paintings", ale przypomniał też "stare", świetne motywy, chociażby "Let There Be Light" z "Cosmological Tales". Skomponowany przez niego efekt brzmienia narastających talerzy puszczonych od tyłu, nałożonych rytmicznie na basowe ostinato wydobywające się z wirtualnego Oberheima, do tej pory robi wrażenie. Z pewnością utwór ten wejdzie do kanonu polskiej muzyki elektronicznej, jak "Oxygene IV" J.M. Jarre'a do francuskiej. Spektakl Rudzia okraszony był laserami, które dobrze pasują do tego typu muzyki. Łączy ona w sobie popularne brzmienia przystępnej muzyki elektronicznej z drugiej połowy lat 70. z dużo ambitniejszą twórczością, nadając całości uniwersalny, eklektyczny charakter. Jako kolejny, wystąpił duet Władysław Komendarek & Marcin Kulwas.
Ciekawe, że Władek zgodził się zagrać bez wcześniejszego przygotowania (w końcu przyjechał jako gość honorowy), a Marcin nie bał się wyzwania. Podjęta w ostatniej chwili decyzja wspólnego jam session, zaowocowała muzyką chwilami być może chaotyczną, ale na pewno spontaniczną i pełną ekspresji. Gitarowe eksperymenty Marcina, grane z pasją, jak i pełne energii ewolucje Władka na Korgu TR wzbudziły moje uznanie. Komendarek nigdy wcześniej nie grał na tym modelu syntezatora, a jednak po kilku sekundach miało się wrażenie, że robi to od lat. Były momenty, gdy iskrzenie między artystami dawało w efekcie bardzo wyraziste, pełne "mięska" akustyczne sprzężenia.
Po przerwie, w której środowisko mogło się integrować i kulturalnych rozmowach, wystąpił trzeci wykonawca - QLHEAD Jest założycielem labelu 3LOOP Records, 3LOOP.org i znajomi twierdzą, że cierpi on na muzyczne ADHD. Nie wątpię że Tom QLHEAD kocha tworzenie nowych nagrań. Nie ogranicza się do grania jednego gatunku, w jego kompozycjach słychać trans, ambient, muzykę klubową... Gra właściwie wszystkie elektroniczne brzmienia w ustalonych przez siebie proporcjach. Nie jestem jakimś specjalnym fanem takiego grania, chociaż...
Właściwie, muzyczny trans bardzo lubię (QLHEAD's Salvation również), więc na urozmaicenie koncertu nie mogłem narzekać. Jako ostatni wystąpił Tadeusz Łuczejko. Według niektórych, był to najlepszy koncert tego dnia. Sam oczekiwałem go z ciekawością, bo do Gorlic było mi ciągle daleko, a Aquavoice ma od lat ustaloną renomę w kraju.
Jakiś czas temu dotarłem do jego starszej, znakomitej płyty "Sound Chaser" i zastanawiałem się, czego można spodziewać się po jego nowej muzyce. Nie zawiodłem się. Zawartość najnowszego krążka "Seti Project" słyszana ze sceny, potwierdza dobrą formę artysty. Idealna na nocną porę, pobudza wyobraźnię. Dociekliwy analityk usłyszy sample z filmu "Odyseja Kosmiczna 2010", najróżniejsze odgłosy, chociażby kurzu z płyty analogowej, wielojęzycznych dialogów, często niepokojące dźwięki. Sekwencje, delikatne niczym dreptanie pająka po sieci, mam wrażenie że miłośnicy Biosphere też znajdą w nowej muzyce Tadeusza coś dla siebie. Scena koncertowa ma to do siebie, że muzyka dociera z dużo większym natężeniem, pozwala dostrzec frapujące detale. Za plecami artysty prezentowana była najczęściej czarno-biała grafika pogłębiająca wrażenie. W ostatniej kompozycji swoistym urozmaiceniem był wykorzystany głos pieśniarki rodem z Bielanki - Julii Doszny. Niezwykły klimat, niesamowity nastrój - wrażenie uczestnictwa w odbiorze nietuzinkowej sztuki. Tak zakończył się pierwszy dzień Robofestu 2012.
Na sali koncertowej poznałem organizatorów, gitarzystów: Marcina Kulwasa i Jarka Figurę, popularyzatora astronomii i kompozytora Przemka Rudzia, Tadeusza Łuczejkę nagrywającego jako Aquavoice - organizatora festiwali Międzynarodowych Prezentacji Muzycznych "AMBIENT" które corocznie odbywają się w Gorlicach, czy Krzysztofa Dudę. Przed rozpoczęciem Festiwalu zwiedziłem galerię wypełnioną obrazami Tadeusza Łuczejki oraz grafiką Marcina Burmińskiego.
Kilka pozycji poświęconych było Czesławowi Niemenowi. Postać Niemena, wybitnego polskiego muzyka, przewijała się nie tylko w tej formie. Tytuł imprezy jest pochodną słowa wymyślonego przez artystę: Robotestra - to zespół wykonujący muzykę posługując się niezliczoną ilością elektronicznych palców. Osobistość ta była też często wspominana przez prowadzącego, a Przemysław Rudź który jako pierwszy z muzyków zagrał na koncercie, skomponował i przedstawił na koniec swojego występu wariację na temat utworu Czesława "Dorożką na Księżyc".
Ale wcześniej, przez godzinę, Przemek dał solidny muzyczny pokaz swoich możliwości. Zagrał dużo swojej nowej, nieznanej szerzej muzyki. Po autoprezentacji ("gram tak zwana klasyczną muzykę elektroniczną") rozpoczął dość mroczno. Zaprezentował fragmenty płyty "Paintings", ale przypomniał też "stare", świetne motywy, chociażby "Let There Be Light" z "Cosmological Tales". Skomponowany przez niego efekt brzmienia narastających talerzy puszczonych od tyłu, nałożonych rytmicznie na basowe ostinato wydobywające się z wirtualnego Oberheima, do tej pory robi wrażenie. Z pewnością utwór ten wejdzie do kanonu polskiej muzyki elektronicznej, jak "Oxygene IV" J.M. Jarre'a do francuskiej. Spektakl Rudzia okraszony był laserami, które dobrze pasują do tego typu muzyki. Łączy ona w sobie popularne brzmienia przystępnej muzyki elektronicznej z drugiej połowy lat 70. z dużo ambitniejszą twórczością, nadając całości uniwersalny, eklektyczny charakter. Jako kolejny, wystąpił duet Władysław Komendarek & Marcin Kulwas.
Ciekawe, że Władek zgodził się zagrać bez wcześniejszego przygotowania (w końcu przyjechał jako gość honorowy), a Marcin nie bał się wyzwania. Podjęta w ostatniej chwili decyzja wspólnego jam session, zaowocowała muzyką chwilami być może chaotyczną, ale na pewno spontaniczną i pełną ekspresji. Gitarowe eksperymenty Marcina, grane z pasją, jak i pełne energii ewolucje Władka na Korgu TR wzbudziły moje uznanie. Komendarek nigdy wcześniej nie grał na tym modelu syntezatora, a jednak po kilku sekundach miało się wrażenie, że robi to od lat. Były momenty, gdy iskrzenie między artystami dawało w efekcie bardzo wyraziste, pełne "mięska" akustyczne sprzężenia.
Po przerwie, w której środowisko mogło się integrować i kulturalnych rozmowach, wystąpił trzeci wykonawca - QLHEAD Jest założycielem labelu 3LOOP Records, 3LOOP.org i znajomi twierdzą, że cierpi on na muzyczne ADHD. Nie wątpię że Tom QLHEAD kocha tworzenie nowych nagrań. Nie ogranicza się do grania jednego gatunku, w jego kompozycjach słychać trans, ambient, muzykę klubową... Gra właściwie wszystkie elektroniczne brzmienia w ustalonych przez siebie proporcjach. Nie jestem jakimś specjalnym fanem takiego grania, chociaż...
Właściwie, muzyczny trans bardzo lubię (QLHEAD's Salvation również), więc na urozmaicenie koncertu nie mogłem narzekać. Jako ostatni wystąpił Tadeusz Łuczejko. Według niektórych, był to najlepszy koncert tego dnia. Sam oczekiwałem go z ciekawością, bo do Gorlic było mi ciągle daleko, a Aquavoice ma od lat ustaloną renomę w kraju.
Jakiś czas temu dotarłem do jego starszej, znakomitej płyty "Sound Chaser" i zastanawiałem się, czego można spodziewać się po jego nowej muzyce. Nie zawiodłem się. Zawartość najnowszego krążka "Seti Project" słyszana ze sceny, potwierdza dobrą formę artysty. Idealna na nocną porę, pobudza wyobraźnię. Dociekliwy analityk usłyszy sample z filmu "Odyseja Kosmiczna 2010", najróżniejsze odgłosy, chociażby kurzu z płyty analogowej, wielojęzycznych dialogów, często niepokojące dźwięki. Sekwencje, delikatne niczym dreptanie pająka po sieci, mam wrażenie że miłośnicy Biosphere też znajdą w nowej muzyce Tadeusza coś dla siebie. Scena koncertowa ma to do siebie, że muzyka dociera z dużo większym natężeniem, pozwala dostrzec frapujące detale. Za plecami artysty prezentowana była najczęściej czarno-biała grafika pogłębiająca wrażenie. W ostatniej kompozycji swoistym urozmaiceniem był wykorzystany głos pieśniarki rodem z Bielanki - Julii Doszny. Niezwykły klimat, niesamowity nastrój - wrażenie uczestnictwa w odbiorze nietuzinkowej sztuki. Tak zakończył się pierwszy dzień Robofestu 2012.
Subskrybuj:
Posty (Atom)