środa, 5 września 2012

Ash Ra Tempel - Le Berceau De Cristal


  Bardzo lubię takie archiwalia. Soundtrack "Le Berceau De Cristal" Manuel Göttsching i Lutz Ulbrich nagrali pod szyldem Ash Ra Tempel już w 1975 roku, lecz z jakichś powodów materiał przeleżał do 1993 roku.  Być może film Philippe Garrela "Kryształowa kołyska" nie uzyskał szerszego rozgłosu, nie wiem. Obraz ten, w treści egzystencjalny, jest dostępny na YouTube, a muzyka stanowi integralną jego część... Wartościowe zapisy twórczej ekspresji mają to  do siebie, że się nie starzeją, więc wydanie tej ścieżki dźwiękowej było z pewnoscią miłym dla melomanów wydarzeniem. Przyjemności nie zepsuje fakt, że czasami na poszczególnych utworach słychać techniczne mankamenty, a raczej doda on całości  pewnego uroku. Obaj  panowie grają na gitarach, a prócz nich na pierwszy plan często wybijają się organy Farfisa, z których Manuel wydobywa długie, stojące frazy. Atrakcyjnie brzmi też Eko Rythm Computer. Pierwszy, tytułowy utwór pochodzi z koncertu w Palais du Festival. Nie ma to chyba większego, prócz historycznego znaczenia, ponieważ i tak nie słychać w nim odgłosów publiczności. Jest za to dużo manewrów, aby tę statyczną formę urozmaicić. Muzyka więc często wędruje po kanałach, a dźwięki organ brzmią niejednokrotnie wręcz złowieszczo. Czyni to te 14 minut Le Berceau De Cristal  trochę odrealnione, zawieszone gdzieś w innym czasie i przestrzeni... Podobne klimaty dominują w "L'Hiver Doux". Choć tej kompozycji towarzyszy bardziej wyraźna melodia, instrumenty jakby dogorywały, można odnieść wrażenie że rozsypią się pod koniec utworu,  a artyści są cokolwiek zmęczeni. To oczywiście żart z mojej strony. Ten programowo molowy,  zabarwiony silną melancholią styl, widzi mi się jako zaleta i stoi w opozycji do wszechobecnej muzycznej papki, którą tak szybko się zapomina... Ciąg  dalszy omawianej płyty (Silence Sauvage), to ciekawe stereofoniczne efekty i poszukiwania charakterystyczne dla wczesnych płyt zespołu. Dynamiczne wędrówki  w  opóźnieniach i pogłosach (Le Sourire Volé) i wydobywanie z gitary "innych"  niż zazwyczaj barw (Deux Enfants Sous La Lune). Szczególnie dobrze słychać to w "Le Diable Dans La Maison" - odważnej próbie włączenia do dzieła elementów psychodelicznych (może tytuł był zobowiązujący). W sumie godzina dobrej muzyki, którą polecam poszukiwaczom starych, dobrych brzmień. Manuel Göttsching i Lutz Ulbrich w dobrej formie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz