Dirk Jan Müller na co dzień jest klawiszowcem zespołu Electric Orange. Na bandcampie obiecuje ucztę dla miłośników psychodelicznej muzyki elektronicznej z lat 70. Projekt ma tytuł "Cosmic Ground". Rzeczywiście. Wprawne ucho od razu pozna inspiracje Phaedrą, czy Rubyconem zespołu Edgara Froese. Jednak krzywdzące dla artysty byłoby twierdzenie, że jego propozycje to są kopie, czy klony powyższych tytułów, szczególnie mam na myśli utwory 3 i 4. Z ciekawostek jakie podaje autor na tej stronie, wymienić można hasło "No MIDI necessary" - miało on być pewnie magnesem dla sporej grupy fanów analogowych, soczystych brzmień. Dirk ujawnia też nazwy ponad 20 instrumentów jakimi dysponuje i tę ich moc wyraźnie słychać ;). A spis jest imponujący. Rozpoczynający album utwór" Legacy" zawiera na początku wiele mroczności, które ustępują modulowanym basowym przebiegom. Rozpędzona maszyneria rozwija się coraz bardziej, aż do swojego spełnienia. Przydałoby się jeszcze jakieś bardziej wyrafinowane zakończanie tego 14 minutowego motywu... Kolejny pomysł to "Deadlock" gdzie również po kilku minutach barw pełnych grozy, słuchacz dostaje solidną dawkę muzyki zapętlonej w dolnych rejestrach.. Po półgodzinnej porcji dynamicznych eskalacji i ciekawie budowanego napięcia, kolejne dwie kompozycje przynoszą więcej ukojenia. Najdłuższy utwór, 33 minutowy "Ground" - wydaje się być dość oryginalny. Autor urozmaicił wstęp i resztę kompozycji, dodając muzyce więcej ekspresji, ale jednocześnie zachowując towarzyszący całości klimat niepokoju, tajemnicy. I tu nie brak dźwięków pędzących niczym stado koni po łące i różnorodnych modulacji. Ale to słychać głównie na początku. Później, oprócz basowych orgii, jest okazja do przeżywania bardziej skomplikowanych emocji i ciekawszych dźwiękowych zdarzeń. Kontemplacyjna muzyka pobudzająca wyobraźnię. Podobnie jak ostatni "The Plague" gdzie ładnie gra melotron, pełna smutku urzeka swoją finezją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz