poniedziałek, 3 marca 2014

Kayanis ‎– Where Abandoned Pelicans Die



    Co jakiś czas spotykam udane próby łączenia muzyki rozrywkowej, rockowej z tak zwaną muzyką poważną. Co wyróżnia pracę Kayanisa wśród innych tego typu projektów? No chociażby fakt, że to dzieło, mimo że opisane i śpiewane po angielsku, jest wynikiem pracy polskich artystów. Płyta "Where Abandoned Pelicans Die" (2007) choć kierowana do wszystkich słuchaczy, najszybciej spodoba się smakoszom i koneserom, ale każdy może podjąć to wyzwanie i bez uprzedzeń zanurzyć się w świecie dźwięków proponowanych przez urodzonego w Słupsku kompozytora. Widzę ku temu co najmniej kilka powodów: całość ma charakter koncepcyjny, dopracowany w każdym szczególe, spójny i przesycony odpowiednią dawką rozłożonych w czasie emocji. Piosenek i akcentów rockowych jest stosunkowo niewiele, natomiast słychać dużo orkiestracji, motywów melodyjnych oraz przyjaznych uszom harmonii... Autor postawił na subtelności charakterystyczne dla muzyki klasycznej. Syntezatory, na których gra Lubomir, pełnią tu rolę służebną - rolę nienarzucającego się tła. Wyraźnie natomiast podkreślono kobiece parte wokalne i solówki klasycznego instrumentarium. Jeżeli towarzyszą im gitary i perkusja, to są wzmocnieniem zbudowanego już klimatu, jego logiczną konsekwencją. Przeważające minorowe nastroje ostatecznie co jakiś czas są ocieplane... Ciekawie brzmi ten eklektyzm: elektronika, rock, chórki, trochę rozmachu i nostalgiczne skrzypce Marty Lizak. Kayanis stosunkowo rzadko wydaje płyty; za to dostępne są one na różnych platformach. Odsyłam więc do jego internetowej strony, życzę wielu uniesień, oraz  nietuzinkowych przeżyć przy słuchaniu tej ambitnej i pięknej muzyki..   


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz