Informacja o powrocie Petera Baumanna do tworzenia i wydawania muzyki elektronicznej poruszyła wielu jego fanów. 40 lat po sławnej "Romance '76" uzdolniony kompozytor wydaje album "Machines of desire" Porównania wydają się być nieuniknione. Czy nowy materiał będzie równie ambitny jak solowy debiut, a może bardziej rozrywkowy niczym "Transharmonic nights"? Czy jego aktualna twórczość nawiąże do starszych zapisów, czy otworzy całkiem nowy rozdział w elektronicznej muzyce? Po kilkukrotnym wysłuchaniu całości wszystko jest już jasne. Peter nagrał muzykę, w której postarał się umieścić wszystkiego po trochu. Są więc tu liczne reminiscencje starszych płyt, wątki znane i lubiane. Jest odpowiedni klimat, napięcie i miłe dla ucha melodie. Baumann szukał kompromisu między fanami jego dwóch pierwszych płyt i na pewno częściowo mu się to udało. Choć muzyka nie powala świeżością, czy nadzwyczajną oryginalnością, jest piękną sentymentalną podrożą do najlepszych czasów tego typu dokonań. Dostarcza charakterystycznego dreszczyku, który od lat towarzyszy specyficznej pracy syntezatorów. Zainteresowani wiedzą o co chodzi. Cieszę się z tego returnu Baumanna. Oj jak miło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz