Wydawać by się mogło, że Krzysztof Duda i Przemysław Rudź są wystarczająco znani melomanom i nie potrzebują dodatkowego wsparcia w postaci mojego komentarza... A jednak pomyślałem sobie, że w czasach, gdy odbiorca zalewany jest mnogością treści nijakich, taka ciekawa perełka jak 'Four Incarnations", może zostać szybko przykryta kolejną warstwą muzycznego szlamu. Patrząc na sprawę z geograficznego punktu widzenia, rencontre tych dwóch panów było nieuniknione. Gdynianin Krzysztof Duda, organista, od wielu lat tworzący ciekawą muzykę elektroniczną, jest ciągle niedocenianym i zbyt mało znanym polskim kompozytorem. Odsyłam więc czytelników do niedawno utworzonej o nim notatki na Wikipedii. Przemek Rudź, z pochodzenia elblążanin na stałe osiadły w Gdańsku, ma w sobie dużo dynamiki, pasji i chęci tworzenia; nie tylko muzyki. Napisał kilka książek popularyzujących astronomię, przewodniki, jest urodzonym gawędziarzem wrażliwym na zło otaczającego nas świata.... Co mogło powstać w wyniku zetknięcia się talentu spolegliwego Krzyśka z renesansowymi ciągotami Przemka?
"Four Incarnations" jest albumem koncepcyjnym, który można różnie interpretować. A to jako etapy rozwoju larwy, albo alegorię ludzkiego życia poprzez dzieciństwo, okres dojrzewania, aż do starości. I w takim kontekście należy odbierać rozpoczynający całość długi utwór Embryo / Only A Few Will Survive. Bardzo spokojny, wręcz snujący się leniwie motyw, który przeradza się w relaksację. I słusznie, bo okres dzieciństwa to przede wszystkim rozwój swojego ego, czysta karta młodości, którą może zapełnić na wiele różnych sposobów. Jednak dalsze nagrania zdecydowanie różnią się od wstępu. Larva / Born To Consume jest już bardziej złożoną strukturą. Obok zapętlonej osobliwości, pojawia się rytm i całkiem przyjemna melodia. Gra ją oczywiście Krzysiek Duda, wlewając w nią swoiste ciepło. Natomiast powtarzalne tło podlegające niewielkim modyfikacjom jest bliskie fanom muzyki elektronicznej. W 1984 roku na płycie "E≠mc2" Marek Biliński w tytułowej suicie zastosował podobny pomysł. Na planie jednorodnego ciągu, pojawiają się ozdobniki niczym znaki na drodze. Ciekawe. Pupa / Schizophrenic Coma to trochę mroczna impresja. Pięknie wyeksponowano w niej organy, które nadają muzyce koturnowy, specyficzny klimat. Jakby więc dla kontrastu i odpoczynku, następny Imago / Towards The Sunshine (feat. Rafał Szydłowski) totalnie odpręża. Gitara Rafała Szydłowskiego, wisienka na torcie, idealnie wplata się dialog z syntezatorem. Kapitalnie się tego słucha. Gdybyśmy mieli Pogram III PR w starym dobrym stylu i składzie, red. Jerzy Kordowicz zrobiłby z tego przebój. Nagrali się w nim wszyscy, dając popis ładnego stylu. Kończący płytę Inevitability Of Evanescence
jest mi jakby znany. Mimo iż nieopublikowany na żadnym nośniku, był chyba kiedyś prezentowany w Studiu Nagrań. Dobra puenta do pomysłu przyjaciół. Mieszanka emocji, atrakcyjne brzmienia, głębia... Znowu rzec można: dobre, bo polskie ;). Kiedy spytałem Przemka, czego się nauczył od Krzyśka, powiedział: "Czuje tę jego subtelność i pietyzm w tworzeniu aranżu, melodii; żeby nie przesadzić - złoty środek". Tak trzymać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz