Dość długo czekałem z recenzją tego bardzo lubianego albumu Klausa Schulze. Wydany w 1975 roku "Timewind" przyciągał oko spektakularną okładką i wkładką, gdzie widniały dość niesamowite i mroczne grafiki Urs Ammana. Na wielkim kartonie opakowania analogowego placka anorektyczne anioły wykonywały dziwny taniec.. Krajobraz z wewnętrznego obrazka, rodem z horrorów, lub katastroficznych filmów SF, pobudzał wyobraźnię zanim jeszcze czarny krążek trafił na talerz gramofonu. Świetny chwyt marketingowy, tak poza nawiasem. KDM w opisie dwupłytowego wydania z 2006 roku stwierdził, że "Timewind" jest najbardziej znaną, rozpoznawalną pozycją w dorobku artysty. I nie ma się co dziwić. Zawartość nie ustępowała opakowaniu, kreśląc przed słuchaczami odważne wizje. Światy Klausa Schulze wciskały skutecznie w fotel. Niemiecki kompozytor zaproponował dwa długie, prawie półgodzinne spektakle, które na wiele lat przysporzyły mu gorących fanów. Co było w nich tak pociągającego? Rozmach, unikalna atmosfera? Pewnie tak. Z perspektywy prawie 40 lat, można by zlekceważyć wartość tego materiału. Można się czepiać pewnej jednostajności, monotonni, która przez wiele minut mogła wystawić cierpliwość mniej doświadczonych słuchaczy na próbę. Ale chociaż Schulze stawiając ramy swojemu dziełu, stał się w pewnym sensie niewolnikiem jego ograniczeń, nie można odmówić tej muzyce piękna.
Utwór "Bayreuth Return" - nawiązujący tytułem do miasta w którym Richard Wagner wybudował Teatr Operowy, jest dość jednorodny w klimacie. Spektakularne efekty dźwiękowe, modulowane wysokie częstotliwości testujące granice ludzkiego słuchu, moim zdaniem są emanacją siły witalnej Klausa i próbą wprowadzenia słuchacza w podziw. No cóż... W trosce o uszy zdarzało mi się słuchać tej suity z otwartymi ustami :). Mimo niewielkich przegrupowań, BR ma swój scenariusz z opadającym i unoszącym się napięciem i zaskakującym zakończeniem, które z pewnością zniszczyło niejeden wysoko tonowy głośnik. Autor muzyki dodatkowo zwrócił uwagę melomanów na drugi utwór "Wahnfried 1883", udostępniając na okładce graficzny diagram przedstawiający nakładanie się instrumentów w trakcie trwania tej kompozycji. Jej nagranie zajęło podobno tylko dwie godziny pewnego letniego wieczoru, między 22-gą a północą. Nieźle! Poetycka zawartość robi wrażenie do dziś.... Klaus wspiął się tu na wyżyny swoich zdolności kreowania minorowego nastroju, mniej szafując efektami, a bardziej skupiając się na wprowadzeniu słuchacza w stan pewnej melancholijnej zadumy. Spotkać można w internecie opisy ciekawych doznań odbiorców tego utworu z pogranicza quasi religijnej ekstazy. No, ale to inna historia. Ta, opowiedziana przy pomocy syntezatorów ARP 2600, Odyssey, Elka String i kilku innych, broni się skutecznie i bez grafomańskich popisów. Materiał z bonus disc wydania release zawiera 3 utwory. Rozbudowaną wariację Bayreuth Return, przedstawioną tu jako "Echoes of Time" (38 minut), z dłuższym i ciekawszym wstępem, oraz dwoma krótszymi fragmentami: Solar Wind (12:35) i Windy Times (4:57). Ciekawe to kawałki, choć w tym limicie czasowym zostawiają uczucie lekkiego niedosytu. Przez wiele lat płytę Timwind dedykowaną Wagnerowi uważałem za najlepsze dokonanie Klausa. Potem przestałem się bawić w takie zestawienia, koncentrując się na szukaniu piękna. I chociaż ta muzyka jest chłodna niczym światło księżyca w pełni, to jej niezaprzeczalny urok trwa, trwa i trwa...
środa, 9 października 2013
czwartek, 3 października 2013
Jean-Luc Ponty: Live
Postać francuskiego wirtuoza elektrycznych skrzypiec, jakim jest bez wątpienia Jean-Luc Ponty
jest już na świecie dobrze znana. Komponujący co najmniej od 1963 roku, wydał wiele fascynujących płyt. Dość reprezentatywny i może jeden z lepszych, jest nagrany na żywo album "Jean-Luc Ponty: Live" wydany w 1979 roku. Materiał pochodzi z serii koncertów jakie Ponty odbył w USA rok wcześniej. Kilka utworów znanych już z wcześniejszych płyt, zachwyca jazz-rockową witalnością, swobodą wykonania i bogactwem brzmień. Szczególne ciepło bije z melodyjnych "Imaginary Voyage: Part III", czy "Mirage". Nie wiem co bardziej w nich podziwiać - wirtuozerię artystów, doskonałe zgranie poszczególnych muzyków, czy po prostu urzekającą konstrukcję utworów? Cały materiał jest przemyślany i zgrabnie przygotowany. Sentymentalne melodie, porywające solówki i zgrabne dynamiczne zacięcie perkusisty mieszają się w miły dla uszu feeling, potężną dawkę pozytywnych emocji. Jean - Luc nie boi się też eksperymentów. Proponuje słuchaczom utwór "No Strings Attached" będący w istocie pokazówką, co można osiągnąć poprzez modyfikowanie dźwięków skrzypiec przy pomocy różnorodnych efektów i pogłosów. Przy aplauzie publiczności tworzy niesamowite akustyczne zjawiska. Impressionnant! Dynamiczny "Egocentric Molecules" będący pewnym rozwinięciem poprzednika, jest już bardziej klasyczny w formie, choć nie brakuje w nim wysokich emocji. W końcu to podsumowanie całości. Podkreślić też trzeba dużą rolę syntezatorów we wszystkich utworach. Gra na nich sam Ponty, oraz Allan Zavod. W ich programowaniu pomógł Allan Gelbard. Od strony technicznej, ta płyta to perełka. Mistrzowski mastering wydobywa moc dźwiękowych niuansów, które ucieszą nawet najbardziej wybrednych melomanów. Pasja obok której nie wolno przejść obojętnie!
środa, 2 października 2013
Klaus Schulze - Dune
W świetle większości pojawiających się obecnie płyt z tradycyjną muzyką elektroniczną, album Klausa Schulze "Dune" zdaje się być bardzo ambitnym projektem. "Wydma", wydana pierwotnie w 1979 roku, zawierała po obu stronach czarnego, analogowego krążka, dwie kompozycje: refleksyjną, tytułową pół godzinną suitę, oraz bardziej dynamiczną propozycję: "Shadows Of Ignorance". W reedycji z 2005 roku dodano bonusowy track "Le Mans". W uszach wyrobionego muzycznie słuchacza i dziś, po 35 latach, "Dune" brzmi wybornie! Zainspirowany znaną książką SF Franka Herberta, Klaus Schulze przy wypełnianiu dźwiękowej przestrzeni daje próbkę swojej dużej wrażliwości. W suicie "Dune" aż roi się od wszelakich subtelności i niedomówień. Zaproszony do współpracy wiolonczelista Wolgang Tiepold swoją grą wprowadza do utworu akcenty melancholii, niepokoju, pewnego odrealnienia... Wspólne pasaże obu muzyków, podkręcanie emocji na coraz to bardziej wyrafinowane poziomy estetycznego patosu, to chyba najbardziej wartościowe fragmenty dzieła... Zadumana muzyka dla koneserów brzmień niespokojnych, aczkolwiek głębokich w zamyśle.
Kolejna suita "Shadows Of Ignorance" jest popisem trzech artystów, bo do powyższych dochodzi wokalista Artur Brown. Nie znam jego wcześniejszych nagrań, ale w otoczeniu syntezatorów Klausa Schulze bez wątpienia odnalazł swoje miejsce. Nieskomplikowana poezja autorstwa Klausa którą przyszło deklamować Arturowi ma swój urok. Na tle monotonnego, ale fascynującego, transowego beatu, głos Artura jest pełen emocji, brzmi bardzo różnorodnie. Raz deklamuje kwestie niczym nawiedzony prorok, innym razem miękko śpiewa o miłości... Towarzysząca temu wiolonczela, kilka warstw instrumentów, masa efektów - to naprawdę może się podobać. Monumentalne i trochę ekstatycznie rozważania o życiu we frapującej, akustyczno-elektronicznej oprawie są idealne na długie, jesienne wieczory.
Dodatkowy utwór "Le Mans" niestety odstaje od powyżej opisanych. Trafiono z czasem nagrania, bo to mniej więcej ten sam okres, ale jakość techniczna nie powala. Ot, słaba taśma koncertowa.. Również eksperymenty rytmiczne znane z płyty ...Live... nie posiadają tej siły przebicia, co studyjne zapisy. Po prostu fragment historii. Nie umniejsza to jednak wartości całości. "Dune" to lektura obowiązkowa dla każdego, kto twierdzi że lubi klasyczną muzykę elektroniczną.
Kolejna suita "Shadows Of Ignorance" jest popisem trzech artystów, bo do powyższych dochodzi wokalista Artur Brown. Nie znam jego wcześniejszych nagrań, ale w otoczeniu syntezatorów Klausa Schulze bez wątpienia odnalazł swoje miejsce. Nieskomplikowana poezja autorstwa Klausa którą przyszło deklamować Arturowi ma swój urok. Na tle monotonnego, ale fascynującego, transowego beatu, głos Artura jest pełen emocji, brzmi bardzo różnorodnie. Raz deklamuje kwestie niczym nawiedzony prorok, innym razem miękko śpiewa o miłości... Towarzysząca temu wiolonczela, kilka warstw instrumentów, masa efektów - to naprawdę może się podobać. Monumentalne i trochę ekstatycznie rozważania o życiu we frapującej, akustyczno-elektronicznej oprawie są idealne na długie, jesienne wieczory.
Dodatkowy utwór "Le Mans" niestety odstaje od powyżej opisanych. Trafiono z czasem nagrania, bo to mniej więcej ten sam okres, ale jakość techniczna nie powala. Ot, słaba taśma koncertowa.. Również eksperymenty rytmiczne znane z płyty ...Live... nie posiadają tej siły przebicia, co studyjne zapisy. Po prostu fragment historii. Nie umniejsza to jednak wartości całości. "Dune" to lektura obowiązkowa dla każdego, kto twierdzi że lubi klasyczną muzykę elektroniczną.
wtorek, 1 października 2013
Władysław Komendarek - Przebudować tę prymitywną cywilizację
Rok temu, w dniach 29-30 września 2012 roku odbył się w Pruszczu Gdańskim Festiwal Muzyki i Sztuki "Robofest". Podczas tej uczty dla miłośników muzyki elektronicznej, spotkałem wraz z moim kolegą Mariuszem Wójcikiem znanego polskiego muzyka - Władysława Komendarka. W zacisznym pokoju hotelu "Pod Lipami" przegadaliśmy w trójkę wiele nocnych godzin. Fragmenty tego spotkania w formie wywiadu rzeki, za zgodą Władka Komendarka prezentujemy poniżej. Wywiad będący rekonstrukcją kilku plików mp3 nie ma wyraźnego początku ani końca, ale zawiera wiele ciekawych dla melomanów faktów z życia legendy polskiej muzyki.
Damian Koczkodon:
Władku, rozmawialiśmy na temat Exodusu i tej innej płyty, która podobno
(jak Jacek Ciołek
mówił) jest lepsza niż "Najpiękniejszy dzień". Jaki był tytuł tej płyty?
Władek
Komendarek: Tytuł tej płyty "Nadzieje i niepokoje". Materiał zrobiony w
latach 1977/78. To była nasza pierwsza taka od serca,
skomponowana suita przez zespół…
Damian: Ten
materiał wydany jest na płycie długogrającej?
Władek: Jest
to materiał wydany na płycie. Wydała to firma "Metalmind", w jednym pudełeczku 5 naszych płyt
i jeszcze plus płyta DVD... Jeszcze z 10% naszego niewydanego materiału,
Andrzej Puczyński ma
w swoim domu. Może coś z tego będzie. Już tak 80-90% materiału jest normalnie wydanych na
płytach.
Damian:
Powiedz mi, bo ja sam zaczynam trochę tworzyć, w jaki sposób Ty komponujesz
nową rzecz? Ja mam
całą gamę wirtualnych syntezatorów, klawiaturę i się do
tego ograniczam. Z tego, co wiem, Ty cały czas używasz
realnych instrumentów, tak? Czyli np. siadasz i grasz frazę na fortepianie i
szukasz w tym natchnienia?
Władek:
Zacznę od początku, jak to się robi na dzień dzisiejszy, bo różne fazy miałem
przez tyle lat twórczości i
różnie to robiłem. Ale jeśli chodzi o ten czas, jak ja teraz to robię, to
wygląda to następująco: podłączone
są prawie wszystkie instrumenty do kolumien aktywnych, i po prostu siadam, gram
cokolwiek mi do głowy przyjdzie, gram na tych instrumentach, i to wszystko jest rejestrowane
w dobrej, jakości 24 bity próbkowanie 44,1khz. I co ja z tym dalej robię?
Tnę na kawalki, które mi się nie
podobają, wyrzucam, i
robię selekcję tego wszystkiego. I później usiłuje to posklejać, ale oprócz
sklejania dodaje jeszcze tak
zwane "ślady", których może być około
7-8, dogrywam wokale, wiesz.. i nawet czasami
robię odwrotną operację jak tradycjonaliści, tzn: najpierw nagrywam sam wokal,
a do tego wokalu
dostosowuje się sekcja. Czyli na odwrót. I to jest dobra metoda, bo przypadkowo
takie rzecz można fajne
zrobić, które nigdy nie wyjdą tradycyjną metodą. Bo kiedyś zaczynałem inaczej,
jakieś tam bębenki,
sekcja, później jakieś podkłady, plamy, akordy itd., i melodyjka na końcu jakaś
tam, tematy, improwizacja
na końcu, ale teraz stosuje metody odwrotne. Próbuje pomóc swojej inwencji nietradycyjnej,
a takiej, która na dobre mi wychodzi przy twórczości. Powiem jeszcze jedną ciekawostkę:
czasami stosuję odwrotne strojenie instrumentów. To znaczy: gdy na
instrumencie gra się do góry
klawiszami, to wiadomo, że dźwięk do góry się podnosi, a w Waldorfie, czy
Accessie mogę zrobić tak,
że dźwięk odwrotnie będzie: im bardziej do góry, tym bardziej na dół schodzi. A
gram tradycyjnie.
I wtedy przypadkowo takie fajne różne rzeczy się dzieją.
Damian: A
Twój ulubiony zestaw instrumentów?
Władek:
Tak... Mój ulubiony zestaw, który ma bardzo dużo możliwości, a przy pomocy
Minimooga, można
programować w o wiele szybszym tempie wszystko, to jest na pewno: Waldorf, to
jest na pewno
Access, cała seria Nordów, System 100 Rolanda, taki analog SH-101 który kiedyś
raz już sprzedałem,
ale po 5 latach powiedziałem: muszę to mieć, bo jednak pożałowałem… Jest dostęp
do jego kreacji w każdej chwili suwakami, a po drugie mogę
nim sterować przez system midi przechodząc
z gniazd cv-in, gate-in, trigger- in, na taki konwerter ktory zamienia na
midi system i mam taką puszkę,
konwenter, która przekształca to... Nie ma problemu,
SH101 napędzić współczesnymi sekwencerami, sterować…
Damian: Masz
propozycje dla producentów, które warto byłoby, aby uwzględnili…
Władek: Tak
jest! I marzę o tym żeby przyjaciele moi, bo ja nie jestem tak biegły w
angielskim, choć techniczny
trochę znam - marzę o tym, aby zaprzyjaźnieni ludzie mi pomogli, bo jednak o
pewnych wadach nawet
okrzyczanych instrumentów kultowych trzeba mówić, nie trzeba się bać tego. Odnośnie
Minimooga Voyagera to mogę coś na ten temat powiedzieć. Krótko powiem: jest
koncert o godz. 17.,
wiadomo, ja aparaturę przywożę 5-6 godzin wcześniej…
Mariusz Wójcik: To
się wszystko musi rozgrzać….
Władek: Tak,
rozglądam się po klubie gdzie jest gniazdo prądowe, jak jest gniazdo prądowe to
już jestem
spokojny, bo mogę to wszystko rozkładać, i od razu pod napięcie włączać
wszystko. Dobrze… Zamontowałem
sprzęt, i co robię? Tyko jeden z instrumentów, który posiadam wymaga strojenia,
czyli Minimoog
Voyager. Inne nie wymagają, jak je się włączy jest 440Hz. I jaki jest problem…
Włączę Voyagera,
nastroję go według tego malutkiego elektronicznego Korga i pięknie - jest 440hz, dobra…. Idę
wyluzowany na wypoczynek przed koncertem do tak zwanej garderoby, przychodzę
przed koncertem, na scenę, gram… A tu ćwierć tonu, lub ponad ćwierć tonu
Minimoog nie stroi.
To jest niedopuszczalne wśród profesjonalistów grających na scenie. To jest
przegięcie. W studio to
jeszcze przejdzie, jest czas, chociaż
teraz się za studia płaci. Za godzinę ileś tam… To jak ktoś już
poświęci 3 minuty na to, aby sprzęt nastroić, to już jest strata czasu. Ja
strasznie nie lubię straty
czasu. Dlatego kiedyś taki utwór powstał „Kupcy czasu”. Chciałbym wymyślić taką
ideologię: kupujemy
czas – a marnowanie czasu to jest dla mnie wielka choroba.. Coś z ludźmi jest
nie tak, cywilizacja
jest niedoskonała i dobrze byłoby taką ideologię wprowadzić. No, ale, co
chciałem powiedzieć, – że co do
Minimooga Voyagera jest taka uwaga i to powiedziałem. Przechodzimy do innych…
Access – bardzo udany
instrument, wszystko pięknie, nie zawiesza się, nie jest podatny na obniżanie
napięć, na wyłączanie
nagle, itd., - przetestowałem to,
czasami mam u siebie
brak napięcia, odpowiedniego 230 Volt w krótkich odcinkach czasu. Co jest
czasami szkodliwe, Access podoba mi się,
tylko jest jeden feler. Przy intensywnej pracy kompozytora Access mechanicznie choruje.
Średnica gałek, których człowiek dotyka zmienia parametry. Po kilku latach mogą
zejść nawet o 2-3
milimetry. Następuje reakcja wydzielanego tłuszczu z reki i potencjometr traci średnicę. Po
kilku latach może
zostać sam metal :). To nie podoba mi się w Accessie, tak nie mam zastrzeżeń,
jeżeli chodzi o
jego możliwości. Natomiast Waldorf ma sporo błędów. Konstrukcyjnie jest fajny przemyślany,
tylko kółko, którym się parametry wybiera ma średnicę dla… 3 letniego
dziecka ;). Ale to nie jest
sprzedawane dla 3 letnich dzieci, tylko dla profesjonalistów.
Mariusz: To
takie szczegóły, ale istotne szczegóły…
Władek: Tu
jest naprawdę niedobrze. Przegięcie i producent ponosi za to odpowiedzialność,
nie ja, bo mi tylko
przypadkowo te błędy wychodzą przy pracy. Jak jest 300 barw zanotowanych na
Waldofrie, bo Waldorf
nie może więcej barw pomieścić, tylko te 300 masz, to musisz je przerzucić, jest
odpowiednia metoda przez
midi itd. Jak przerzucę to, to wyobraźcie sobie, że jak wpisuję barwy zrobione
rok temu, następne 300
i chcę wpisać je do Waldofra, to nie wymazuje mi 20 % tych starych barw, co
siedzą. Każdy inny instrument,
który mam Supernowa II, Minimoog Voyager
itd.– im to nie przeszkadza, że
flash jest zapełniony
czy nie…
Damian:
Wspominałeś, że używasz mikrofonu Rode…
Władek: Tak,
całe życie kocham, to może jest taka choroba.. Kocham przetworzone głosy
ludzkie, bardzo
kocham melodykę robioną wokalnie. Uważam, że muzyka elektroniczna musi mieć
życie. Głosy i
chóry ludzkie, to jest moja fascynacja,
i każdy praktycznie mój instrument ma vocoder, każdy… Z tym, że to są różne
odcienie i każdy instrument inaczej brzmi i ja to robię. I oprócz tego mam
jeszcze takie małe pudełka
Electro-Harmonixa, które też przetwarza w dużym stopniu glosy ludzkie
Naprawdę, tych brzmień to są
tysiące, i to żeby zrealizować na jednej płycie, no, to jest, co robić.
Damian:
Czyli w Twoim komputerze drzemią jeszcze bardzo ciekawe pliki muzyczne i
wokalne, które będą się
nadawały do dalszej obróbki…
Władek: Tak
jest, tak jest, tak jest… Nauczyło mnie życie, że czasami, jak człowiek ma
cierpliwość, to właśnie w
nocy się to robi od godziny 00, najlepiej do 3-4 nad ranem – najlepsza
pora. Ale gorzej jest jak słowiki w maju dają czad od 22 do 4 rano, tylko w maju, i wtedy praktycznie
nie mogę się tak skupić
dobrze, bo one mają jakiś okres godowy i to jest takie ciekawe itd...
Mariusz: Ale
one chyba tak nie przeszkadzają?
Władek: Nie
– przeszkadzają, bo ja nie wiem czy to z syntezatora się wydobywają czy od słowików… Pomimo iż
okna są zamknięte, to taki sound mają… ta częstotliwość taka jest, że ona
dochodzi bez przeszkód…
Mariusz: A
czy potrafiłeś nagrać to i wykorzystać?
Władek:
Oooo. To od razu Ci powiem. Przymierzałem się do tego 7 lat, ale z lenistwa
tego nie nagrałem.
Natomiast w tym roku (2012) to nagrałem, i muszę Wam powiedzieć taką
ciekawostkę: Najlepiej
nagrywa się to od 2 w nocy do 6 rano, bo przecież obwodnicę mam niedaleko domu,
to najmniejszy
hałas, ale powiem Wam, co zauważyłem przy współpracy, przy w ogóle procesie nagrywania…
Słowika zarejestrowałem, jednego tam zauważyłem, na czubku drzewa siedział i dobra.. Zarejestrowałem
go. I odtwarzam. Wiesz, on spokojnie sobie siedzi, widzi i słyszy co się dzieje i odtwarzam.. Z
odtwarzacza leci to (tu Władek imituje ptasi świergot), a słowik to słyszy i przemieszcza się z drzewa na drugie
drzewo, za trzy sekundy kolejne drzewo. Jak kończę (odczyt), to on nic nie
robi, jak puszczę znowu - to
znowu się przemieszcza.
Mariusz: Co
to było?
Władek: A bo
on szuka….
Mariusz:
Dźwięków szuka?
Władek: Albo
dźwięków albo.. Jakaś samica… Nie wiem. On jest zdezorientowany, on nie wie, co
się dzieje. Bo
sound mam dobry, to jest zawodowe próbkowanie…
Mariusz: Tak
jak z pszczołami, są zakłócenia jakieś w odbiorze tych komunikatów?
Władek: Tak,
tak..
Damian: I
ptaszek się myli?
Władek: Tak
mi się wydaje…
Damian:
Chciałem poruszyć temat wczorajszych koncertów. Bo ten Wasz koncert był całkowicie spontaniczny…
Przyjechałeś tu, jako gość…
Władek:
Przyjechałem tu, jako gość, tak, sobie zobaczyć… Jacek Ciołek mnie zaprosił.
Nigdy w takiej roli nie
byłem, żaden organizator mnie nigdy na koncerty nie prosił w sensie luzu, że
mogę sobie z ludźmi
pogadać na luzie, bo jak ja gram koncert, to ja nie mogę sobie pogadać. Nie dla
tego, że ja tępię ludzi,
dziennikarzy, tylko, dlatego, że obowiązek mój jest po koncercie, bo dbam o ten
sprzęt, kable… To
się zwija niecałe 2 godziny, wiecie, a później mam luz, a później to kierowcę
wynajmuję, to pogania
mnie, że jedziemy, że jedziemy. No i tak... Nigdy czasu… A tak mogłem sobie na
luzie pogadać. Żadnych
stresów, żadnych kabli, żaden system MIDI mnie nie interesuje, czy jest
komunikat MIDI czy nie...
Damian: I
przyszedłeś wczoraj na luzie, a tu się okazje, że…
Władek:, Że
wysiadłem w Pruszczu, Jacek mnie pakuje do samochodu. Jacek za 20 minut mówi
mi: Ty, ja mam taki
pomysł… Marcin Kulwas przyjechał sam, bo partner powiedział w ostatniej chwili,
że nie będzie mógł
brać udziału w tym… I tak mi nadmienił czy ja…. Wiesz, trzeba z Marcinem
pogadać, nigdy w
takiej roli nie byłem.. I tak krótko żeśmy z Kulwasem uzgodnili, że możemy
tworzyć muzykę świeżą, na
żywo, i w sumie zgodziliśmy się na to, zaakceptowaliśmy i tak pojechałem..
Naprawdę uwierzcie
mi: Nic nie było ustalane, czy tonacja
E-moll…itd.
Mariusz: To
było fajne, nie widać było, że to improwizacja, tak do końca…
Władek: Tak,
bardzo dobrze, że poruszyłeś ten temat…, O co chodzi… Wiadomo, że "jammy" to
się gra, to jest
improwizacja duża, szaleje ktoś tam przez 10 minut czy 15, popisuje się, jakie
możliwości ma, ale nie
wiem czy można to było nazwać improwizacją, bo przecież konkrety harmoniczne
tam graliśmy.
Naprawdę, to tak wychodzi jakby w chałupie było przygotowane. Czasami się mnie
ludzie pytają; Czy
Pan się czasami nie przygotował do tego koncertu w Otwocku, co pan grał… Do
ostatniej chwili nie
wiedziałem człowieku, co ja będę tam grał… Bo ja widziałem mury, na mnie
działa światło, kolory,
atmosfera działa… Jak zagrałem na próbie, żeby dźwięk ogarnąć, zbadać – Deep
Purple "Dziecko w
czasie", to do mnie ten organista zawodowy, co tam był mówi: Ty to będziesz grał?. Nie… ja tego nie będę
grał, tylko próbę robię. Oni myśleli, że ja będę "Dziecko w czasie" grał: (tu Władek wokalizuje
znany szlagier) a ja próbę robię, ja gram inne rzeczy… Ale… Do ostatniej
chwili nie wiem…
Mariusz: To
jest wszechstronność….
Władek: Jak
gram koncerty, często do ostatniej chwili nie wiem, co będę grał. Czasami
ludzie myślą, że ja głupków z
ludzi robię. A tak naprawdę, jak widzę, że atmosfera inna na Sali jest to i
mózg się przestawia,
normalnie repertuar się zmienia, co innego się chce robić, wiesz…
Damian: Jest
ta chemia?
Władek: Tak,
tak… tak jak Kukiz kiedyś powiedział, że energia idzie od ludzi do niego, ja
się z tym całkowicie
zgadzam, bo publika podbudowuje artystę, a artysta jeszcze bardziej się
podbudowuje i to się taka
dzieje.
Mariusz:
Interakcja…
Władek;
Wiecie, jak to się czasem dopasują dwa obwody o tej samej częstotliwości, jak
ja kiedyś Steve Schroyderowi powiedziałem: Ty masz każdy klawisz pomalowany na
inny kolor, jesteś lepszy ode mnie, bo
pracujesz na częstotliwości 44.8, a ja na 48,6. Dlaczego? Bo ja mam tylko na
jeden kolor pomalowane
klawisze.
Damian:
Jeszcze chciałbym do Przemka Rudzia wrócić, bo nagraliście jedną ciekawą płytę…
I Przemek jest cały
czas pozytywnie nastawiony do tego i mówi, że jakby taka była kiedyś okazja, to
może by ten temat
pociągnąć dalej… Zresztą, widzę, że jesteś otwarty na innych muzyków…
Władek: Ja
ci powiem: każda osobowość indywidualna, która ma coś do powiedzenia, to jest
mile widziana.
Najgorzej jak ktoś nie ma (nic) do powiedzenia, ale co będziemy o Tym mówić.
Mówimy o ludziach,
którzy mają otwartą głowę i nie są zahamowani w niczym... W niczym nie są
zahamowani… Nie dyktuje
im RFM-FM co mają grać (ogólny śmiech). Bo może być za klika lat, że mnie tam umieszczą, że ja
słucham ich… To wtedy będzie bardzo ciężko... To trzeba już prawnika załatwiać,
już trzeba go przygotowywać...
Damian: To
się wytnie :)
Władek: Nie,
niech to leci w eter, ja się tego nie (boję)...
Damian: I
oto w tym chodzi, to nie ma być sztampowe: Dziennikarz przychodzi i pyta:
Mariusz:
Czym Pan się inspiruje?
Damian: A
ptaszki ćwierkają (ogólny śmiech)
Damian: Czy
wyobrażasz sobie w życiu robić coś innego? Nie masz pasji stolarza?
Władek:
Nie… Wiesz, jaką mam pasję? Przebudować tą
prymitywną cywilizację i skończyć z całym tym globalizmem, gdzie mamona
jest bogiem. Ale to jest bardzo
ciężki temat. Najlepiej się od tego odizolować, a mieć swoje poglądy… Kiedyś
telefon dostałem
stacjonarny, i jakiś człowiek mówi tak: Proszę Pana, my sprzedajemy broszurki
broni itd.
Ja na to: Wie Pan, ja Panu
coś powiem… Pan się pomylił. Bo u nas jest rok 23386, dni mamy 781, i doba trwa
187 godzin. To
nie ta planeta!
Gość delikatnie – Dziękuję, przepraszam...
Mariusz:
Władku – zupełnie inną bajkę poruszę. To mnie zawsze intrygowało. Żaden z
dziennikarzy specjalnie
nie drążył tego tematu. Jak to było z początku? Etap szkoły, technikum na przykład.
Jak to się
zaczynało…, Czyli czego słuchałeś?
Władek: Od
razu mówię: Mając 14 lat, wiadomo, już w Anglii to się zaczęło, rok 1962,…
Mariusz:
Luxemburg?
Władek: Tak.
Luxembrurg. Pamiętam takie czeskie radio lampowe Tesla, czarne, w taboreciku okrągłym
stało. I pamiętam jak parę razy spadło z tymi lampami… Ja słuchałem do godziny
4 Luxemburga
zawsze.. Zawsze…. Do szkoły wtedy chodziłem zmęczony, spałem i słuchałem tego Luxemburga i
wiedziałem, co tam się dzieje… Beatlesi, Procol Harum… "Bielszy odcień bieli"…
Jak pierwszy raz
to usłyszałem to łzy mi leciały….
Mariusz: Do
tej pory to kultowy kawałek…
Władek: Tak,
tak. I powiedziałem, że muszę mieć te organy Hammonda, muszę mieć... Ale nie
miałem… Wiecie, co zrobiłem
żeby go zastąpić? Odkurzacz podłączałem do
czeskiej harmonijki ustnej, bo tam trzeba było dmuchać przez ustnik i grałem na
tym. No… brzmienie harmonijki ustnej to nie jest Hammond, ale tak próbowałem
grać... Ale wtedy
jeszcze nic nie miałem własnego, tylko na fortepianie grałem klasycznie. Ale grałem
na rytmicznej
gitarze, ale fortepianu akustycznego nigdy nie było dobrze słychać, bo ja
miałem całe ręce we krwi, bo
ja robiłem glissanda aż krew leciała…Bardzo energicznie, szybko człowiek
grał, i chciał być słyszany w
kapeli, bigbitowej, ale nie dało się, bo nie było jeszcze techniki takiej, aby
nagłośnić fortepian. Jakiś mikrofon miałem
piezoelektryczny malutki, który miał straszne pasmo do przenoszenia i
potem na gitarze rytmicznej
grałem, chciałem nawet grać solówki na gitarze, ale zrezygnowałem, bo tak wtedy pomyślałem:
nie, nie nadaję się do tego, skupię się na klawiszach… Ale na rytmicznej
gitarze mogłem grac w
kapeli….
Mariusz:
Exodus, Exodus… Jak to było z Exodusem? Pierwsza płyta… Czym właściwie się inspirowaliście,
bo wtedy nie było tego za dużo?
Władek: Jak
w klubach graliśmy, to Puczyński zawsze woził magnetofon i słuchaliśmy
pierwszej twórczości
Queen – oni inaczej wtedy grali…
Mariusz:
Pierwszy to był taki okres metalowy, hard-rockowy przepraszam…
Władek: Tak,
słuchaliśmy wtedy Yesów, ELP, King Crimson, jeszcze Moody Blues, ojej to jest
kopalnia…. Na stronie
internetowej to jest tego masa powypisywana. Z tego, co ja znałem i słuchałem.
Była taka kapela
brytyjska, która specjalizowała się w coverach. Bardzo ładnie im te covery wychodziły.
Ona się specjalizowała
w identycznym odtworzeniu tego, co ktoś zrobił. To jest moim naprawę wielka
sztuka – odtworzyć
Beach Boysów przebój „Vibratiions” – tak jak oryginał! Ten zespól nazywał się
Barron Knights. To byli
mistrzowie, nie znam drugiej takiej
grupy, co tak podrabiała dobrze w owym czasie kapele wtedy popularne.
Mariusz: Ale
w Exodusie to te płyty były do siebie stylistycznie podobne, to był taki rock
progresywny w
słowiańskim ujęciu.. To nie było a’la Genesis, tam była słowiańskość w tej
muzyce. A wy byliście bardzo
oryginalni, w pewnym sensie jak na muzykę młodej generacji, pamiętajmy, że coś
takiego było…
Władek:
Było, było, kilka kapel na początku do tego należało… Tam były…
Mariusz:
Tak, i tam były: BANK…
Władek: Mech, Kombi, Krzak
Mariusz:
Cytrus, nie wiem czy pamiętasz.. Laboratorium, Ogród Wyobraźni, nie wiem czy
pamiętasz?
Władek: Tak,
tak, pamiętam.. Ełk..
Mariusz:
RSC…
Władek: Jak
ja odszedłem z Exodusu, dwóch z Ogrodu Wyobraźni zasiliło go.
Mariusz: To
są zupełnie zapomniane historie, jednak wiem, że Piotr Kosiński w swojej
audycji "Noc Muzycznych
Pejzaży", przypomina takie płyty, rarytasy…
Władek. No…
Ogród Wyobraźni to Metalmind wydał, taśmę jakąś mieli i wydali… Pomimo iż
dwóch nie żyje z
tej kapeli, ćpanie narkotyków itd.było…
Damian:
Miałeś jakieś propozycje wskrzeszenia tego…
Władek: Ja
Ci powiem – miałem dwie osoby zaprzyjaźnione, które chciały na tym zrobić jakiś
tam interes. Może nie
interes, tylko może….
Damian: Na
bazie sentymentu?
Władek:
Tak… Ale i tak muszę wznowić to.. Byłem nawet u Puczyńskiego w tamtej sprawie,
przy okazji też z
nim porozmawiałem o tych tematach. Andrzej dał zgodę na to, ale jeśli chodzi o
grę Wojtka i
Andrzeja, to nie są zainteresowani tym żeby grać. Mają swoje firmy itd. Jak tam
jakieś nagranie 4
minutowe, to chętnie mogą tam sobie zagrać…
Damian: Ale
do całej płyty, to trzeba się zebrać, posiedzieć…
Władek:
Zebrać.. A po drugie, musi być menadżer. My mieliśmy menadżera, jaki był, taki
byl i przekręt później wymyślił zrobił, pod
koniec... Ale kilka lat się pracowało, i on siedział nad tym, telefony
wykonywał… Nie wyobrażam
sobie, aby pięciu ludzi utrzymać, jak menadżera się nie ma…. Bo jak sam to sam,
ja sobie dobiorę
muzyków, perkusistę i ładnie jest. Bo człowiek nad tym panuje. A jak 5 ludzi,
wokalista i wszystko, to
wiesz… To naprawdę musi być menadżer, który robi trasę itd. Były przymiarki, ale ja
powiedziałem – Nie będzie człowieka poważnego do tego – chodzi o menedżerkę,
organizację, to się za to
w ogóle nie biorę… Chociaż sporo ludzi chce, aby się to wznowiło…
Damian: Bo
Exodus to już jest jakaś legenda....
Władek; I
tak by się nowe rzeczy tworzyło. Z i innymi muzykami nie ma problemu. Tylko
muzykom trzeba byt
zabezpieczyć… Start by był dobry. Co innego jakbyśmy od początku zaczynali,
ale Exodus istniał 8
lat. Tylko wskrzeszenie i robienie nowych rzeczy. O to chodzi… Jest łatwiej,
łatwiej się startuje, niż ludziom,
którzy nic nie robili i od początku debiutują… Ale jak jest, tak jest, ja nie
będę czekał, robię swoje.
Zawsze przypominam Exodus w swoich koncertach. Ostatnio na początku daję im..
taką historyjką 10
minutową.
Damian:
Wspominałeś King Crimson. Ja pamiętam koncert w Kwidzynie, parę lat temu, i tam
te wstawki
Crimsonowe też były… Takie bardzo ostre..
Damian: Ja
słyszałem na własne uszy…
Władek: Tak,
tak… z dziesięć minut to trwa…
Mariusz: Czy
to jest rzeczywiście improwizacja totalna?
Władek; Nie,
nie… Na YouTube jak są pokazane okładki, to końcowa faza Epitafium jest
umieszczona z solówką na Nordzie
Mariusz:
Chciałbym to w całości usłyszeć…
Władek: A….
W całości to na koncercie.
Mariusz: A propos King Crimson… Wyobrażasz sobie
Damian, wersję „schizofrenika”...
Damian: W
wykonaniu Władka (tu wybełkotałem jakiś zamiennik, ale wiedzieliśmy o co chodzi)?. Jak najbardziej….
Władek: Ja
mam nagranie zawodowe.. Ja na pewno to znam…
Mariusz: Ale
na klawiszach jakby to wyglądało….
Władek.. No
wiesz.. Ale ja używam własnego języka.
Damian:
Trzeba żyć pasją…
Władek: Pieniądze
też są ważne, ale powiem Wam szczerze, mnie nic nie interesuje, mnie interesują narzędzia
żeby były dobre, które w szybkim tempie zrobią dużo, i żeby tu, w głowie było
dużo. To jest dla mnie
najważniejsze, a to czy ja będę miał samochód za 270 dolarów czy za 100 tysięcy funtów, mnie
to w ogóle nie interesuje. Ale lubię jeździć takimi samochodami, przyjaciel z
Łodzi, taki prowadzi…
Damian:
Wczorajszy „Robofest” był bardzo potrzebny do integracji ludzi….
Władek: Tak,
tak, dobrze mówisz…
Mariusz:
Muzyków i ludzi… Takich jak my. Pasjonaci się zebrali, nieprawdopodobne
iskrzenie
nastąpiło.
Tego nie ma…
Damian: Bo
nie ma tylu ludzi, którzy by chcieli się bawić w organizowanie tego…
Władek: Tak,
tak…
Mariusz: Ale
łączy nas nieprawdopodobna sprawa, taki kod, magiczny kod, który rozumiany jest
tylko między nami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)