sobota, 21 stycznia 2017

Mike Oldfield - Return to Ommadawn


 
  O płytach zawierających rozbudowane kompozycje w wykonaniu Mike Oldfielda trudno mi pisać obiektywnie. Najnowsza jego pozycja "Return to Ommadawn" działa pozytywnie, uzdrawiająco na uszy. Ot, taki akustyczny posterisan. Niespecjalnie przeszkadza mi fakt, że to produkt całkowicie wtórny. Siła tej muzyki polega na umiejętnym wyzwalaniu korzystnych emocji, a takowych na "Return..." nie brakuje. Ekspresja najbardziej pomysłowego gitarzysty wszech czasów powinna usatysfakcjonować większość fanów jego brzmień.  Być może powodem tego jest smutne spostrzeżenie, że naśladowców tego typu grana wybiło się na światowej arenie niewielu. Stąd ciągły niedosyt podobnych rozwiązań harmonicznych, melodii i rytmów. Mike nowszą wersję "Ommadawn" rozgrywa podobnie jak starą. Nie ma ona niestety takiego ognia, jak pierwowzór. W końcu muzyk jest starszym, bardziej dojrzałym człowiekiem, ma obecnie 64 lata. Za to płyta jest dopieszczona w zarówno w głównym wątku jak i w detalach, koncepcyjnie oraz warsztatowo. Łagodniejszy, melodyjny Mike proponuje więc słuchaczom większą dawkę relaksacji. Specyficzne brzmienia organów Hammonda, melotronu, spiętrzenia kilku gitar czy bębny, to wszystko wraca w nowym miksie. Końcówka pierwszej części brzmi może deko rachitycznie względem pierwowzoru, jednak może również wzruszać. Part II pełna jest akustycznych gitar, fletów, Glockenspiel. Co ciekawe, partie wokalne pochodzą ze starego pierwowzoru. Podsumowując -"Return to Ommadawn" otrzymuje u mnie w skali 1-5  mocne 4.