wtorek, 21 lutego 2017

Half Light - Półmrok

 


 
  Podczas gdy zespól Half Light promuje swój najnowszy album "Elektrowstrząsy", trochę przekornie wracam do ich płyty z 2014 roku pt. "Półmrok". Okładka tego wydawnictwa trafnie odzwierciedla refleksyjny charakter nagranych piosenek. Są one próbą określenia rzeczywistości z pewnego dystansu, zapisem stanów emocjonalnych, po prostu - opisaniem życia w różnych jego przejawach. Przede wszystkim zaś, wyrazem pasji jaką jest komponowanie i granie muzyki. A ta, definiowana jako electro-rock, skierowana jest do szerokiego kręgu słuchaczy. Może powtórzę znany truizm, ale od zawsze ludzie najchętniej słuchali właśnie piosenek. I tu panowie z Półmroku wychodzą (niejako na światło dzienne) naprzeciw takiemu zapotrzebowaniu. Proponują inteligentne teksty, śpiewane z nienaganną dykcją przez Krzysztofa Janiszewskiego, oprawione znakomicie zmiksowaną i soczyście brzmiącą muzyką. Cały urok gry na syntezatorach Piotra Skrzypczyka i Krzysztofa  Marciniaka na gitarze polega na intuicyjnym, wzajemnym uzupełnianiu się. Podczas gdy Cristobal czaruje słuchaczy, a może bardziej słuchaczki, czystym, w pełni zrozumiałym głosem, twórcy akompaniamentu zadbali o skuteczną, nowoczesną aranżację. Zresztą muzycy nigdy nie ukrywali swoich fascynacji, chociażby dyskografią zespołu Depeche Mode. Wiedzą co chcą przekazać i umieją to zrobić. Widać to na ich stronie internetowej,  w teledyskach. Więc chociaż nie jestem wielkim fanem piosenek i wolę ekspresję instrumentów, nie sposób zamknąć mi uszy na profesjonalne dokonania tria z Torunia.
strona zespołu 
zapowiedź płyty

niedziela, 12 lutego 2017

Tadeusz Grabowski - Światy niemożliwe

 

 
     W 2014 roku w Śląskim Planetarium premierę miał nowy spektakl pt. "Światy niemożliwe". Na stronach internetowych południowej Polski można do dziś przeczytać o autorach tego projektu i ich szlachetnym celu. Mnie jako melomana, zainteresował fakt, że autorem muzyki jest Tadeusz Grabowski, twórca pięknego albumu "Granica Snu". Jakiś czas później, dostałem od śląskiego artysty egzemplarz "Światów niemożliwych". Zafascynowany podówczas poszukiwaniem brzmień awangardowych, przesłuchałem płytę ze dwa razy i uznałem że nie mieści się ona w moim spektrum zainteresowań. Jest zbyt tradycyjna, pomyślałem i... odłożyłem ją na półkę.  W końcu postanowiłem na chwilę odetchnąć od niuansów syntezy i wrócić do świata harmonii. Płyta Tadeusza trafiła do odtwarzacza na dłużej.
   "Światy niemożliwe" to album koncepcyjny, ilustracyjny i jako taki dostosowany był pierwotnie do wizualnego przekazu. Można go jednak słuchać jako samodzielnej całości. Spięty klamrą utworów nawiązujących do misji Apollo, w pozostałych daje słuchaczowi większą swobodę interpretacji dźwiękowych zdarzeń. Oprócz wszechobecnych sampli, płyta wydaje się być zdominowana przez chóry ludzkich głosów. W końcu krtań nie bez przyczyny przez wielu uważana jest za najpiękniejszy instrument. Mamy tu więc stylizacje średniowieczne, orientalne, szamańskie i Tadeuszowi tylko wiadomo jakie jeszcze. W nagraniach brało udział prawie dwudziestu wykonawców, w tym prawdopodobnie większość chórzystów i wokalistka Claudia Grabowska, siostrzenica kompozytora, która śpiewa poprawną angielszczyzną. Więc oprócz elektroniki i chorałów, na płycie znajduje się trochę strawnego popu. Zapraszam na stronę artysty, gdzie można posłuchać fragmentów jego muzyki i kupić płytę.
Strona Tadeusza Grabowskiego
Apollo - muzyka z seansu "Światy niemożliwe" 

     Udało mi się sprowokować autora do ciekawych refleksji które pozwolił mi opublikować:

 "Z racji mojego wieku, instrumenty elektroniczne mnie niesamowicie fascynowały na początku lat 80., i śledziłem wszystkie nowości, analizowałem możliwości - wiadomo, że wtedy niewielu na nie było stać. Z biegiem czasu, nastąpił jednak regres brzmienia. Wyczerpały się możliwości koncepcyjne w instrumentach analogowych, później analogowo-cyfrowych. Producenci jedynie zdwajali głosy, dodawali reverb bądź delay, ale brzmienia źródłowe się nie zmieniały. Dlatego na początku lat 90. zainteresowałem się samplerami Kurzweil, AKAI, które oferowały nowa paletę brzmień. Kolejnym rozwinięciem stały się doskonałe brzmienia orkiestry klasycznej, do których mamy obecnie dostęp dzięki samplerom. Choć i ten rodzaj brzmienia się obecnie wyczerpuje.
Stąd wzięły się moje zmiany podejścia do muzyki elektronicznej, który Pan nazwał "zbyt tradycyjne", a one po prostu stanowią kolejne poszukiwania w tym oceanie dźwięków, który wbrew pozorom ma ograniczenia koncepcyjne (piła, trójkąt, prostokąt). Niestety, nowe instrumenty poza licznymi ułatwieniami, w sensie brzmieniowym niczego nowego nie wnoszą. Dlatego proszę mi wybaczyć moje stanowisko - ja robię muzykę elektroniczną, która może być odbierana jako tradycyjna, a ja jestem już krok dalej w poszukiwaniach".
Tadeusz Grabowski.


Tydzień temu odbyła się kolejna premiera w Planetarium Śląskim pod tytułem "Wokół księżyca", w której została wykorzystana muzyka Tadeusza Grabowskiego. Płyta ma się ukazać jeszcze w tym roku.

sobota, 11 lutego 2017

Władysław Komendarek





   
    W 1984 roku rozpadł się zespół Exodus. Wtedy chyba nikt nie przypuszczał, że jego klawiszowiec Władysław Komendarek stanie się żywą legendą polskiej muzyki rozrywkowej i rozpocznie znaczącą karierę. Nie mam tu myśli finansowych profitów, czy czołowych miejsc na listach przebojów. Chodzi mi bardziej o uznanie ze strony ludzi otwartych na ciekawą muzykę, czy zasłużone miejsce w narodowej kulturze. W 1985 roku ukazuje się debiutancka kaseta z solowymi nagraniami Władka, za jej tytuł posłużyło imię i nazwisko autora. Po latach, w 2014 roku, staraniami wytwórni GAD Records i jej szefa Michała Wilczyńskiego, zapis z kasety doczekał się reedycji kompaktowej. W środku cztery dodatkowe utwory i bogato ilustrowana książeczka. W niej, prócz fotografii autorstwa Władka, w wyborze Agnieszki Wilczyńskiej, wiele ciekawych szczegółów z życia artysty i wydarzeń towarzyszących powstawaniu muzyki. Ta zaś została pięknie zremasterowana przez  team z New Sun.
  Co można powiedzieć o pierwszych nagraniach Komendarka? W większości zrealizowane zostały przy pomocy osprzętu firmy Roland, co znacząco wpłynęło na końcowe brzmienie. Syntezatory Rolanda grają według mnie twardo i jeden Korg w zestawie nie zdołał zmiękczyć całości. Ale z drugiej strony, wczesny Komendarek grał melodyjnie i romantycznie, więc powstała z tego ciekawa wypadkowa. Szczególnie charakterystycznie brzmią podkłady perkusyjne, będące wynikiem eksperymentów Władka z rytmiką - chyba jego najlepszy znak rozpoznawczy w tamtych latach. W krótkich kompozycjach umiejętnie buduje nastrój i eksploatuje na przemian wątki dynamiczne jak i sentymentalne.  Można na chwilę się rozmarzyć. Muzyka która się nie zestarzała, dalej czeka na swoich nowych odkrywców. Polecam!
GAD Records 

środa, 8 lutego 2017

Mikołaj Hertel - Słowiański odcień




  W zapisie encyklopedycznym polskiej edycji Wikipedii określono muzykę Mikołaja Hertla jako prostą i romantyczną. Te lapidarne podsumowanie jest być może trafne, jednak trochę dla kompozytora krzywdzące. Mikołaj Hertel mający gruntowne wykształcenie muzyczne i talent do komponowania urokliwych melodii zdecydowanie zasługuje na szerszy komentarz. Właśnie przypominam sobie jego piękną płytę "Słowiański odcień", w której gościnnie bierze udział jego córka Zosia. Kobieta obdarzona przez Stwórcę nie tylko miłą, atrakcyjną powierzchownością, ale także ciekawym głosem. Rodzinny duet w znakomitej kondycji proponuje zestaw dziesięciu krótkich utworów. Autor mający w dorobku nagrania z legendami popu lat 70. i 80., w dalszym ciągu udowadnia że nie marnuje swojego daru układania dźwięków w zgrabne, piękne miniatury. A że czyni to przy pomocy syntezatorów, tym bardziej zyskuje moje uznanie. Podczas słuchania tych kompozycji przychodzą mi na myśl określenia typu: lekkość, polot, fantazja, subtelność, harmonia. Zosia jak zawsze śpiewa bardzo swobodnie i wyraźnie. Co do treści jej piosenek o miłości napisanych przez Grażynę Orlińską i Wojciecha Młynarskiego - cóż, niejeden mężczyzna chciałby usłyszeć tak miłe słowa od swojej żony. Kojące dźwięki dla każdych uszu zmęczonych hałasem dnia.


niedziela, 5 lutego 2017

DigitalSimplyWorld - Reality Blurred


  Żyjemy w ciekawych czasach. Co prawda, ten truizm powtarzany po wielekroć może traci swoją moc, ale w przypadku interesującej muzyki ciągle ma sens. Za frapujące uważam dokonania DSW. Może nie zawsze są w jakiś sposób odkrywcze, za to zawsze budują klimat. Skutkuje to też pewną interakcją. W ciągu kilku lat, Jarek odpowiedzialny za projekty sygnowane literami  DSW pozyskał wielu fanów. Pomagają mu w realizacji nowych płyt dostarczając inspirujących zdjęć, projektując okładki, motywując muzyka do twórczych wysiłków. W końcu docenili jego nagrania przedstawiciele prestiżowych dla gatunku stacji radiowych, DSW dał też kilka znaczących koncertów, obok największych gwiazd muzyki elektronicznej. Jest to jakaś forma satysfakcji dla autora grającego bądź co bądź, muzykę ambitną, będącą na przeciwległym biegunie do ckliwego popowego mainstreamu.
  Dziś skupiłem swoją uwagę na zapisie z 2013 roku pt. "Reality Blurred". Być może w zasobach prawie czterdziestu albumów jakie Jarek umieścił na swoim bandcampie w oczy się nie rzuca i nie każdy meloman ją przesłuchał. Podczas gdy autor intensywnie promuje nowe dzieła, napiszę kilka słów o "zamazanej rzeczywistości". Przede wszystkim, bliska mi jest idea jaka towarzyszy tej muzyce. Autor zaprasza do odsłuchu ludzi o "wrażliwości innego rodzaju". Słuchaczy celebrujących dźwiękowe detale wydobywane z ciszy, ceniących budowany przez muzykę nastrój, dających się ponieść rozmytym dźwiękom w tylko im znany świat podpowiadany przez ich wyobraźnię. DSW używa palety technik dobrze znanych w środowisku miłośników ambientu. Są to wielokrotne powtórzenia pewnych stałych fraz, długie mroczne pady, efekty industrialne i z pewnością autorskie sample. Nie ma tu gwałtownych zwrotów akcji, dynamicznych sekwencji. Choć DSW często eksperymentuje z nowymi rzeczami, te utwory są bardzo tradycyjne w swoim rodzaju i jeżeli drogi czytelniku szukasz minimalistycznej relaksacji, to Reality Blurred na pewno spełni twoje oczekiwania.
Link do albumu/reality-blurred

Electronic Revival - Minus Plus


   Ten blog którego ambicją jest prezentacja szeroko rozumianej muzyki elektronicznej, byłby niepełny, gdybym pominął działalność polskiego zespołu Electronic Revival. Tym bardziej, że wkracza on w drugą dekadę swojego istnienia. Obecnie jego trzon stanowią Marcin Chmara i Marcin Grzella, a współpracują z nimi gitarzysta Tomasz Florek i trębacz Janusz Stolarski. Artyści wydali do tej pory cztery wspólne płyty, ale ich indywidualna działalność w branży ma swoją dłuższą historię. O tej szczegółowo przeczytać można na profesjonalnie zrobionej stronie: electronic-revival. "Minus Plus" jest trzecim albumem grupy, wydanym w 2012 roku. Zarejestrowane na nim dziesięć utworów daje dość wyraźny wgląd w to, co ci muzycy mają słuchaczom do zaproponowania. To zazwyczaj optymistyczna, dynamiczna muzyka, okraszona zgrabnymi gitarowymi solówkami, pełna różnych ozdobników. Specyficzna mieszanka muzyki elektronicznej, rocka i popu. Egzotyczne sample i orientalne rytmy, ostre gitarowe riffy i nostalgiczne brzmienia trąbki, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dość szerokie spektrum klimatów spiętych w kilkuminutowe ramy czasowe. Ta twórcza dyscyplina i sprawność robi pozytywne wrażenie. A muzyka nadaje się zarówno do jazdy samochodem, gry w brydża, czy romantycznej kolacji. Marcin Chmara jest też znany jako współorganizator i jeden z filarów koncertów muzyki elektronicznej  "The Day of Electronic Music Cekcyn", "Cekcyn Electronic Music Festival". Wydarzeń mających niepowtarzalną atmosferę, na których też  można posłuchać zespołu  Electronic Revival.
Muzyka zespołu:

sobota, 4 lutego 2017

Rezerwacja na łyk powietrza


 
   Jak ten czas szybko płynie! Trzymam w ręku okładkę 10 płyty zaprojektowanej i nagranej przez Andrzeja Mierzyńskiego. Od pewnego czasu ten olsztyński kompozytor wydaje nowe projekty z żoną Elżbietą jako duet "Andymian". Najnowszy krążek pod tytułem "Rezerwacja na łyk powietrza" jest jak poprzednie, dopieszczony w każdym calu. Ale o tym za chwilę. Nie byłoby tej muzyki, gdyby nie synergia wielu osób. Na okładce wspomniano o współudziale naszych rodaków z Polskiego Radia Chicago i zdjęciach nadesłanych przez mieszkających w USA Polaków. Projekt pod nazwą "Bilet Olsztyn - Chicago" miał swoją publiczną premierę w 2014 roku w Olsztyńskim Planetarium. Te dość niezwykłe otoczenie na pewno odpowiednio nastroiło do odbioru słuchaczy. Materiał nagrany na płycie, konsumowany w domowym zaciszu, również broni się doskonale. Na pewno wpływ ma na to nie tylko inwencja artystów, ale też precyzyjny miks i mastering, również autorstwa Andrzeja. Pewne niuanse dostrzega się dopiero przy kilkukrotnym odsłuchaniu. Wtedy to całość nabiera blasku i pozwala rozkoszować się cyfrową jakością zapisu. Łatwo zauważyć, że zawartość CD to pewnego rodzaju koncept-album. Początek (ciekawe sample), rozwinięcie tematu, dużo piosenek i swoista coda. Pewną ciekawostkę stanowi fakt, że prócz sampli, kompozytor nie używał żadnych syntezatorów wirtualnych, wszystko gra "z ręki". Wspomnieć należy też o części wokalnej Eli i tekstach jej autorstwa. Chyba już nie raz pisałem, że Elżbieta Mierzyńska po prostu lubi śpiewać i to słychać, a jej mąż ma talent do tworzenia melodii, więc dobrze się uzupełniają. Piosenki są czasami zabawne (Śpiewam po polsku, bo to szeleści nic nie rozumiesz, a mnie to cieszy), pokazują w poetycki sposób rzeczywistość (Nie stracę głowy dla diabła w kinie), czy też wyrażają autoironię (Łyżkami jeść będę do syta moje słodkie kalorie). Ciekawe, prawda? Skoro autorka zapewnia "Mam rezerwację na łyk powietrza, jestem jak wszyscy na chwilę jedną" poświęćmy tych chwil więcej, aby odpocząć przy tej przemyślanej, a zarazem subtelnej muzyce.