poniedziałek, 28 kwietnia 2014

DigitalSimplyWorld - Cosmic Ocean First Contact

  

 
   Fabryka kolegi Jarka ze swoich wnętrzności wyemitowała w przestrzeń kolejny muzyczny produkt pt.: DigitalSimplyWorld - "Cosmic Ocean First Contact". Cóż można powiedzieć o tym projekcie?  Bydgoski kompozytor dostarcza swoim fanom muzykę raczej przewidywalną. Taki jest zresztą ambient: umowne klimaty, proste bity i dużo, dużo mroku. Chociaż początek płyty jest wyraźnie pompatyczny,  i pewnie stanowi odzwierciedlenie fascynacji DSW muzyką Vangelisa. Powiem szczerze, że tego typu propozycje nie wzbudzają we mnie od jakiegoś czasu większych emocji. Tej muzyce wyraźnie brak duszy, głębszych emocji.  Wiem że to jest celowe, i taka maniera, że można przypisać temu zgrabną filozofię (jej próbki można przeczytać na bandcampie gdzie dostępny jest omawiany materiał)...  Projekcja zimna niczym mentalność terminatora.  A kto by chciał leżeć koło stalowego cyborga? Hi Hi... No cóż, jednak każda potwora znajdzie swojego amatora, więc o zainteresowanie swoją muzyką, Jarek może być spokojny. Oceny są subiektywne. Zaznaczyć też trzeba, że sprawność rzemieślnicza: umiejętność klejenia dźwięków, miksowanie i wyczucie przestrzeni jest na poziomie profesjonalnym. Program Ableton, którego używa DSW, widocznie dodaje autorowi mocy do realizacji swoich dark vision.
PS: Ostatnio wysłałem demo mojego nowego utworu Jarkowi do oceny, stwierdził: "Spróbuj zagrać coś wesołego".  Ha, ha... No, Kosmiczny Ocean, też trudno zatańczyć.
  

środa, 16 kwietnia 2014

Cosmic Ground




  Dirk Jan Müller na co dzień jest klawiszowcem zespołu Electric Orange. Na bandcampie obiecuje ucztę dla miłośników psychodelicznej muzyki elektronicznej z lat 70. Projekt ma tytuł  "Cosmic Ground". Rzeczywiście. Wprawne ucho od razu pozna inspiracje Phaedrą, czy Rubyconem zespołu Edgara Froese. Jednak krzywdzące dla artysty byłoby twierdzenie, że jego propozycje to są kopie, czy klony powyższych tytułów, szczególnie mam na myśli utwory 3 i 4. Z ciekawostek jakie podaje autor na tej stronie, wymienić można hasło "No MIDI necessary" - miało on być pewnie magnesem dla sporej grupy fanów analogowych, soczystych brzmień. Dirk ujawnia też nazwy ponad 20 instrumentów jakimi dysponuje i tę ich moc wyraźnie słychać ;). A spis jest imponujący. Rozpoczynający album utwór" Legacy"  zawiera na początku wiele mroczności, które ustępują modulowanym basowym przebiegom. Rozpędzona maszyneria rozwija się coraz bardziej, aż do swojego spełnienia. Przydałoby się jeszcze jakieś bardziej wyrafinowane zakończanie tego 14 minutowego motywu... Kolejny pomysł to "Deadlock"  gdzie również po kilku minutach barw pełnych grozy, słuchacz dostaje solidną dawkę muzyki zapętlonej w dolnych rejestrach.. Po półgodzinnej porcji dynamicznych eskalacji i ciekawie budowanego napięcia, kolejne dwie kompozycje przynoszą więcej ukojenia.  Najdłuższy utwór, 33 minutowy "Ground" - wydaje się być dość oryginalny. Autor urozmaicił wstęp i resztę kompozycji, dodając muzyce więcej ekspresji, ale  jednocześnie zachowując towarzyszący całości klimat niepokoju, tajemnicy. I tu nie brak dźwięków pędzących niczym stado koni po łące i różnorodnych modulacji. Ale to słychać głównie na początku. Później, oprócz basowych orgii, jest okazja do przeżywania bardziej skomplikowanych emocji i ciekawszych dźwiękowych zdarzeń. Kontemplacyjna muzyka pobudzająca wyobraźnię. Podobnie jak ostatni "The Plague" gdzie ładnie gra melotron, pełna smutku urzeka swoją finezją.