poniedziałek, 30 lipca 2012

Klaus Schulze - La Presence D'esprit (Concert 1975)


 Był taki czas, że myślałem iż Klaus Schulze już niczym mnie nie zaskoczy. Znałem dość dobrze jego dyskografię i piękny rozdział  twórczości z połowy lat 70. uznałem za zamknięty. Ale życie przynosi miłe niespodzianki. W roku 1993 nakładem  labelu Musique Intemporelle ukazuje się 10 płytowy box Silver Edition. W tym zestawie, na płycie nr 9 pt. "Life In Extasy",  umieszczono stary, podobno koncertowy (bo publiczności nie słychać) utwór "La Presence D'esprit". Choć trwa tylko 17 minut przyznaję, że swoim pięknem uderzył mnie w środek serca. Wybaczcie te podniosłe wyznanie i pełne egzaltacji słowa, ale faktycznie tak się stało. Jeżeli prawdą jest twierdzenie, że muzyczny zestaw znaków, przez swoją niepowtarzalność nabiera cech rozpoznawalnej osobliwości, to omawiany fragment jest na to świetnym  dowodem.  Od kiedy bawię się wirtualnym modelem Minimooga wiem, że z technicznego punktu widzenia nie ma tym żadnej magii (i bardzo dobrze).  Łatwo wyobrazić mi sobie, jak podczas kreacji muzyki Klaus Schulze  modeluje strukturę dźwięków poprzez kręcenie gałkami oscylatorów, zmienia ich zakres i częstotliwość. Na starych syntezatorach z lat 70. nie było opcji zapisu ustawień potencjometrów, jak jest to teraz możliwe w wirtualnych modelach, więc umiejętne granie wymagało znajomości instrumentu i uruchomienia pokładów intuicji. Nie to jest jednak najważniejsze. Istotą sprawy jest fakt, że  37 lat temu znalazł się człowiek, który w taki, a nie inny sposób skomponował muzykę, która swoją siłą oddziaływania zachowała do dziś. "La Presence D'esprit"  (przytomność umysłu, prezencja ducha) oprócz ciekawego tytułu nad którego znaczeniem można by długo dyskutować, posiada też inne zalety. Eksploatuje pomysł  użycia jednej, długiej, modulowanej sekwencji, która poddawana jest nieustannym zmianom. Gna przed siebie w szalonym tempie. (Czy wyobraża ona nerw, puls życia, można tylko spekulować).  Oczywiście, towarzyszą temu dodatkowe efekty, tak lubiane przez fanów starej niemieckiej muzyki elektronicznej, jak świsty, szumy,  pogłosy, stereofoniczne efekty cyfrowego deszczu, itp. Wyjątkowo mało tu tradycyjnych solówek w których Klaus lubił się zatracać i... specjalnie za nimi nie tęsknię. Dynamiczna kompozycja przypominająca jazdę rollercoasterem, dobiega kresu, więc po wielu uniesieniach i harmonicznych afektacjach czas ukończyć tę niezwykłą podróż. Była trochę krótka... może znów włączę przycisk play? (smile). Omawiana dziś suita wznowiona została ostatnio w zestawie "La Vie Electronique 3" (2009).



  



2 komentarze:

  1. tych perełek jest dużo więcej (UE 03, UE 08, UE 10 - 01 La Vie Secrete i wiele innych), ale to jedna najpiękniejszych - zdecydowanie popieram !!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jest i stopniowo pewnie o nich wspomnę http://elmuzyka.blogspot.com/2012/05/klaus-schulze-silver-edition-volume-3.html

    OdpowiedzUsuń