środa, 9 maja 2012

Przemysław Rudź - Paintings


 Starożytny mędrzec Agur napisał kiedyś: "Trzy są rzeczy, które okazały się dla mnie zbyt zdumiewające, i cztery, których nie poznałem: droga orła na niebiosach, droga węża na skale, droga okrętu w sercu morza i droga krzepkiego mężczyzny z dziewczyną". Ja bym dodał do tego jeszcze jedno, współczesne zagadnienie: droga artysty do tajemnic jego syntezatorów. Jak to się dzieje, że w umyśle powstaje akurat taka, a nie inna idea, nabiera ona wyraźnego kształtu i formułuje się w złożony, intrygujący muzyczny proces? Czy jest w tym ręka Boga, przejaw Jego istnienia? Strumień świadomości, który podczas tworzenia przeobraża się w muzykę... Któż, pojmie jak się to dzieje? Tego typu pytania towarzyszą mi podczas słuchania najnowszej, nie wydanej jeszcze oficjalnie płyty Rudzia "Paintings". Przemek Rudź jest artystą nieustannie poszukującym. Osobą z wizją, która ma ambicje odkrywać,  ujarzmiać i kształtować akustyczne formy. Te rzeźbienie w muzycznej tkance przynosi różne efekty, czasami inne niż przyzwyczajenia słuchaczy. Artystę interesuje bardziej rezultat końcowy jego poszukiwań, niż komercyjny sukces wydanej płyty. Nieważne więc czy ta muzyka ukaże się w Generatorze, czy u Rona Bootsa w Groove Unlimited. Pierwsza sugestia jaką niejako kieruje Rudź do odbiorców jest taka: "Nałóż dobre słuchawki i wyłącz to, co mogłoby Cię rozproszyć. Jeżeli tak zrobisz, zrozumiesz co chcę Ci przekazać". Kto polubił  pierwsze płyty Przemka za soczyste i dynamiczne sekwencje, może być trochę zdziwiony. Jest ich tu mniej niż zazwyczaj. Tym razem bowiem, kompozytor buduje klimat przy pomocy subtelniejszych niż do tej pory, środków wyrazu. Sugeruję dokładniejsze wsłuchanie się w treść muzyki. Nie określiłbym jednak najnowszej twórczości Rudzia terminem "ambient". To tematyczne, rozbudowane impresje. Pierwszy obraz "Misanthropic Aliens" jest trzyczęściową, wyraźnie podzieloną suitą. Przemek, idąc śladem Edgara Froese, który onegdaj sam tworzył swoje sample do płyty "Epsilon in Malaysian Pale", udostępnił własnoręcznie nagrane efekty trzeszczącej kry pod stopami przyjaciela na zamarzniętym jeziorze, czy odgłosy własnego sapania. Trochę mroczny początek i treść części drugiej "Helpless Prisoners Of Fiction" dobrze oddaje założenie autora "Wszyscy myślą, że ten pierwszy kontakt to będzie bajka. A co, jeśli obcy będą chcieli nas załatwić?". Part II kojarzyć się może z niektórymi pięknymi nagraniami zespołu Neurionium. Dynamiczna końcówka "Diplomacy Failed" nie pozostawia wątpliwości co do ewentualnego rozwoju akcji. Chociaż w/g mnie jest przesycona optymizmem. Kolejna kompozycja "Sowers Of Quantum Intellects" również zaczyna się serią  dość tajemniczych dźwięków. Jest jednak bardziej wyważona w emocjach i stanowi jakby refleksyjną opowieść o cywilizacjach, które rozrzucają po kosmosie formy inteligentnego życia. Podobnie jak krótka "Kosmiczna pierwotna zupa" podczas słuchania której łatwo o takowe skojarzenia. Po tym swoistym oddechu znów pora na klimaty bliskie grozy. Autor przyznaje się do zauroczenia filmem The Thing, którego obie edycje (1982 i 2011) uznaje za udane. Po raz pierwszy Rudź prezentuje cover tematu Ennio Morricone, nad którym jak pamiętam z naszych licznych rozmów, niemało się napracował. Gdy słucham trzech części "Who Goes There?", nie tylko łatwo przypominam sobie klimat tych filmów, ale dochodzę do wniosku, że Przemek bliski jest w swojej wizji twórczości jednego z najciekawszych polskich grafików - Michała Karcza. Jego obrazy idealnie pasują do tej niepokojącej muzyki. Końcówka suity - "Aftermath" wiernie oddaje nastrój bezradności i niemocy pozostałych przy życiu bohaterów cyklu. "Wylęgarnia bytów astralnych"  - ulotna, oniryczna forma, przygotowuje do finałowej suity. A ta zgodnie z konceptem celebracji nastoju, powoli, z dźwięków niepodporządkowanych, fluktuacji, przeradza się w bardziej stabilny i określony w treści  byt. Jednak "Ukryte zakątki naszego ego" już z definicji nie mogą być reprezentowane przez lekko strawne dźwięki. Dlatego też, przez pierwsze 10 minut słuchacz raczony jest  dość swobodną i niezobowiązującą formą. To również zasługa Smoka, który w intro podkłada dźwięki z poznańskiej ulicy. Ale jak wspomniałem na początku tego eseju (smile), Przemek podbija w karby rozumu i swojej silnej jaźni podległe mu tytułowe obrazy. Nic dziwnego, że zaczyna być miejscami wyczuwalny porządek i  harmonia. Wędrująca sekwencja Adama Bórkowskiego jest też tego zestawu istotnym elementem. Nagranie nie kończy się wyraźnym akcentem, raczej zostawia pewne niedopowiedzenia, które wypełni wyobraźnia słuchacza. Rudź w dalszym ciągu udowadnia, że nie jest niewolnikiem jednego pomysłu, pokonuje niewidzialne bariery swojej jaźni i te widzialne - ludzkiej ignorancji.

Przemysław Rudź - Paintings:
1. Misanthropic Aliens
part 1 - Whispers From The Ancient Permafrost
part 2 - Helpless Prisoners Of Fiction
part 3 - Diplomacy Failed
2. Sowers Of Quantum Intellects
3. Cosmic Primordial Soup
4. Who Goes There?
part 1 - That's Not A Dog!
part 2 - Perfect Imitation (Humanity Reprise)
part 3 - Aftermath Of U.S. Outpost 31
5. Astral Beings Hatchery
6. Hidden Nooks Of Our Ego (feat. Adam "Smok" Bórkowski)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz