niedziela, 26 lutego 2012

Jeff Wayne's - Musical Version of The War of The Worlds


       Gdyby ktoś spytał mnie, jaką poleciłbym mu wybitną płytę z progresywnym rockiem, kierując się wielkim sentymentem wymieniłbym w pierwszym rzędzie Jeff Wayne's Musical Version of The War of The Worlds. Pierwszy raz usłyszałem tę znakomitą muzykę w 1978 roku mając 14 lat, z jakiegoś kiepskiego monofonicznego radia. Nie przeszkadzało to zbytnio mojej młodzieńczej wyobraźni w tworzeniu obrazów krwiożerczych Marsjan atakujących naszą planetę. Dziennikarze Polskiego Radia byli tak mili, że przed emisją tłumaczyli  angielskie teksty, więc intensywność przekazu była wysoka. Lektura książki Wellsa i niesamowita żywiołowość muzyki skomponowanej przez Jeff'a Wayne odcisnęły na mnie swoje piętno. Szybko polubiłem fantastykę i tę muzykę, która z upływem czasu okazała się być prawdziwym majstersztykiem. Z czasem, dowiedziałem się, że w rejestracji nagrań wzięło udział wielu znakomitych artystów. Począwszy od narratora, znakomitego Richarda Burtona, poprzez rockowych wykonawców typu Phil Lynott czy Justin Hayward. Wszystko, co zapisano na dwóch krążkach było ekscytujące. I efekty otwierania włazu marsjańskiego pojazdu, stereofoniczne tricki, wspaniały bas... Potężny dźwięk snopu gorąca, który z fantazją emitował Jo Partridge i rewelacyjne wstawki orkiestrowe. Moc i rozpęd ostrych solówek, piękne egzaltowane wykonanie "Forever Autumn". Pełne ekspresji chórki, czy dowcipne zakończenie z dialogiem kosmonautów NASA. Pierwsze stereofoniczne odsłuchanie tej muzyki było jak kolejne objawienie (smile). Doskonała jakość techniczna, z jaką uwieczniono tę muzykę, dodatkowo wzmacnia efekt. Podziwiam wyobraźnię kompozytorów, ten szczególny eklektyzm - mistrzowskie połączenie elektroniki, rocka i muzyki orkiestrowej. Na dialogach Artylerzysty z  Dziennikarzem uczyłem się moich pierwszych angielskich słówek, a syntezatorowe wstawki Kena Freemana zwróciły moją uwagę na  te nowoczesne instrumenty. Niedawno spotkała mnie miła niespodzianka. Okazało się że w 2009 roku wydano płytę DVD ze współczesnym wykonaniem tego musicalu. Dodam, że bardzo wiernym oryginałowi i znów pięknie brzmiącym.  Film pokazujący tę inscenizację, a właściwie zapis koncertu, pokazał nie tylko imponującą scenografię, ale obok nowych młodych aktorów, również starszych weteranów -  muzyków. To był wzruszający moment.  To trzeba zobaczyć. Choćby to, jak technikom udało się "wskrzesić" głowę Richarda Burtona i "wkleić" ją w akcję. W internecie jest dużo informacji o tej muzyce i jej wykonawcach, starszych wydaniach, wznowieniach, remiksach i najnowszej wersji. Są również dostępne bilety na nową jego edycją w Polsce, w styczniu 2013 roku. Tak, ten musical najwyraźniej jest nieśmiertelny.




2 komentarze:

  1. Piękny album! Pierwszy raz słuchałem go w Trójce. Nagrałem sobie wszystko na kasetę -mam ją pewnie do dziś, muszę poszukać.
    Kilka razy chciałem kupić analoga, ale zawsze coś pilniejszego wyskakiwało....

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja miałem ten album już parę razy na CD. Piękne przeżycie.

    OdpowiedzUsuń