czwartek, 30 czerwca 2011

Maciej Wierzchowski Vanderson - Music In My Mind


      Mimo iż muzyka elektroniczna jest w naszym kraju gatunkiem ciągłe mało docenianym, pojawia się coraz więcej tworzących ją kompozytorów. Nagrywają oni płyty własnym kosztem, a czasami zostają zauważeni przez duże oficyny wydawnicze. Tak też było w przypadku Macieja Wierzchowskiego z Grudziądza. Ten 33-letni muzyk może pochwalić się sześcioma albumami, które sprzedawane są w znanym niemieckim labelu SynGate Records. Obok wydawnictw Schönwäldera, Detlefa Kellera czy Roberta Schroedera leżą kompakty polskiego muzyka. To miłe, prawda? Prócz tego wydał jeszcze kilka płyt domowym sposobem.  Co oferuje ten muzycznie płodny elektronik? Z początku była to muzyka typowo sekwencyjna, w stylu uznanych niemieckich gwiazd jak Klaus Schulze i Tangerine Dream. Taka jest zawartość "Echoes of Darkness" czy "Earth Moving". Ja jednak, szukając typowo autorskich akcentów, pragnę polecić muzykę z  "Music In My Mind" z 2007 r. Urzekający spokój, jaki płynie z głośników w trakcie tytułowego Intro, jest lepszy od tabletek Etopiryny. Kolejne dwie produkcje, Total Destruction i Destination Road Part I to lżejsze gatunkowo, dynamiczne konstrukcje, gdzie powtarzalność nie nuży, a prosty beat akceptuje się w naturalny sposób. Pomimo że to bardziej pop niż rock, miło się tego słucha. Muzyka a`la Marek Biliński. Paranormal zaczyna się sztucznie deformowanym głosem. Rozkołysane dźwięki odbijające się echem będą dominować przez cały utwór, kursować po muzycznym spektrum, a dość rozbudowany, łamany rytm i efekty dzielnie im towarzyszą. Elements zaczynają świerszcze i pluskanie wody.  Mogą się podobać przyjemne pulsacje  i zgrabne solo. Optymizm i pozytywne wibracje to główne zalety tej kompozycji. Project '79 - dużo efektów przypominających mi stare gry telewizyjne, brzmień  z Atari  i Commodore.  Reflection epatuje podobnymi efektami z plastikowych samograjów, które nagromadzone w dużej ilości robią za tło do niefrasobliwie granych solówek. W Hoogie Maciej wplótł bezpretensjonalny głos swojego 2,5-letniego wówczas dziecka, co nadało utworowi żartobliwy charakter. Project '78 przypomina trochę piosenki zespołu Kraftwerk, głos zmodyfikowany przez efekty wspiera regularny, prosty rytm. Destination road - Part 2 spina klamrą cały projekt. To spokojny utwór, gdzie kilka warstw rytmicznych nie zagłusza łagodnych jak fale brzmień syntezatorów. Trochę modyfikacji i przeobrażeń i płyta w całości poświęcona małemu synkowi kończy się pogodnie, tak samo, jak się zaczęła.  Muzyka, choć przystępna i rytmiczna, ma w sobie coś więcej niż przebojowe melodie. Zagrana lekko i subtelnie, bardziej mi się podoba niż niektóre długie suity z innych jego płyt.
     Vanderson sprawia wrażenie wszechstronnego muzyka, któremu bez problemów przychodzi zmiana charakteru i stylu na kolejnych krążkach. Na pewno warto je również przesłuchać i cieszyć się inwencją autora. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz